Ariana | Blogger | X X

wtorek, 31 lipca 2018

Od Gabriela CD Riley

Podobno po stracie człowieka zaczynamy go doceniać. Czemu więc ja wciąż nie potrafiłem docenić ciotki Francesci? Czemu wciąż myślałem o niej jako o bezdusznej kobiecie, której zależało tylko na opinii innych? Dlaczego nawet po jej śmierci nie potrafiłem jej wybaczyć? Czemu w jej stracie najbardziej zabolał mnie fakt, iż zostałem sam? Czy jestem aż tak samolubny? Tyle pytań, żadnej odpowiedzi. Od chwili gdy dowiedziałem się o jej odejściu nie uroniłem ani jednej łzy. Może to i lepiej. Snując te przemyślenia wyszedłem na korytarz, gdzie napotkałem Riley sprzątającą po naszej ostatniej powodzi. Widząc mnie dziewczyna szybko złapała za telefon i zaczęła czegoś szukać.
- Co robisz? - spytałem nieco zdezorientowany.
- A jak myślisz? Dzwonię do szefowej żeby wziąć wolne. Przecież nie zostawię cię tu samego. - oznajmiła oczywistym tonem. W mgnieniu oka wyrwałem jej komórkę z dłoni.

- Hej! Co robisz!? - krzyknęła próbując odzyskać urządzenie, jednak zważywszy na jej i moj wzrost nie miała szans.
- A jak myślisz? - bąknąłem, lecz widząc wzrok dziewczyny mówiący *Uważaj, bo będziesz spał na kanapie!* westchnąłem głośno. - Skarbie, musisz iść do pracy. Poza tym ja i tak tutaj nie zostanę.
- Jak to?
- Jako jedyny członek rodziny ciotki to ja jestem odpowiedzialny za pogrzebiny. Chciałbym z tobą zostać ale nie mogę... - wymamrotałem oddając brunetce urządzenie i opierając głowę na jej ramieniu. Ukochana ujęła moją twarz w dłonie i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek.
- Rozumiem. - wyszeptała, wpatrując się w moje oczy. - Czyli będę musiała wziąć cały tydzień. - dodała, ponownie próbując wybrać numer do swojej szefowej.
- Nie jedziesz ze mną. - powiedziałem, starając się wywołać jak najbardziej pewny i zdecydowany ton. W rzeczywistości bardzo chciałem, żeby Riley była przy tym razem ze mną.
- Jadę! Chcę być razem z tobą, chcę cię wspierać! - oznajmiła, cmokając mnie w policzek.
- Rozumiem, ale... Co z pracą? Wyleją cię na zbity pysk! - burknąłem, próbując przekonać brunetkę do pozostania w domu. Chyba muszę popracować nad szukaniem porządnych argumentów... Dziewczyna machnęła ręką.
- Ewentualnie będziesz mnie utrzymywał... - roześmiała się dziewczyna.
- Życie na zasiłku dla bezrobotnych nie jest kolorowe! - rzuciłem, próbując wywołać uśmiech. Ukochana spojrzała na mnie z rozbawieniem, a następnie przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
- Rób co chcesz, ja i tak jadę z tobą! - zakomunikowała wracając do ogarniania syfu, jaki wczoraj po sobie zostawiliśmy. Westchnąłem głośno i ruszyłem do garażu po narzędzia. W osatniej chwili, tuż przed drzwiami zatrzymałem się i skierowałem wzrok na Riley.
- Za dużo dla mnie poświęcasz... Nerwy, kran, majtki, tyle pieniędzy na motocykl, a teraz chcesz pozbyć się dobrej opinii szefowej. - powiedziałem, odtwarzając w myślach wydarzenia z ostatnich dwóch nocy.
- To się nazywa miłość skarbie. - odparła z najpiękniejszym odkąd ją poznałem uśmiechem, który napełnił moje skamieniałe serce ciepłem. "To się nazywa miłość" powtarzałem bezustannie grzebiąc w narzędziach i naprawiając zepsuty kran, kolejny zresztą w ciągu dwóch dni. To uczucie chyba zawsze będzie się opierało na powodziach.

Riley? Doczekałaś się! Tak jak obiecałam, przed końcem lipcaa :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz