Ariana | Blogger | X X

niedziela, 24 czerwca 2018

Od Sebastiana

Przez ten hałas, który jakimś cudem przedostawał się przez ściany szatni, nie dało się usłyszeć własnych myśli. Serio. Kiedy tylko próbowałem się skupić, skierować tok rozumowania w jedno miejsce i po prostu ogarnąć, krzyki podekscytowanych ostatnim meczem widzów sprawiały, że wracałem do punktu wyjścia. Klnąc na tyle cicho, aby trener mnie nie usłyszał, zakryłem uszy dłońmi. Jeszcze tylko kilka minut, tamci zejdą w boiska, a nasza drużyna pójdzie grać o wszystko. Dosłownie. Od tego meczu zależą nasze oceny, życia i pewnie dusze, bo ten gburowaty nauczyciel na pewno nie jest człowiekiem, tylko jakimś diabłem wcielonym. Ah, jeszcze tytuł młodych mistrzów piłki nożnej, ale to poboczny cel. Każdy z nas idzie tam z myślą "Albo wygramy, albo Woods przetrzepie nam skórę, zamorduje i wywiezie do lasu". Może nie w tej kolejności, jednak aluzję da się załapać.
Kapitan drużyny wyszedł z biura trenera o wiele bardziej zdenerwowany niż wcześniej. Momentalnie wyprostowałem się i zerknąłem w stronę chłopaka. Nie chciałem mu podpadać, a u Jacka to łatwo, zwłaszcza, że Woods musiał zrobić mu niezły wykład na temat wygranej w meczu.
Zdziwiłem się więc, kiedy kapitan jedynie machnął ręką i założył na ramię opaskę. Bez słowa minął nas, siedzących na ławkach i czekających na boskie zbawienie, po czym skierował się w stronę korytarza. Chcąc nie chcąc, musiałem zrobić to samo. Po chwili już całą naszą grupą wyszliśmy na zewnątrz, aby stanąć twarzą w twarz z przeciwnikami.

***

Pierwsza połowa meczu poszła całkiem dobrze. Gol dla nas, za cenę powalenia przez rosłych napastników przeciwnej drużyny skrzydłowego. Ale poradzimy sobie. Mimo wszystko, mamy po swojej stronie wilkołaka, czyż nie?
Taaak, to było oszustwo. Jednak, skoro jestem przedstawicielem tej rasy, czemu mam nie korzystać ze wszelkich błogosławieństw, jakie to oferuje?
Podbiegłem do piłki, silnym kopnięciem wybijając ją spod nóg przeciwnika. Zrobiłem to za mocno, o wiele za mocno, wkładając w to całą swoją zawziętość i chęć wygranej, przez co biedny bramkarz wpadł do siatki wraz z łapaną piłką. Na szczęście, nieco zdezorientowany sędzia zaliczył to jako punkt, ale zobaczyłem, że zaczyna mi się bacznie przyglądać. Wzruszyłem więc ramionami w geście mającym oznaczać, że nie wiem, o co chodzi. Wróciłem do gry, napełniony energią, będąc na skraju przemiany. Po czym to wywnioskowałem?
A no przez to, że zacząłem myśleć jak wilk. Ludzie byli zwierzyną, a ja - łowcą. Zatrzymałem się nagle, chwytając się za włosy. Spróbowałem się uspokoić, skupić, cokolwiek, ale znowu ten cholerny tłum krzyczał i zagrzewał swoje drużyny do walki. To nie pomagało zupełnie, ba, czułem, że jeszcze chwila, a zamiast zawodnika będą mieli rozszalałe zwierzę.
Pchany przeczuciem, spojrzałem w stronę lasu, do którego przylegało boisko. Mimo, że drzewa były ukryte w nocnym mroku, zobaczyłem między nimi dwa świetliste punkty. Czy raczej oczy. Ktoś tam był i zapewne obserwował całą sytuację.

Ktoś, coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz