Byłam zmęczona. I to nie tak, że cała ta praca była jakaś ciężka. Tutaj było za gorąco. I za tłoczno jak dla mnie. Zrobienie zdjęć przyszło zadziwiająco szybko. Widać, że cały zespół był już do tego przyzwyczajony, więc nawet nie próbowałam jakoś wymyślać im żadnych póz. Sami bardzo dobrze to potrafili.
Chwyciłam aparat, który podał mi Tae i delikatnie schowałam go do torby. Cóż, miałam własny, ale skoro dali mi swój własny sprzęt, nie zamierzałam narzekać.
- Jakie plany na wieczór? - jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu.
Zamyśliłam się. Tak prawdę mówiąc jeszcze nie przyzwyczaiłam się do życia w mieście, nie wiedziałam co ciekawego można w nim robić. Do tej pory siedziałam w telewizorze i oglądałam non stop wiadomości. Bałam się, że ON zacznie mnie szukać. Dziwiło mnie to, że nikt jeszcze nie stanął w moich drzwiach, żądając mojego powrotu.
- Pewnie ogarnę od razu te zdjęcia, nie chcę by trwało to zbyt długo, bo i wy pewnie nie macie czasu. A tak to pewnie kolejny wieczór, kiedy będę sama ze sobą grać w karty i udawać, że oszukuje - mruknęłam, po chwili śmiejąc się z samej siebie. - Mam coś dla ciebie - z torby wyjęłam małe zawiniątko i podałam mu je, patrząc na jego reakcje. - Za watę cukrową.
Odwinął powoli papier ozdobny i spojrzał na mnie zaskoczony.
Malutki ząb, powieszony na rzemyku.
- Przepraszam, nie znam się zbytnio na prezentach. To jedyna rzecz jaką mam z mojej poprzedniej pracy. Nie wiedziałam co daje się jako prezent, ale myślę, że będzie ci to pasować, Tae.
Pod palcami wyczułam miękkie futro, gdy Dakota przycisnął swój łeb do mojej dłoni. Pogładziłam delikatnie miejsce pomiędzy jego uszami, gdy chłopak przyglądał się prezentowi,
- Czyj on jest?
- Sheri. Tygrysicy, która była moją poprzednią podopieczną, ale niestety... Nie podobała się mojemu szefowi.
Po chwili uśmiechnęłam się szeroko i uderzyłam go delikatnie w ramię.
- Twój lider powiedział, że zbyt często tutaj zostajesz. Nawet nie myśl, że dzisiaj ci na to pozwolę. Idziemy odpocząć po ciężkim dniu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! - złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia. Po drodze szybkim ruchem zgarną z krzesła jeden z plecaków, kręcąc rozbawiony głową. Dakota oczywiście chętnie rwał się do przodu.
Po chwili znaleźliśmy się na jednym z mostów, spojrzałam w górę na czerwone rusztowanie.
- Ciekawe czy zdołałabym tam wejść - przekręciłam głowę, omiatając wzrokiem metalowe rurki.
- Masz lęk wysokości? - V zaśmiał się ręką podciągając się na barierkę i przerzucając nogi na drugą stronę.
- Pracując w cyrku nie na takie rzeczy musiałam wchodzić - mruknęłam, gładząc palcem długą bliznę z tyłu szyi. Moja pierwsza kara od dyrektora.
< Tae?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz