- Kiedyś na pewno. - Zamyślił się. - Czeka mnie jeszcze jedno spotkanie z typkiem, który zabił rodziców.
- Co? Po co znowu? - Zmarszczyłam brwi i podniosłam się by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Chcę się zemścić. - Wzruszył ramionami z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie! - Powiedziałam może zbyt emocjonalnie. - Znowu coś ci się stanie, poza tym nie możesz tak sobie o zabić człowieka.
- Nikt nie będzie o tym wiedzieć.
- Ja będę. Austin! - pisnęłam. - Proszę nie rób tego. - Złapałam go za rękę i lekko nią potrząsnęłam zapominając o ranach bruneta.
- Dobra, skończmy ten temat. - Westchnął wyraźnie zmęczony.
- Obiecujesz, że nie pójdziesz? - Upewniłam się tylko
- Niech ci będzie obiecuję.
- Dziękuję! - Objęłam szyję Jones'a ramionami i zostawiłam musnęłam ustami policzek mężczyzny.
Ten dzień minął wyjątkowo spokojnie, bowiem ograniczał się raczej do rozmów na błahe tematy, leżenia w łóżku i w moim przypadku posiłków z Anną, bo Austin spędzał z nią więcej czasu.
~*~*~*~
Ze względu na nasze lepsze samopoczucie już następnego dnia siostra bruneta pozwoliła nam wrócić do siebie. Oczywiście, gdy tylko usłyszałam tę informację ucieszona zaczęłam się ogarniać, gdyż stęskniłam się za przyjaciółmi oraz Toby'm.- Dziękujemy za pomoc. - Pożegnałam się w drzwiach z dziewczyną i uściskałam ją jak to miałam w zwyczaju.
- Do zobaczenia. - Mężczyzna pomachał jej co odwzajemniła.
I korzystając z faktu, że znajdowaliśmy się w dobrze znanym mieście wróciliśmy do Zimowego Poranka.
- Austin? - Zagadnęłam niepewnie.
- Hm?
- Na pewno nie zrobisz nic temu facetowi?
- Czemu tak ci na tym zależy? - Spytał z ciekawością.
- Bo przez to możesz mieć problemy... Plus wiesz jakie to jest dziwne uczucie, kiedy dzień w dzień spotykasz mężczyznę który zabił już kilku innych ludzi? - Prychnęłam.
- Zabiłaś tego swojego Azjatę i kilku innych... - Zaśmiał się cicho.
- To jest inna sprawa. - Wywróciłam teatralnie oczami chcąc pokazać mu, że jestem zirytowana.
- Zostawmy ten temat w spokoju, już ci powiedziałem.
- Niech ci będzie. - I dokładnie w tym momencie dotarliśmy do celu, toteż otworzyłam zakluczone drzwi i bez pożegnania udaliśmy się do siebie gdzie od razu rzuciłam się na moje łóżko.
Mimo że ostatnimi czasy żywiłam do Austina nieco większe uczucia niż wcześniej, to na jakiś czas miałam go chyba dosyć.
Następne dni mijały wyjątkowo spokojnie. Życie płynęło swoim tempem, a ja skupiałam się na pracy, zimowych spacerach z Tobym (raz nawet udało mi się wyciągnąć Jones'a i Argo na krótką przechadzkę) i spędzaniu czasu ze znajomymi.
Ostatnio jakoś tak mniej czasu spędzałam razem z brunetem, a nasze rozmowy ograniczały się do krótkiego hej gdy zobaczyliśmy się w salonie bądź w kuchni. Był zajęty plus nie chciałam mu przeszkadzać ani się narzucać. Jeśli będzie chciał to przyjdzie sam, choć przyznam iż w głowie kotłowały mi się myśli i tysiące pytań. Nie dawałam tego po sobie poznać, przynajmniej nie przy nim samym i dalej żyłam swoim życiem. W sumie to nawet kompletnie zapomniałam o problemach Austina i o danej mi obietnicy. No... ,,Obietnicy"...
W końcu jednak przełamałam pierwsze lody i praktycznie znowu ot tak wlazłam sobie do jego życia przy okazji jak zwykle bez pukania wchodząc do jego pokoju.
- Em... Hej - Zaczęłam niewinnie.
- Co tam? - Siedział sobie przy biurku i analizował jakieś papiery swoją drogą rozwalone po całym pokoju.
Na łóżku natomiast spokojnie drzemał sobie Argo, który chyba przywyknął już do mojej obecności.
- Tak przyszłam pogadać, dawno cię nie widziałam. - Uśmiechnęłam się wzruszając ramionami. - Robisz coś ważnego?
- Trochę, ogarniam jakieś informacje na temat tej mafii co nas porwała. Victor mówił, że dość sporo jej członków może być na wolności i mogą stwarzać zagrożenie. - Powiedział wzdychając nawet nie unosząc wzroku znad kartki.
- Niefajnie...
- W każdym razie trzeba to szybko rozwiązać, więc ostatnio jestem trochę zapracowany. Trochę bardzo... - Po raz pierwszy od początku naszej rozmowy spojrzał na mnie i przy okazji posłał mi przepraszający uśmiech.
W między czasie zerknął kątem oka na zegarek.
- Muszę iść, obiecałem Victorowi, że będę wieczorem. - Mruknął. - Zerkniesz na Argo? Dzięki! - I najprościej w świecie zniknął za drzwiami.
- Jasne. - powiedziałam szeptem sama do siebie i wymieniłam z psem porozumiewawcze spojrzenie.
Argo mniej więcej przywykł do mojej obecności i póki nie zaczepiałam go z byle powodu i nie przeszkadzałam to nawet mnie znosił, tak więc gdy zaczął bez celu chodzić po mieszkaniu i szczekać pod drzwiami gdzieś wygrzebałam smycz i wyszłam z nim na krótki spacer. Wbrew pozorom jak na styczeń było ciepło i nawet przyjemnie, więc zajęło mi to dłużej niż myślałam, gdyż chodziłam drogami na około i przy okazji zatrzymałam się w parku. Psu to nie przeszkadzało, a nawet był zadowolony więc przysiadłam chwilę na ławce by się zrelaksować. Nadszedł czas by wracać, więc to zrobiliśmy i akurat gdy zauważyłam nasz dom za rogiem, na podjazd podjechało dobrze znane mi auto. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc bmw Austina. Przyspieszyłam więc tempo chcąc mu się pokazać. On natomiast stał tyłem i coś przekładał do bagażnika, nie pomyślał jednak, że tak głupia osoba jak ja mogła wyjść o tej godzinie na spacer.
- Austin? - Obrócił się gwałtownie w moją stronę, dobra myślałam że już dawno temu mnie zauważył, gdyż zawsze był o krok przede mną, lecz nie tym razem.
- Hm?
- Po co ci karabin w bagażniku? - Wskazałam ręką na przedmiot, który znajdował się już w środku i który widziałam zaledwie przez ułamek sekundy, ale przecież nie mogłam się pomylić.
To był karabin maszynowy na 100%.
Austin?
885 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz