Ariana | Blogger | X X

niedziela, 28 października 2018

Od Jimina CD Andrewa

 - Za dwadzieścia minut masz być u mnie i nie radzę się spóźnić. - I rozłączył się.
Czy ten debil myślał, że przemierzę całe miasto w niecałe pół godziny? Pomińmy fakt, że nie mam własnego auta, więc chcąc nie chcąc byłem zdany na komunikację miejską. W mgnieniu oka nieco założyłem buty i biegiem podążyłem na najbliższy przystanek. Nie zwróciłem nawet uwagi na to co mam na sobie, a wyglądałem jakbym dopiero zerwał się z łóżka pod wpływem złego snu.
 - Cholera. - Przekląłem jeszcze marznąc na przystanku, a jakaś staruszka zmierzyła mnie karygodnym spojrzeniem.
 - Co się pani gapi?! - fuknąłem na nią, a ona zdezorientowana odwróciła wzrok.
17 minut.
Nadjechał autobus, oczywiście nieco spóźniony, a do domu mojego sponsora zostało ponad piętnaście minut drogi. W tamtym momencie żałowałem, że Elmo jest tak cholernie duże, a z drugiej strony cieszyłem się, bowiem ten autobus rzadko kiedy się spóźniał i jeździł w miarę szybko, toteż jest duże prawdopodobieństwo, że przybędę do Andrewa równo z końcem mojego czasu.
~*~*~*~*~
Wielokrotne uciekanie przed policją nareszcie w czymś się przydało. Z przystanku do domu mężczyzny został zaledwie kilometr a ja miałem jakieś dobre 3 minuty. Przechodnie obdarzali mnie zirytowanym spojrzeniem, gdy na kogoś wpadałem i jeszcze nie miałem czelności przeprosić, ale w końcu dotarłem do celu. Bez większych zobowiązań prawie wyważyłem drzwi i zdyszany oparłem ręce na kolanach, gdy tylko zauważyłem bruneta.
Po jakże interesującej wymianie zdań, która zakończyła się tym, że wypiłem trochę whiskey, a jednocześnie mini sporem między mną a chłopakiem, ten zaczął do mnie podchodzić patrząc na mnie spod byka.
Dalej nie przyzwyczaiłem się do tego, że robiłem tylko za płatnego kochanka, albo jak kto woli dziwkę. Zazwyczaj to inni ludzie byli na moje skinienie, kobiety, mężczyźni... Wielu robiło wszystko bym tylko oddał się w ich ramiona i pozwolił spędzić ze sobą noc. Wiedziałem, że ich pociągam i czułem się niesamowicie pewny siebie. Bawiłem się ich uczuciami i manipulowałem tak bardzo jak tylko mogłem. Teraz nieco mojej odwagi uleciało, ponieważ tym razem to nie ja dyktowałem zasady, a o głowę wyższy ode mnie mężczyzna. Mogło być gorzej?
Momentalnie przyszpilił mnie do kuchennego aneksu zdecydowanie naruszając moją przestrzeń osobistą. Mój oddech zdecydowanie przyspieszył. Emerson zniżył się do mojego poziomu.
 - I co teraz? - wyszeptał prosto w moje usta, a ja wyczułem zapach papierosów, które swoją drogą ubóstwiałem nie mniej niż kokainę.
Chwycił mój podbródek, a ja toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę. Stawiać mu się i całe życie robić na złość, czy być grzecznym i potulnym barankiem?  Niepotrzebne skreślić. Pierwsza opcja wydawała się mniej bezpieczna, a jednocześnie niosła za sobą pewne ryzyko i dreszczyk emocji. 
Jedno lekkie muśnięcie. Miał strasznie spierzchnięte wargi. Z początku czułem lekkie obrzydzenie. Z iloma facetami przede mną już się całował? Szybko do nich jednak przywykłem i starałem się znaleźć w tym jakąś pozytywną stronę. Może będzie całkiem przyjemnie?
Całował mnie bez większych uczuć, później nieco bardziej namiętnie przez co zaczęliśmy toczyć swego rodzaju walkę o dominację. Z góry było wiadome kto wygra, lecz mimo to dalej próbowałem się jakoś przeciwstawić. Oddawałem pieszczoty z ogromną zaciętością raz po raz uśmiechając się z tryumfem. Moja pewność siebie nagle, całkiem przypadkiem do mnie powróciła. Próbowałem więc robić mu na przekór, to przygryzając mu wargę, to ciągnąc trochę mocno za włosy. Oczywiście nie szczędząc mu przy tym ironicznych komentarzy, na które Andy odpowiadał tylko uśmiechem i kontynuował swoją pracę. Szczerze mówiąc, nawet odczuwałem swego rodzaju przyjemność, więc nie zniosłem tego jakoś bardzo źle.
 - Nawet nie wiesz jak dobry mam gust, że ciebie wybrałem. - Przejechał językiem po mojej szyi.
 - Nie musisz mi tego mówić. - Wywróciłem teatralnie oczami. - Nie ty pierwszy i nie ostatni mi to mówisz. Wiesz ilu ludzi chciałoby mnie mieć teraz tylko na wyłączność? - Zdecydowanie moja pewność siebie powróciła...
 - Od teraz masz być tylko na moje zawołanie. To kolejna zasada, o której ci chyba nie wspomniałem. Chce cię mieć na własność. - Przejechał ręką po wewnętrznej części mojego uda.
 - Nie wiem czy to będzie możliwe... Musisz się bardziej postarać skarbie. - Zarzuciłem ramię na szyję bruneta i powróciłem do poprzedniej czynności. 
W mgnieniu oka pozbawiliśmy się ubrań i wylądowaliśmy na niezwykle miękkim materacu Emersona.
~*~*~*~*~
Leżeliśmy obok siebie na ogromnym łóżku mężczyzny. Dosłownie przed chwilą wszystko dobiegło końca, a jedyne czym byliśmy owinięci to szara pościel. Spoglądałem tylko w sufit nie odzywając się ani słowem.
 - Możesz już wyjść. - bąknął podnosząc się i zakładając swoje ciuchy.
Dobra, nieco mnie wmurowało. Nie tego się spodziewałem. Gdzie słowo dziękuję, albo chociaż miło było spędzić z tobą czas? Nie dałem tego jednak po sobie poznać i poszedłem w jego ślady.
 - A pieniądze? - prychnąłem od niechcenia.
 - Aż tak ci na nich zależy? - Fuknął z dezaprobatą. - Prześlij mi dzisiaj swój numer konta, a dostaniesz obiecaną sumkę, a teraz spadaj.
 - Do nie zobaczenia. Było miło. - Uśmiechnąłem się cynicznie tak jak to miałem w zwyczaju i zamknąłem drzwi z głośnym trzaskiem.
Tym razem już zdecydowanie wolniej szedłem do swojego mieszkanka. Co prawda dom mężczyzny wyglądał o wiele lepiej niż mój, aczkolwiek cieszyłem się niemiłosiernie z powrotu. Nie żeby nie podobało mi się to co przed chwilą między nami zaszło, bowiem Andrew nie był taki zły jak mi się wydawało, co nie zmienia faktu, że dalej zamierzam robić mu na złość.

 - Gdzie byłeś? - To było jedne z pytań mojego rodzeństwa, gdy tylko przekroczyłem próg domostwa. Oczywiście nie zdradziłem im mojej nowej pracy. Wymyśliłem jakąś beznadziejną wymówkę i udałem, że mam jakąś bardzo ważną sprawę do załatwienia. Pierwsze co zrobiłem oprócz ułożenia się wygodnie na łóżku to odpaliłem telefon i podałem mój numer konta po czym zająłem się wymyślania choreografii na jutrzejszą próbę.

*time skip kilka dni później* 

Handsome_Andy: Taki jesteś zapracowany, że nie masz czasu dla jednego z bogatszych ludzi w tym przeklętym mieście?

AranciaChimmy: Ty się nie prosisz, a ja nie siedzę w twojej głowie dzbanie, zresztą widzieliśmy się kilka dni temu :v

Handsome_Andy: Cóż, przykro mi. Niedługo znowu będziesz zmuszony mnie zobaczyć

AranciaChimmy: Jeśli wypłacisz mi tyle pieniędzy co ostatnio to jestem w stanie znieść nawet twoją parszywą twarz

Handsome_Andy: Na to trzeba sobie zasłużyć, póki co jedyne co zrobiłeś dobrze to ostatnia noc

AranciaChimmy: Czemu nie dziwi mnie fakt, że ci się podobało? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Handsome_Andy: Nie bądź taki pewny siebie, w każdej chwili mogę cię zastąpić kimś sto razy lepszym 

AranciaChimmy: Mnie się nie da zastąpić, musisz zdać sobie w końcu z tego sprawę :c

Handsome_Andy: Zakończmy ten temat. W ramach rekompensaty możesz wysłać mi jakieś swoje zdjęcie, bo umowa też je zawierała

AranciaChimmy: Jakoś mi się nie chce :v

Handsome_Andy: To nie była prośba tylko polecenie

AranciaChimmy: Ajć, po co te nerwy? Łap na uspokojenie, bo ci jeszcze żyłka pęknie :(

*Użytkownik AranciaChimmy wysłał załącznik*

AranciaChimmy: Na więcej, dzisiaj nie licz
AranciaChimmy: Chociaż wiesz co, masz jeszcze jedno z teraz

*Użytkownik AranciaChimmy wysłał załącznik*

Handsome_Andy: Chcesz żebym był zazdrosny? Zresztą umowa była jasna - jesteś mój
AranciaChimmy: Właśnie BYŁA, powiedziałem że nic nie obiecuję
AranciaChimmy: Spadam papa :*

*Użytkownik AranciaChimmy jest offline*

Andrew? Nie mogłam sie powstrzymać wybacz xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz