- Kocham cię, bardzo cię kocham! Będę ci to powtarzać do znudzenia, rozumiesz? - przytrzymałam dłońmi szyję mężczyzny, obcałowując całą jego twarz.
- Nie mam nic przeciwko temu - przytulił mnie mocno do siebie i ucałował w czoło.
Nagle dobiegły do nas jakieś szmery za drzwiami, którym towarzyszyły szepty głosów najpewniej należących do współlokatorów Gabriela. I tym oto sposobem czar błogiej chwili prysł jak bańka mydlana. Widziałam, że twarz mojego chłopaka stopniowo
wypełnia wk*rwiony wyraz. Z doświadczenia wiem, iż to nie wróży nic dobrego...
- Nie idź... - szybko złapałam go za rękę. Wiedziałam, że jeśli teraz go puszczę porachuje chłopakom wszystkie kosteczki, a wolałabym nie ponosić odpowiedzialności za ich wielomiesięczny pobyt w szpitalu (aczkolwiek sama bardzo chętnie bym tych dowcipnisiów sprała. No sorry, właśnie spie*dolili jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu).
- Poczekaj chwilę, muszę coś załatwić... - mruknął uwalniając dłoń z mego uścisku, który mimo wielkich starań nie był na tyle mocny, by go powstrzymać.
- Gabriel, proszę! - wyprzedziłam bruneta, przemknąwszy tuż pod nim i stanęłam przed drzwiami.
- Riley, zejdź mi z drogi - burknął potwornie poważnym tonem.
- Nie mogę. Wybacz, ale nie mogę - popatrzyłam na Leitha błagalnie, kładąc palce na jego ramionach, przez cały czas patrząc w jego ciemne, przepiękne oczy.
- Kochanie, zejdź z drogi, proszę - powtórzył i nie czekając na mój kolejny ruch dosłownie przestawił mnie z miejsca na miejsce, po czym bez chwili wahania pognał do sąsiedniego pomieszczenia. Jerry i Jake chyba w porę ogarnęli o co biega, bo dali nogę już dobre paręnaście sekund temu. Podeszłam do Gabriela zaraz potem jak trzasnął drzwiami wejściowymi na odchodne.
- Nie denerwuj się, nie warto sobie zawracać głowę takim szczeniackim zachowaniem... - przytuliłam się do jego pleców, delikatnie muskając opuszkami placów poszczególne partie kręgosłupa.
- Powinni za to oberwać po ryjach - warknął nadal wściekły.
- Dobrze, ale może akurat nie dzisiaj, co?
Ciemnowłosy westchnął ciężko odwracając się twarzą do mnie - Okey, zajmę się nimi kiedy indziej.
Uśmiechnęłam się szeroko zadowolona i cmoknęłam chłopaka w policzek, zgarniając torebkę z fotela.
- Hej, a ty dokąd? - tym razem to on zabarykadował mi drogę do wyjścia.
- Do biblioteki, obiecałam Belli, że wypożyczę jej dzisiaj taką jedną książkę.
- Hm, a sama to by nie mogła tego załatwić? - zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Nie, pracuje do późna, a zresztą, obietnica jest obietnicą. No i mam jeszcze coś do załatwienia w mieście. Ale nie martw się, niedługo wrócę - przytuliłam go kończąc pożegnanie gorącym pocałunkiem, po czym znikłam za drzwiami.
Szczerze powiedziawszy wcale nie spieszyło mi się do żadnej biblioteki. Fakt, miałam wypożyczyć sobie i Belli jakieś książki, ale do miasta udałam się w zupełnie innym celu.
~•~●~•~
- Jest pani pewna, że chce pani ten model? - upewnił się sprzedawca, wypełniając jakieś papiery - Lojalnie uprzedzam, iż może być problem ze zwrotem towaru.
- Bez obaw, raczej nie będzie takowej potrzeby - uśmiechnęłam się wykładając na ławę kwotę, po czym zgarnęłam malutkie pudełeczko z kluczykiem i powędrowałam przed sklep, by przetransportować prezent w odpowiednie miejsce. Już niecałe pół godziny później znalazłam się w miejskiej bibliotece.
- Bezpieczna... Bezpieczna... O, jest! - sięgnęłam po książkę usytuowaną na samej górze regału, której jakimś cudem udało mi się dosięgnąć. "Bezpieczna przystań". Tia, moja kuzynka faktycznie ma hopla na punkcie romansideł, jak i samego ich autora... Boże, całe szczęście, że to nie ja tak przetrzepuję wszystkie bestsellery napisane przez Nicholasa Sparksa, zanudziłabym się na śmierć... Ale mniejsza, każdy czyta to co lubi. Już miałam skierować się w stronę wyjścia, gdy nagle moje spojrzenie przykuła pewna lektura - "Dzieje lykan", tom pierwszy. Dziwne. Kiedyś nawet przeczytałam kawałek, ale jakoś tak miałam wtedy co innego w głowie.
Podniósłszy książkę, delikatnie przewróciłam kartkę na następną stronę, śledząc uważnym wzrokiem zamieszczony na niej tekst. Nieoczekiwanie poczułam czyjś oddech na swym ramieniu, co skutecznie zmobilizowało mnie do oderwania się od lektury.- Co czytasz? - zapytał wścibsko chłopak, starając się dopatrzyć tytułu na okładce książki, którą szczelnie ukryłam między palcami. Skąd on się tutaj wziął? Przecież miał być w domu. Kurde, misternie ułożony plan zupełnie się posypał (jak zwykle zresztą).
- Nic... - mruknęłam zmieszana, odsuwając się o krok do tyłu.
- Jak to nic? Przecież widzę! - zaśmiał się, chwyciwszy mnie za rękaw, jednak błyskawicznym ruchem odwinęłam się tuż pod jego ręką, przemykając między stolikami. Rzecz jasna bez chwili wahania podążył za mną.
- Dawaj! - jakby nigdy nic wyrwał mi książkę bezpośrednio z dłoni, szczerząc się złośliwie - "Dzieje lykan. Początki cywilizacji". Uchuchu, czyta się powieści historyczne? Jestem pod wrażeniem! - roześmiał się, przerzucając lekturę z ręki do ręki, tak bym nie mogła jej dosięgnąć.
- Oddawaj! - wysyczałam nieudolnie starając się odzyskać upragniony przedmiot.
- Chcesz to sobie weź, no śmiało, śmiało - wciąż wymachiwał energicznie książką na prawo i lewo.
- Dzieciak... - burknęłam odwróciwszy się na pięcie i pomaszerowałam szybkim krokiem w stronę drzwi wyjściowych.
- Słyszałem to - padło w odpowiedzi.
- Idiota.
- To też słyszałem, sieroto!
- Gbur.
- Skrzat!
Wyszczerzyłam się złośliwie, obróciwszy się przez ramię.
- Seksowny gbur! - wydarłam się na całe gardło, jak to miałam w zwyczaju, nawet nie zastanawiając się nad reakcją ludzi przechodzących obok, w tym jednej staruszki, która przez następne parę sekund oglądała się za mną jak za świrem. Kurde, atrakcję turystyczną sobie znaleźli. Brawo, Riley. Gabriel zdążył już do mnie dobiec. Poczułam jak wsuwa mi książkę do ręki, jednak umyślnie rozprostowałam palce upuszczając przedmiot na chodnik.
- Zadowolony? - skrzyżowałam dłonie na piersiach, spoglądając na niego spod byka - Przez ciebie zrobiłam z siebie idiotkę.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, kochanie...
Położyłam ręce na biodra i zadarłam głową w górę, nabierając powietrza, a następnie wypuściłam je z głośnym świstem. Kiedy już możliwie opanowałam buzujące we mnie emocje, spojrzałam na Leitha, którego najwyraźniej rozbawiła owa reakcja.
- Ej no, nie wściekaj się tak - mruknął, przysuwając twarz do mej szyi składając ciepły pocałunek - Przecież tylko żartowałem...
- A ja nie! - pokazałam mu język, odwracając się do mężczyzny tyłem. Zerknąwszy kątem oka za siebie dostrzegłam jego zmieszany wyraz twarzy. Że też dał się nabrać. Słodkie. Jak ja kocham tę minę... - Żartowałam, poza tym ostatnim - posłałam Gabrielowi flirciarskie spojrzenie i obróciwszy się chwyciłam go za kołnierz zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie - Zapomniałam tylko dodać, że słodki.
- Uważaj na słowa, panno Black! - roześmiał się i nim zdążyłam cokolwiek zrobić już w starym dobrym stylu przerzucił mnie przez ramię, na co zareagowałam głośnym piskiem.
- Puszczaj, ty seksowny wariacie! - krzyknęłam odwijając się tak by znów znaleźć się z nim twarzą w twarz. Jeszcze nie zdążył odstawić mnie na ziemię, a już wpiłam się w jego usta.
- Nie kuś, bo nie mamy gdzie tego robić... - wyszeptał z zawadiackim uśmiechem, który zdawał się mówić zupełnie coś innego.
- A Mustang? - spytałam z nadzieją w głosie, na moment odrywając się od jego warg.
- Niestety, przyszedłem pieszo - wzruszył ramionami zrezygnowany - Ale... To nie przeszkodzi mi w odniesieniu cię do domu - po tych słowach znów złapał mnie za biodra, tym razem ujmując w ramiona.
~•~●~•~
- Możesz mnie już odstawić, wiesz? - zasugerowałam, gdy mijaliśmy bramę koło parku.- A co? Już ci się znudziło? - zerknął na mnie, a kąciki jego ust delikatnie uniosły się ku górze.
- Wolałabym nie przytyć, a jak się nie będę ruszać to przytyję, a jak przytyję to już nie będę ci się podobać i przestaniesz mnie nosić... - stwierdziłam powoli zsuwając się chłopaka, aż moje nogi dotknęły chodnika. Znalazłszy się na ziemi, złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
- Hej, a tobie dokąd tak śpieszno? - zaśmiał się zaskoczony.
Bez słowa wyjaśnienia posłałam mu tylko tajemniczy uśmieszek, zmierzając szybkim krokiem w stronę pobliskiej kancelarii, a konkretniej parkingu znajdującego się niedaleko niej.
- A teraz zamknij oczy - rozkazałam.
- Ale Riley...
- Zamykaj bez dyskusji! - warknęłam zasłaniając mu oczy - A teraz daj rękę.
Chłopak wyszczerzył się pod nosem i wyciągnął dłoń w oczekiwaniu na ciąg dalszy wydarzeń. Sięgnąwszy do kieszeni wyjęłam z niej mały srebrny kluczyk, po czym podałam go Gabrielowi.
- Dobra, możesz się odwrócić.
Zgodnie z moim zezwoleniem brunet obejrzał się i przez moment zastygł w bezruchu. Elegancki BMW R1200RT stał sobie grzecznie w cieniu wielkiego dębu.
- Skąd... Skąd wiedziałaś? - popatrzył na mnie zmieszany.
- Nie trudno zgadnąć, oglądasz się za podobnymi w sklepie - spojrzałam na mężczyznę, który wciąż tkwił w głębokiej zadumie - Ale jak ci się nie podoba, to oczywiście możemy jeszcze spróbować go wymienić...
Gabryś? ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz