Podróż ciągnęła się niemiłosiernie długo. Siłą powstrzymywałem się, aby nie zasnąć, co niestety nie udało się mojemu towarzyszowi, który większość lotu przespał na moim ramieniu. Szczerze mówiąc, gdy tak obserwowałem jego spokojną twarz, uświadamiałem sobie, że z każdą chwilą, chłopak przestaje być dla mnie obojętny, co było... dziwne. Dziwne, tak jak to, że nie miałem ochoty nie niego fuknąć, gdy umościł się na moim ramieniu. Ludzkie uczucia przestają być mi obce?
***
- Panowie zapewne w celach biznesowych? - zagadnął szofer, zerkając na nas z lusterka. Jimin wlepił znudzone spojrzenie w krajobraz za oknem, więc chcąc czy nie, to ja musiałem ciągnąć rozmowę. Przynajmniej tak nakazywała etykieta.
- Można tak powiedzieć... Skąd pan wiedział? - spytałem, mając nadzieję, że szofer przekaże mi nieświadomie jakieś ważne informacje o moim ojcu.
- Cóż... Zmierzamy do willi Rising Sun. Pan Hudson zaprasza tam tylko i wyłącznie ważne osobistości... - wyjaśnił, zawieszając się na chwilę. - ...i rodziny. - dodał, nieco markotniejąc. Posłałem mu zdezorientowane spojrzenie, chcąc nakłonić go do dalszego mówienia, lecz mężczyzna nie kontynuował. Przez kilka minut jechaliśmy w ciszy. Znudzony Jimin oparł swoją głowę na moim ramieniu i w dalszym ciągu wpatrywał się w mijane ulice Los Angeles. Kierowca wymienił ze mną jeszcze kilka zdań o pogodzie, ale nie wspomniał już o ojcu. Temat rodziny był zapewne tematem tabu w otoczeniu mojego taty. Dziwne...
Nim się zorientowaliśmy, samochód zaparkował przed ogromną willą, kilkanaście razy większą od mojej posiadłości w Elmo.
- Andy? - mruknął Jimin, gdy otrzymaliśmy nasze bagaże.
- Co?
- Ja... Nie chcę... - bąknął z cierpiętniczą miną.
- Co? - burknąłem nieco zdezorientowany. Czy on chce mnie wystawić?
- Co, jeśli on nie zaakceptuje tego, że jesteś homo? Albo mnie nie polubi? Albo w ogóle nie uwierzy, że jesteśmy razem? Wygoni nas czy coś? - ciągnął smutno. Gdyby tylko wiedział, że w mojej głowie krążą te same pytania. Chciałem się tym nie przejmować, ale z każdą kolejną sekundą moje wątpliwości narastały. Chciałem, żeby mnie zaakceptował? Pokochał? Zobaczył, że nie jest mi do niczego potrzebny? Czego ja chciałem?
- Proszę cię, rób to, co ja, a będzie dobrze dzieciaku. - powiedziałem, starając się, aby mój wiecznie złośliwy głos, brzmiał teraz jak najbardziej naturalnie. Przecież nie powiem mu, że sam nie wiem jak mam się zachować.
- Debil. - bąknął, łapiąc swój bagaż. Limuzyna zdążyła już dawno zniknąć za zakrętem, więc czy tego chcieliśmy czy nie, nie było już odwrotu.
- Jego opinia powinna znaczyć dla ciebie tyle, co zeszłoroczny śnieg albo wrzód na dupie tego szofera. - przewróciłem oczyma i objąłem go w pasie, przyciągając do siebie.
- Chu*owe porównanie. - mruknął, przyciskając się do mnie, po czym ruszyliśmy w kierunku schodów posiadłości.
- Miejmy to już za sobą. - szepnąłem do niego, widząc wysokiego mężczyznę stojącego w drzwiach. Bruce Hudson? Czy to ty? Szczerze mówiąc, wyobrażałem sobie go inaczej. Ku mojemu niezadowoleniu okazało się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Co mam zrobić, gdy do niego dotrę? Uścisnąć dłoń? Wpaść w ramiona. Odruchowo przyciągnąłem Jimina jeszcze mocniej. W końcu dotarliśmy do drzwi. Dwadzieścia lat rozmyślań, co mógłbym powiedzieć mojemu ojcu, gdy w końcu go poznam, nagle zniknęło.
- Cześć tato. - wydukałem i nie wiedząc zbytnio co zrobić, wysunąłem dłoń w jego kierunku.
- Och Andy. Nareszcie mogę cię poznać... Synku. - powiedział mężczyzna, a w jego oczach zobaczyłem kilka malutkich łez. Przez chwilę miałem wrażenie, że chce mnie uściskać, jednak na szczęście ograniczył się do podania ręki. - A więc to jest twój hm... partner. - zagadnął wyciągając dłoń, również w kierunku chłopaka.
- Witam. Jestem Jimin. Miło mi pana poznać. - powiedział Azjata, jak gdyby mówił wyuczoną wcześniej formułkę.
- Wchodźcie. Wszyscy na was czekają. - zakomunikował tata, zapraszając nas do domu. Wszyscy? Jacy wszyscy. Rzuciłem Arancii zdziwione spojrzenie, ale wkroczyłem do środka i podążyłem za ojcem. Dotarliśmy w końcu do ogromnej jadalni, wypełnionej wspaniałymi zapachami potraw, stojących na dużym dębowym stole. Tuż przed nim stały dwie kobiety. Pierwsza była mniej więcej w moim wieku. Tak jak ja była wysoka i ciemnowłosa. Czyli to chyba oznacza, że mam siostrę? Szkoda, że dowiedziałem się o tym dopiero teraz... W sumie to lepiej późno niż wcale, prawda? Druga wyglądała na około siedemdziesiąt lat. Seniorka rodu Hudson we własnej osobie. Spod jej okularów wyglądały na mnie błękitne oczy, których spojrzenie mówiło, że nie tego się spodziewała. Cóż, chyba nie jestem szczytem jej marzeń...
- Maze, mamo, To jest właśnie Andy i... - zawahał się na chwilę ojciec. - ...jego partner.
Staruszka posłała Jiminowi złośliwe spojrzenie.
- Który w waszym związku jest kobietą? - fuknęła złośliwie. Miłe powitanie... Już miałem zamiar się odgryźć, gdy ku mojemu zdziwieniu do akcji wkroczyła Maze.
- Babciu, nie mam pojęcia ile wiesz na temat seksu dwóch gejów, ale jeśli chcesz, to możesz poprosić ich o małą prezentację. - parsknęła, podchodząc do mnie. - Jestem Mazikeen, ale możecie mówić mi Maze. Miło cię poznać braciszku. - uśmiechnęła się do mnie, a ja poczułem, że jest ona jedyną osobą w tym domu, z którą mogę nawiązać jakikolwiek kontakt. I była równie złośliwa co ja. - Nie przejmujcie się nią. Na razie ciężko jej zaakceptować fakt, że ma wnuka i do tego geja, ale w końcu się przyzwyczai. - szepnęła do nas, rzucając porozumiewawcze spojrzenie.
Jimin? Jakieś pomysły na przebieg tego uroczego spotkanka?
820 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz