Uwaga! Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki lub skonsultuj się z Riley lub Gabrielem, gdyż każde opowiadanie tej dwójki może spowodować poważny uszczerbek na zdrowiu psychicznym. Za poważne okaleczenia nie odpowiadamy. Miłego czytania i widzimy się po drugiej stronie!
Zabawne, że wystarczyło tylko jedno muśnięcie słodkich warg Riley, abym uświadomił sobie, że nie chcę już nigdy całować innych. Splecieni razem w namiętnym pocałunku, chłonęliśmy bliskość naszych rozgrzanych ciał w dość ciasnej, pełnej wody wannie. Oderwaliśmy się od siebie, ale tylko dlatego, że zaczeło nam brakować tchu. Delikatnie pocałowałem kącik ust brunetki, przez co dziewczyna lekko rozchyliła wargi, zachęcając mnie do posmakowania ich. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zacząłem obsypywać jej twarz pocałunkami, celowo omijając usta i doprowadzając ukochaną do szaleństwa. Zniecierpliwiona panna Black uniosła nieco głowę aby pochwycić moje wargi, ale odsunąłem się, jedynie obrysowywując kontur jej ust koniuszkiem języka. Dłonią sunąłem wzdłuż jej talii i bioder, "zupełnie przypadkowo" zahaczając o udo. Dziewczyna muskała opuszkami palców mój tors, dokładnie badając wyraźnie zaznaczone na nim mięśnie. W końcu postanowiłem zlitować się nad biedną Riley i wpiłem się w jej usta lekko przygryzając dolną wargę, na co brunetka zareagowała cichym syknięciem i delikatnym rozchyleniem warg. Miałem ochotę wsunąć pomiędzy nie swój język ale się powstrzymałem. Ograniczyłem się do zwykłego, suchego pocałunku. Czymże byłoby życie bez denerwowania tego małego skrzata. Zniecierpliwiona Riley chwyciła mnie za głowę łącząc nasze usta. Czy można to zaliczyć jako molestowanie seksualne? Błagam niech ten skrzat molestuje mnie jak najczęściej. Brunetka odsuneła mnie od siebie.
- A może przejdziemy w końcu do konkretów... - spytała, zmysłowo zagryzając wargę.
- Hmm, nie. - oznajmiłem sunąc nosem po szyi dziewczyny i powoli zbliżając się do jej piersi.
- To nie było pytanie. - mruknęła próbując dobrać się do mojego krocza. Tak, to zdecydowanie jest molestowanie. Chwyciłem jej zachłanne rączki i przycisnąłem do krawędzi wanny.
- Dopóki mój penis jest na swoim miejscu, to jeszcze będziesz miała nie jedną okazję, żeby się z nim bliżej zapoznać, a teraz nie marudź i powierz swoje ciało mojej opiece. - szepnąłem podnosząc leżący nieopodal pasek i przywiązując nim dłonie Riley do kranu. Nie protestowała. Ewentualnie ukręcimy kolejny kran.
- Pamiętaj, że zawsze możesz się pozbyć swojego przyjaciela. Nieużywane narządy zanikają, a poza tym mogę sama cię go pozbawić. - powiedziała zaciskając usta.
- Zdajesz sobie sprawę, że strzeliłabyś sobie w kolano, prawda? - roześmiałem się składając pocałunki na jej brzuchu.
- Impotent! - prychnęła dziewczyna próbując uderzyć mnie kolanem w brzuch.
- Czy gdybym był impotentem to tak ochoczo wskakiwałabyś mi do łóżka? - zauważyłem przybierając złośliwy uśmieszek numer cztery, na co Riley przewróciła oczami.
- Mówisz tak, ale po prostu czekasz aż niebieska tabletka zacznie działać... - bąknęła naprężając swoje ciało, aby dać mi lepszy dostęp.
- Przestań gadać... Nie zapominaj o fakcie, że taki bóg seksu jak ja posiada w swoim wyposażeniu knebel. - wymruczałem, składając moje pocałunki coraz niżej, nieubłaganie zbliżając się do jej krocza. Dziewczyna wiła się pod wpływem mojego dotyku, co napawało mnie dumą. Wiedziałem, że jestem dobry w doprowadzaniu samic do szaleństwa, ale żeby aż tak? Nagle naszą zabawę zakłócił cichy dźwięk telefonu dobiegający z sypialni. Nie chciałem przerywać zabawy, ale ciekawość brała górę, więc niechętnie z wyszedłem z wanny.
- Nie idź! - jęknęła Riley.
- Zaraz wrócę skarbie. - oznajmiłem spoglądając na wyświetlacz. Numer który się na nim pojawił nic a nic mi nie mówił, więc zaciekawiony wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Witam! Czy mam przyjemność z panem Gabrielem Ashleyem Remingtonem Leithem? - rozległ się głos w telefonie.
- Tak, a o co chodzi. - burknąłem, mając nadzieję, że człowiek po drugiej stronie nie dzwoni do mnie z jakąś idiotyczną ofertą, typu "kup odkurzacz, a w promocyjnej cenie będziesz mógł zakupić pralkę".
- Dzwonię pana, aby z przykrością poinformować, iż dziś o siedemnastej zmarła pana ciocia, Francesca Leith. Składam szczere kondolencje. - powiedział mężczyzna ponurym głosem. Ciotka Franca... Ciotka Francesca pomagała babci finansowo przy wychowywaniu mnie i Avril, ale robiła to tylko dlatego, "że tak należy". Nigdy nie darzyła nas sympatią, a nawet nazywała nas rozwydrzonymi bachorami i wyrzutkami.
- Jako jedyny, żyjący członek rodziny zmarłej jest pan zobowiązany zorganizować pogrzebiny. Pana obecność jest również potrzebna przy otwieraniu testamentu.
- Rozumiem. Coś jeszcze? - burknąłem siadając na łóżku.
- To już wszystko. Do usłyszenia.
- Oby nie. - warknąłem wciskając czerwoną słuchawkę. Tyle myśli krążyło po mojej głowie. Śmierć, pogrzeb, jedyny członek rodziny, testament... Zostałem sam. Jedyny i ostatni przedstawiciel dumnego rodu Leith.
Riley? Nareszcie się doczekałaś. Ciulowe, ale walić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz