Ech, po co ja właściwie próbowałam? Żaden z nich mnie nie kochał... Ja żadnego z nich nie kochałam... Zero pocałunków, zero szczerych słów ,,Kocham cię"... Po co mi to? Po co mam się nadaremnie oszukiwać? Nikt nigdy mnie nie pokocha, nikt nigdy mnie nie zechce... Jestem dziwadłem...
Autobus zatrzymał się na przystanku całkiem blisko parku. Wysiadłam z niego jak najszybciej, i szybkim krokiem udałam się do parku, a dokładniej do małego "lasku", który się tam znajdował.
"Lasek" był zazwyczaj pusty, tak więc w nagłych wypadkach zawsze migłam się tam wypłakać. No, dzisiaj to nie musiałam się niczym martwić - park był zupełnie pusty. Czyżby taki ktoś jak ja miał minimalne szczęście?
Gdy dotarłam już na miejsce, rozsiadłam się na dużym kamieniu, i poarłam o drzewo. Przyciągnęłam do siebie kolana, i objęłam je rękoma, chowając w nich twarz. Zaczęłam cicho szlochać.
***
Był już wieczór. Udałam się do kawiarni w której pracowała Riley, prosto z pracy. Ach, jak to dobrze że w poniedziałki mam tylko kilka godzin, i czas dla siebie przed pracą...
Gdy dotarłam na miejsce nie pewnie chwyciłam klamkę, i rezejrzałam się na boki. W końcu jednak weszłam.
Riley stała za ladą z kubkiem kawy. Nie licząc jej, kawiarnia była pusta.
- Hej... - mruknęłam.
Riley? Suprise, opek xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz