Ariana | Blogger | X X

piątek, 17 sierpnia 2018

Od Maxine CD Arona

W końcu nadszedł ten czas. Po tylu miesiącach zmieniłam się w końcu w wilczą postać i razem z Aronem udaliśmy się do naszej wspólnej jaskini. Termin miałam kilka dni wcześniej, a jednak żaden ze szczeniaków nie chciał wyjść na świat, właśnie dlatego postanowiłam pozostać na jakiś czas w postaci wilka. I to była chyba jedna z moich lepszych decyzji życiowych, gdyż to właśnie tej nocy rozpoczął się poród. Brzuch bolał mnie niemiłosiernie. Zaskomlałam cicho i słyszałam, że Aron coś do mnie mówi. W tamtym momencie jednak nie słuchałam go. Nim się obejrzałam cały ból dobiegł końca, a obok mnie leżały już trzy słodkie szczeniaki.
 - Dwaj chłopcy i dziewczynka. - Powiedział z radością Aron.
 - Jednego chcę nazwać Jimin. - Polizałam wszystkie maluszki żeby nieco oczyścić ich sierść.
 - Jestem za! - Roześmiał się serdecznie.
Niedługo potem mięliśmy także pozostałe imiona.
 - Czy to oznacza, że teraz będziemy już w pełni szczęśliwą rodziną? - spytałam, a z moich oczu momentalnie popłynęły łzy.
Mój mąż przytaknął i otulił mnie oraz nasze dzieci swoim ciałem by było nam ciepło.

*bardzo bardzo długi time skip*
Przeglądaliśmy właśnie nasze stare albumy ze zdjęciami. Dzieciaków nie było w domu. Wychowaliśmy ich wszystkich i teraz każdy z nich miał swoje życie, toteż stosunkowo rzadko ich tu widywaliśmy.
 - Kochanie - zaczął Aron.
 - Hmm?
 - Skoro już i tak oni sobie świetnie radzą, to co ty na to by pojechać na weekend nad jezioro niedaleko? Odpoczniemy sobie i tak dalej.
 - Jeszcze się pytasz? Jestem za! Przyda się nam - Uśmiechnęłam się promiennie.

Takim oto sposobem już nazajutrz, całkowicie spakowani udaliśmy się do auta. Dzieci wiedziały, że wyjeżdżamy więc nie musieliśmy się martwić. Jechaliśmy powoli i ostrożnie - tak jak zwykle. Pech chciał, że z przeciwnej strony autem poruszał się jakiś człowiek, najwyraźniej pijany gdyż zataczał kółka po całej jezdni przy okazji jadąc slalomem. Wymieniliśmy z Aronem zdezorientowane spojrzenia i w tym momencie kierowca wyraźnie przyspieszył wjeżdżając prosto w nas. Niewiele pamiętałam z tego wydarzenia. Jedynie głowę męża pokrytą we krwi i rozbite szyby w samochodzie. Poduszki powietrzne wystrzeliły nam w twarz minimalnie amortyzując wszystko, lecz mimo to doznaliśmy okropnych obrażeń. Leżałam praktycznie nieprzytomna wyciągając rękę do Arona, który już odpłynął. Szkarłatna ciecz była wszędzie. Czy on już nie żyje? 
Nie miałam jak się wydostać z tamtego miejsca. Wykrztusiłam tylko ciche Kocham cię w stronę mężczyzny. Nie mogłam oddychać. Czyżby moje płuca zostały zmiażdżone? Najwyraźniej. W głowie miałam wszystkie najpiękniejsze chwile mojego życia, które chyba już dobiegło końca. Kątem oka zauważyłam jak brunet otwiera delikatnie oczy. Szepnął bardzo słabe i ledwosłyszalne Przepraszam chociaż tak naprawdę nie miał za co. To wszytko wina tego wariata który się upił... K...ocham...Cię... zdążył jeszcze wyszeptać i złapał moją rękę. Zamknął powieki tak samo jak ja. Któż by pomyślał, że już nigdy ich nie otworzymy?
Plusem jest to, iż zginęliśmy razem. Oh, jakież to romantyczne...
Biedne nasze dzieci... Teraz będą zdani tylko na siebie, jak to przeżyją? Jedna, samotna łezka spłynęła po moim policzku.

I właśnie w ten sposób zakończył się nasz żywot. Przeszliśmy dużo i zdecydowanie był to najpiękniejszy czas w moim życiu. Wszystko musi się jednak skończyć...

THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz