Chcąc obudzić się na drugi bok nieprzyjemne uczucie rozprzestrzeniło się po moim ciele.
- Ugh. - Westchnęłam przeciągle próbując się jakoś podnieść.
Było kilka minut po szóstej rano, znajdowałam się w swoim pokoju, a obok mnie jak zdążyłam zauważyć, na fotelu leżał Austin. Biedaczek chyba zasnął.
Próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Faceci z mafii, którzy mnie napadli i skręcona kostka. Świetnie. Poruszyłam delikatnie nogą i ku mojemu zdziwieniu dalej bolała. Czyli jednak nie jest tak dobrze jak myślałam.
Tylko... Skąd się tu wzięłam? I co tu robi Austin? Przed oczami pojawił mi się zamazany obraz mężczyzny wsadzającego mnie do swojego auta. Oh, jak słodko. Czyżby bawił się w rycerza na białym koniu?
Powoli zsunęłam się z łóżka tak by nie uszkodzić się jeszcze bardziej i podeszłam do mężczyzny nieco utykając. Ta moja gorsza strona podpowiadała mi by go uderzyć, albo wydrzeć się do ucha i przerwać mu spokojny sen, lecz coś mnie od tego powstrzymało i tylko okryłam go kocem leżącym wcześniej w szafie. Kogoś tu będzie bolał kark... Gdybym mogła to położyłabym go jakoś na moim łóżku, lecz w tym stanie to raczej oboje skończylibyśmy na ziemi.
Mimo to postanowiłam się na coś w końcu przydać i jakoś się odpłacić za pomoc. A przy okazji udobruchać nieco resztę współlokatorów, bo ostatnio ich ciutkę wykorzystywałam.
Tak więc potruchtałam do kuchni i udając, że znajduję się w amerykańskim filmie stwierdziłam, iż czuję się na siłach by upiec naleśniki. Mimo ostatnich wydarzeń, moja optymistyczna strona czuła się dzisiaj bardzo dobrze i jak na ironię, praktycznie wcale nie myślałam o dniu wczorajszym tylko z uśmiechem podrzucałam placki na patelni.
Czy jest coś ze mną nie tak? Owszem. W trakcie przygotowywań śniadanka przyłączyła się do mnie Cassie i opowiedziała mi o poprzednim wieczorze przy okazji żądając wyjaśnień. Jak zwykle skłamałam bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia i wróciłam do wcześniej wykonywanego obowiązku.
- Austin się o ciebie strasznie martwił. - Powiedziała z uśmiechem.
- Wydaje ci się. Taki był jego obowiązek jako palanta, który nie chciał mnie podwieźć. - Tak naprawdę nawet nie gniewałam się na niego.
Bo czyż nie najlepszym rozwiązaniem problemów nie jest udawanie, że nic się nie stało? Przynajmniej ja tak robiłam i żyło mi się wyśmienicie.
- Pójdę sprawdzić czy się obudził. - To powiedziawszy zaniosłam tacę z naleśnikami na stół i ruszyłam do pokoju.
Miałam perfekcyjne wyczucie czasu i akurat jak otwierał oczy, ja weszłam do pokoju.
- Cześć! - Pomachałam mu gdy kompletnie się wybudził.
- Co ty robisz? Jeszcze niedawno byłaś umierająca - Zmarszczył brwi. - Coś ty taka wesoła? Pamiętasz w ogóle co się wczoraj stało?
- Zrobiłam ci śniadanie żeby się odwdzięczyć za pomoc i przy okazji mam dobry humor i tak pamiętam. A teraz chodź bo zaraz wystygną. - Pociągnęłam go za rękę w stronę kuchni.
Ten jednak chodził cały czas jak dziadek, chyba przez to, że spał na niewygodnym fotelu... Przynajmniej miałam się z czego śmiać.
Dopiero po posiłku wyłożyłam się na całej kanapie. W końcu miałam prawo do takich luksusów, bo byłam lekko niepełnosprawna. Umysłowo. No i miałam skręconą kostkę.
~*~*~*~*~*~
Austin przez cały dzień wydawał się jakiś dziwnie przybity i nie w sosie, toteż skutecznie usuwałam mu się z drogi by bardziej go nie zdenerwować.
Skończyło się na tym, że chcąc w końcu coś zrobić ze swoim życiem namówiłam Cassie na krótki spacerek. Tak więc niedługo potem przechadzałyśmy się ulicami naszego pięknego miasta i alejkami parków pogrążone w miłej pogawędce. Plus moją głowę cały czas zajmował Kalif i jego zły humor i próbowałam go wyrzucić z moich myśli co nie wychodziło zbyt dobrze.
Skończyło się na tym, że chcąc w końcu coś zrobić ze swoim życiem namówiłam Cassie na krótki spacerek. Tak więc niedługo potem przechadzałyśmy się ulicami naszego pięknego miasta i alejkami parków pogrążone w miłej pogawędce. Plus moją głowę cały czas zajmował Kalif i jego zły humor i próbowałam go wyrzucić z moich myśli co nie wychodziło zbyt dobrze.
Dopiero z zamyślenia wyrwał mnie cichy pisk jakby psa?
- Słyszysz to? - Spytała nagle rudowłosa i przez chwilę zatęskniłam za Lisą, bo obie były w pewnym stopniu podobne do siebie.
- Co to? - Poszłam za owym dźwiękiem, który doprowadził mnie do jednego z krzaków, a pod nim ujrzałam małego pieska.
Impulsywnie sięgnęłam po przestraszonego szczeniaka i uniosłam go wyżej niczym trofeum by Cassie mogła go dostrzec. - Zobacz! - Utykając podreptałam do niej. - Ale jest śliczny.
- Słodziak. - Pogłaskała go.
- Myślisz że ma właściciela? - Spytałam. - Może go weźmiemy co? Zobacz jaki uroczy! - Zachwycałam się.
Po krótkiej wymianie zdań zdecydowałyśmy, że zabierzemy go do nas do domu. W drodze powrotnej wymyśliłam mu imię Toby i przy okazji wstąpiłam do sklepu po kilka rzeczy dla niego.
W trakcie tego spaceru zdecydowałam też, że w końcu porozmawiam z Austinem i spytam co go trapi. Najwyżej mnie okrzyczy i każe wyjść ze swojego pokoju. Trudno.
Tak więc, gdy tylko wróciłyśmy, zdjęłam buty i biorąc małego na ręce udałam się do pokoju mężczyzny, który leżał na łóżku patrząc się w sufit.
Tak więc, gdy tylko wróciłyśmy, zdjęłam buty i biorąc małego na ręce udałam się do pokoju mężczyzny, który leżał na łóżku patrząc się w sufit.
- Cześć!
- Co to? - spytał patrząc na zwierzę, nawet się nie witając po raz setny tego dnia.
- Znalazłam sobie przyjaciela. - I przytuliłam go do piersi. Serio, zastanawiałam się skąd wziął się tak dobry humor w mojej osobie, dzień po wypadku. - Ale nieważne. Cały dzień jesteś jakiś nie ten teges, więc przyszłam się spytać czy coś się stało. - Usiadłam na rogu łóżka i uśmiechnęłam się delikatnie.
Austin? Nao chce cię poznać... głębiej ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz