- Pójdę już. - bąknąłem tylko po cichu i od razu wstałem po drodze się ubierając oraz zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Było już późno, a że zima powoli zaszczycała Elmo swoją obecnością, toteż pogoda nie rozpieszczała. Miałem szczęście, bo ostatni autobus kursujący w stronę mojej ulicy miał przyjechać za jakieś pięć minut. Ucieszony rozgościłem się na przystanku zaraz obok staruszki, której swoją drogą nie powinno tu być o tej porze no ale...
- Nie jest pani zimno? Pogoda nie zachwyca... - zagadnąłem sam się trzęsąc.
- Może trochę... Na szczęście autobus zaraz podjedzie. - Uśmiechnęła się. Cóż, najwyraźniej nareszcie trafiłem na kogoś miłego. - Tylko jeszcze muszę dojść do domu... - westchnęła. - Jakoś dam radę. - Wzruszyła ramionami.
- Em... Mogę panią odprowadzić.
- Nie trzeba kochany, poradzę sobie sama. - Gdyby wiedziała czym się zajmuję pewnie patrzyłaby się na mnie z obrzydzeniem, podczas gdy teraz zerkała na mnie wyraźnie zadowolona i rozczulona.
- Nalegam.
- Rób jak chcesz. - Machnęła na mnie ręką. - Później będziesz miał problem z powrotem...
- Trudno. I tak nie mam ochoty siedzieć w domu. - Wzruszyłem barkami i uśmiechnąłem się niewesoło.
Tak więc skończyłem ze staruszką na przystanku i jednym dobrym uczynkiem na koncie. Czyżbym robił postępy? W międzyczasie szybko przejąłem siatki z zakupami i wsiadłem razem z nią do autobusu. Od czasu do czasu rozmawialiśmy, choć niekiedy zapadała między nami głucha cisza. Z resztą... O czym mógłbym gadać z jakąś babcią? Nie zrozumiałaby mnie. Pora znaleźć sobie kumpli w moim wieku. Pojechałem w kompletnie innym kierunku niż powinienem, ale czułem się z tym w miarę dobrze. Zdecydowanie byłem typem włóczęgi. Nie lubiłem siedzieć długo w jednym miejscu, kochałem zwiedzać i podróżować czy chociażby przechadzać się po mieście.
Wysiadłszy z środku komunikacji miejskiej udaliśmy się spacerkiem do jej domku, który swoją drogą wydawał się dość przytulny i wypełniony rodzinną atmosferą. Na miejscu po długich prośbach zostałem aby napić się herbaty, a na sam koniec zostałem odziany w śliczny, cieplutki świąteczny sweterek.
- To po moim synie. Jest stary jak świat i i tak nikt go nie nosi...
- Przecież nie będę zabierał pani swetra! - skrzywiłem się.
- Będzie ci zimno, wiem że masz daleko do domu - Puściła mi oczko uśmiechając się.
- Naprawdę poradzę sobie, jestem dorosły a pani zachowuje się jak babcia, której nigdy nie miałem.
- Mam nadzieję, że to komplement. - Pogroziła mi palcem udając srogą minę. - No już, zmykaj stąd, to podzięka za pomoc... Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Ucałowała mnie w oba policzki i wręcz wypchnęła za drzwi mieszkania.
Przez dobre pięć minut stałem tam z nikłym uśmiechem błądzącym na mojej twarzy. Od razu zrobiło mi się przyjemniej na sercu i chociaż wróciłem do domu grubo po północy, wykończony do tego stopnia, że od razu padłem na łóżko - to byłem szczęśliwy. Zdecydowanie ostatnie dni były dla mnie ciężkie, przez to że jakiś debil zaczął mi mieszać w życiu, aczkolwiek to wydarzenie nie wiedząc czemu poprawiło mi humor.
*~*~*~*~*
Po imprezie halloweenowej
Skończyło się na tym, że obydwoje wylądowaliśmy w łóżku, do tego zgarnął mnie z imprezy. Imprezy, która miała być moją imprezą życia. DZIĘKUJĘ CI ANDREWIE PIEPRZONY PURDY.
Nie byłem ani trochę zadowolony, chociaż starałem się tego nie okazywać. Dopiero gdy zaczął obdarzać mnie pocałunkami i błądzić dłońmi po moim ciele nieco zrekompensował mi to wszystko.
Oczywiście ten cholerny drań nie dotrzymał słowa i już niedługo potem leżałem pod nim. POD NIM.
Oczywiście ten cholerny drań nie dotrzymał słowa i już niedługo potem leżałem pod nim. POD NIM.
- Obiecywałeś mi co innego.
- Zmieniłem zdanie.
- Tak się nie robi.
- Przykro mi, życie jest brutalne. - Pociągnął za moją dolną wargę i ją przygryzł.
Wydałem z siebie cichy jęk i ścisnąłem prześcieradło pchnięty impulsem. Mężczyzna bez ostrzeżenia zaczął mnie przygotowywać do stosunku, po czym równie niespodziewanie wszedł we mnie i zaczął poruszać się w moim wnętrzu.
- Nienawidzę cię. - syknąłem tylko, gdy skończył to co robił.
- Jakoś nie robi to na mnie wrażenia.
- Powinieneś się teraz zająć MNĄ. - Dokładnie zaakcentowałem ostatni wyraz.
Mimo, że Emerson nie był człowiekiem skorym do żartów i zabawnym, tak teraz szyderczy uśmiech wpłynął na jego twarz.
- Oh, za te wszystkie niemiłe słowa, którymi mnie uraczyłeś? Chciałbyś słońce, ja się zaspokoiłem. - Pocałował mnie jeszcze przelotnie, przez co moje serce szybciej zabiło, po czym uderzył mnie dość mocno w udo na co syknąłem. - Powodzenia! - Krzyknął ubierając się.
Byłem na tyle wmurowany że nie zareagowałem w żaden sposób.
- Jesteś cholernym dupkiem! - Warknąłem mając nadzieję, że usłyszał i zająłem się swoim... problemem?
Oto w jaki sposób noc życia w kilka godzin zamieniła się w tę najgorszą.
Serdeczne podziękowania dla Andrewa <3
Ands? Pseplasam, że Chim cię znienawidził, ale jeszcze cię pokocha spokojnie <3
750 słów = 5 L
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz