~Administracja ZN
Strony
▼
niedziela, 21 kwietnia 2019
Wesołych Świąt Wielkanocnych!
sobota, 20 kwietnia 2019
Od Taehyunga CD Iry
Ira padła praktycznie do moich stóp po długiej przemowie. Przez chwilę patrzyłem na nią z góry nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jedyne co mogłem zrobić to stać z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Nie jesteś... pasożytem. - Wydukałem po chwili, dalej wsłuchując się w jej szloch.
Powoli kucnąłem i delikatnie uniosłem Irę za ramiona, tak by spojrzała mi prosto w oczy.
- N i e j e s t e ś p a s o ż y t e m. - Dokładnie zaakcentowałem każdą literkę, żeby dać jej to dosadnie do zrozumienia.
- J... Jestem... - Wydukała przez łzy.
Przybliżyłem się do niej i starałem się jakoś zetrzeć mokrą ciecz z jej policzków.
- Już... Spokojnie... Nie płacz skarbie. - Sam nie wiem czemu tak ją nazwałem.
W końcu tylko się przyjaźnimy prawda? Jesteśmy przyjaciółmi. Chyba...
Ponownie objąłem dziewczynę i zacząłem głaskać ją po włosach mając nadzieję, iż to coś pomoże.
Ona jednak dalej szlochała i pociągała nosem wciąż roniąc kolejne łzy. Ja tylko próbowałem ją jakoś zagadać i cały czas coś do niej mówiłem by jakoś odwrócić jej uwagę od tych złych rzeczy jakie miała w głowie. (Nie wychodziło mi to zbyt dobrze, ale ten fakt pomińmy)
Oczywiście cały czas siedzieliśmy na podłodze, ale w tamtym momencie cieszyłem się, że była ona podgrzewana.
Dokładnie tak spędziliśmy następną godzinę, dopóki Ira nie stała się zmęczona do tego stopnia, iż zasnęła w moich ramionach. Tak więc zaniosłem ciemnowłosą do jednej z sypialni i delikatnie ułożyłem na łóżku przy okazji okrywając ją kołdrą i kocem. Nie mogąc się powstrzymać - ucałowałem jej czoło i gasząc światło wyszedłem z pomieszczenia.
Przez chwilę jeszcze krzątałem się po apartamencie słysząc jak Ira przewraca się z boku na bok. W międzyczasie zjadłem lekką kolację i wykąpałem się.
Przechadzając się jeszcze między sypialniami usłyszałem jak dziewczyna zrywa się z łóżka.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Um... Tak.
- Na pewno?
- ...
- Mam dziwne pytanie. - podrapałem się zażenowany po karku.
- Pytaj.
- Mógłbym... Spać z tobą? Albo chociaż obok? Nie wiem na podłodze? Wiesz... Tak na wypadek jakby coś się zadziało w nocy... Czy coś. - Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. - Chociaż w sumie i tak nie zostało nam zbyt wiele czasu na spanie. - Zaśmiałem się gorzko.
Iruś?
- Nie jesteś... pasożytem. - Wydukałem po chwili, dalej wsłuchując się w jej szloch.
Powoli kucnąłem i delikatnie uniosłem Irę za ramiona, tak by spojrzała mi prosto w oczy.
- N i e j e s t e ś p a s o ż y t e m. - Dokładnie zaakcentowałem każdą literkę, żeby dać jej to dosadnie do zrozumienia.
- J... Jestem... - Wydukała przez łzy.
Przybliżyłem się do niej i starałem się jakoś zetrzeć mokrą ciecz z jej policzków.
- Już... Spokojnie... Nie płacz skarbie. - Sam nie wiem czemu tak ją nazwałem.
W końcu tylko się przyjaźnimy prawda? Jesteśmy przyjaciółmi. Chyba...
Ponownie objąłem dziewczynę i zacząłem głaskać ją po włosach mając nadzieję, iż to coś pomoże.
Ona jednak dalej szlochała i pociągała nosem wciąż roniąc kolejne łzy. Ja tylko próbowałem ją jakoś zagadać i cały czas coś do niej mówiłem by jakoś odwrócić jej uwagę od tych złych rzeczy jakie miała w głowie. (Nie wychodziło mi to zbyt dobrze, ale ten fakt pomińmy)
Oczywiście cały czas siedzieliśmy na podłodze, ale w tamtym momencie cieszyłem się, że była ona podgrzewana.
Dokładnie tak spędziliśmy następną godzinę, dopóki Ira nie stała się zmęczona do tego stopnia, iż zasnęła w moich ramionach. Tak więc zaniosłem ciemnowłosą do jednej z sypialni i delikatnie ułożyłem na łóżku przy okazji okrywając ją kołdrą i kocem. Nie mogąc się powstrzymać - ucałowałem jej czoło i gasząc światło wyszedłem z pomieszczenia.
Przez chwilę jeszcze krzątałem się po apartamencie słysząc jak Ira przewraca się z boku na bok. W międzyczasie zjadłem lekką kolację i wykąpałem się.
Przechadzając się jeszcze między sypialniami usłyszałem jak dziewczyna zrywa się z łóżka.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Um... Tak.
- Na pewno?
- ...
- Mam dziwne pytanie. - podrapałem się zażenowany po karku.
- Pytaj.
- Mógłbym... Spać z tobą? Albo chociaż obok? Nie wiem na podłodze? Wiesz... Tak na wypadek jakby coś się zadziało w nocy... Czy coś. - Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. - Chociaż w sumie i tak nie zostało nam zbyt wiele czasu na spanie. - Zaśmiałem się gorzko.
Iruś?
piątek, 19 kwietnia 2019
Od Claudii CD Jerry'ego
Jednym, zgrabnym ruchem dosiadłam mojej Sky. Właśnie wtedy przyszła pora na najtrudniejsze, czyli nauczenie Jerry'ego jazdy. Zapowiada się ciekawie...
- Plecy proste, patrz przed siebie, najlepiej między uszy konia. Pięści pionowo, wodze luźne. - zaczęłam dawać mu wskazówki dotyczące postawy, jak i jazdy. - Podczas jazdy nie przyciągaj rąk do siebie, bo napinasz wodze i dajesz koniowi znak żeby zwolnił. Jak chcesz ruszyć albo przyspieszyć, musisz stanowczo docisnąć łydki do brzucha konia. Kiedy skręcasz, kierujesz głowę s stronę, w którą chcesz skręcić i ciągniesz wodze w tamtą stronę. Jeżeli skręcasz w lewo, to patrzysz w lewo, a lewą ręką pociągasz wodze. Jeżeli skręcasz w prawo, patrzysz w prawo i ciągniesz wodze prawą ręką. Jak się zatrzymujesz to ciągniesz wodze obiema rękami, aż koń stanie (stanie lel). Wszystko jasne?
- Um... Chyba tak. - stwierdził Jerry.
- A, i jak chcesz uspokoić Hardin'a, to pogłaszcz go po szyi, o tak. - pogłaskałam Sky. - Iii najlepiej spokojnym głosem coś mu powiedz, kiedy nachylisz się żeby go poklepać.
Jerry skinął głową.
- No, to dajesz. - uśmiechnęłam się z satysfakcją. - Rusz swojego rumaka.
Brunet zgodnie z moimi wskazówkami docisnął łydkę, a co za tym idzie ruszył stępem przed siebie. Byłam tak cholernie dumna i szczęśliwa... Cały czas jechałam blisko, gdzieś z boku, i nadzorowałam poczynania chłopaka. Udało mu się skręcić!
- Jerryyy, wodze luźne. - zaśmiałam się. - Plecy proste!
- Dobrze, pani trener. - puścił mi oczko. O tyyy!
Największym minusem w całej jeździe było to, że ilekroć Jerry napinał wodze lub się garbił, Hardin głośno parskał, i niespokojnie kręcił głową. Na szczęście wszystko wracało do normy na dźwięk ,,Szszsz...''. Udało nam się więc zrobić kilka kółek na rozgrzewkę. Miałam zamiar wytłumaczyć Jerry'emu zasady kłusu i ruszyć z nauką owego chodu.
- Ok, a teraz stop. - powiedziałam. Sky słysząc słowo ,,stop'' od razu się zatrzymała. Moja mądra dziewczynka...
Jerry posłusznie zatrzymał konia. Po chwili Hardin stanął, jednakże z głośnym rżeniem, a ostatecznie... Stanął dęba.
Jerry posłusznie zatrzymał konia. Po chwili Hardin stanął, jednakże z głośnym rżeniem, a ostatecznie... Stanął dęba.
308 słów, nie liczyłam TEGO nawiasu XD
Jerry? (∩◔ ͜ʖ◔)⊃━☆゚.*
czwartek, 18 kwietnia 2019
Od Jerry'ego CD Claudii
- Co? Że ja? Jazdy konnej? - Zaśmiałem się soczyście. - Proszę cię! Ja tam zginę!
- Dlaczegooo?
- Hmm... Chyba nie mam podejścia do koni. - Zakłopotany przejechałem dłonią po moich włosach.
- A próbowałeś kiedyś? - Dociekała.
- Nieee.
- To najwyższa pora! No proszę! Nie udawaj takiego poważnego. - Zachichotała.
- Tylko jedna jazda! - Zaznaczyłem od razu tak na wszelki wypadek.
- A co jak ci się spodoba? - Uśmiechnęła się złowieszczo.
- Wątpię. - mruknąłem pod nosem.
Tak więc, chcąc nie chcąc zostałem zaciągnięty do stajni. Oczywiście przed tym musiałem wybrać sobie odpowiednie ciuchy. Krótkie spodenki zdecydowanie nie nadawały się na taką okazję, zbyt obcisłe jeansy z dziurami również. Postawiłem więc na jedne z dresów i zwykłą koszulkę. Claudia wręcz skakała ze szczęścia na myśl naszej wspólnej lekcji jazdy. Ja oczywiście byłem mniej podekscytowany tym wydarzeniem, ale chyba już nie miałem w tej kwestii nic do gadania. Zresztą, patrząc na jej radość nie miałem serca wtrącać się ze swoimi docinkami i krytykować tej niecodziennej sytuacji.
Gdy tylko znaleźliśmy się w pobliżu - charakterystyczny zapach stajni uderzył w moje nozdrza.
- Dam ci mojego ulubionego kooonia i nauczę cię jeździć! Ooo, to będzie piękne! - Zaklaskała radośnie i podskoczyła, a ja tylko pokręciłem głową z dezaprobatą.
- Jesteś głupia. - skwitowałem.
- Też cię lubię! - Posłała mi buziaka w powietrzu na co się zaśmiałem.
Okazało się, że ulubiony wierzchowiec brunetki jest zajęty, toteż doznałem tego zaszczytu, że sam mogłem wybrać sobie towarzysza na najbliższą godzinę. Wybrałem czworonoga o wdzięcznym imieniu - Hardin. W sumie spodobał mi się. Razem z Claudią ubraliśmy go, po czym razem wyprowadziliśmy go z boksu.
- Tylko uważaj na niego, nie należy do najspokojniejszych - Popatrzyła znacząco na ogiera, który machał niespokojnie głową na boki.
- Jakoś dam radę. - Wzruszyłem ramionami i zgodnie ze wskazówkami dziewczyny, pierwszy raz w życiu dosiadłem konia.
Pora zacząć naszą lekcję!
Claudia?
- Dlaczegooo?
- Hmm... Chyba nie mam podejścia do koni. - Zakłopotany przejechałem dłonią po moich włosach.
- A próbowałeś kiedyś? - Dociekała.
- Nieee.
- To najwyższa pora! No proszę! Nie udawaj takiego poważnego. - Zachichotała.
- Tylko jedna jazda! - Zaznaczyłem od razu tak na wszelki wypadek.
- A co jak ci się spodoba? - Uśmiechnęła się złowieszczo.
- Wątpię. - mruknąłem pod nosem.
Tak więc, chcąc nie chcąc zostałem zaciągnięty do stajni. Oczywiście przed tym musiałem wybrać sobie odpowiednie ciuchy. Krótkie spodenki zdecydowanie nie nadawały się na taką okazję, zbyt obcisłe jeansy z dziurami również. Postawiłem więc na jedne z dresów i zwykłą koszulkę. Claudia wręcz skakała ze szczęścia na myśl naszej wspólnej lekcji jazdy. Ja oczywiście byłem mniej podekscytowany tym wydarzeniem, ale chyba już nie miałem w tej kwestii nic do gadania. Zresztą, patrząc na jej radość nie miałem serca wtrącać się ze swoimi docinkami i krytykować tej niecodziennej sytuacji.
Gdy tylko znaleźliśmy się w pobliżu - charakterystyczny zapach stajni uderzył w moje nozdrza.
- Dam ci mojego ulubionego kooonia i nauczę cię jeździć! Ooo, to będzie piękne! - Zaklaskała radośnie i podskoczyła, a ja tylko pokręciłem głową z dezaprobatą.
- Jesteś głupia. - skwitowałem.
- Też cię lubię! - Posłała mi buziaka w powietrzu na co się zaśmiałem.
Okazało się, że ulubiony wierzchowiec brunetki jest zajęty, toteż doznałem tego zaszczytu, że sam mogłem wybrać sobie towarzysza na najbliższą godzinę. Wybrałem czworonoga o wdzięcznym imieniu - Hardin. W sumie spodobał mi się. Razem z Claudią ubraliśmy go, po czym razem wyprowadziliśmy go z boksu.
- Tylko uważaj na niego, nie należy do najspokojniejszych - Popatrzyła znacząco na ogiera, który machał niespokojnie głową na boki.
- Jakoś dam radę. - Wzruszyłem ramionami i zgodnie ze wskazówkami dziewczyny, pierwszy raz w życiu dosiadłem konia.
Pora zacząć naszą lekcję!
Claudia?
wtorek, 16 kwietnia 2019
Od Riley CD Gabriela
Nowy dom. Ciekawy pomysł, nie powiem. Prawdę mówiąc już od pewnego czasu rozważałam zmianę miejsca zamieszkania, jednak zaliczałam to do raczej odległych planów. Cóż, powiedzmy, że Gabriel trochę mnie uprzedził, co nie zmieniało faktu, iż perspektywa opuszczenia tej rudery całkiem mi się uśmiechała. Pracy teoretycznie nie muszę zmieniać, a nawet miałabym do niej ździebko bliżej (taak, Riley, jakbyś w ogóle musiała pracować).
- Teraz?
- A co, masz coś ciekawszego do roboty? - uniósłszy brew ku górze, posłał mi szelmowski uśmieszek i nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, chwycił mnie za rękę, ciągnąc za sobą w stronę auta.
Doprawdy, sądziłam, że znalezienie ulicy w tak małej mieścinie jaką jest Elmo, nie sprawi nam większych problemów, a tymczasem błądziliśmy dobre dwadzieścia minut nim udało nam się dotrzeć do celu podróży. Prawdę mówiąc trochę zaskoczyła mnie ta nagła determinacja Gabriela. Szczerze? Nie zauważyłam żeby kiedykolwiek był czymś do tego stopnia podjarany. Hm, możliwe, że planował to już od pewnego czasu, ale kto go tam wie...
- No, wygląda całkiem nieźle. - stwierdził lustrując posesję wzrokiem od góry do dołu.
Trudno było się nie zgodzić.
- To prawda. Duży, przestronny, nie mogę sie doczekać aż będziemy mogli obejrzeć go w środku.
- W sam raz żeby pomieścić nas, Hadesa, Ruby, storczyki... - na twarzy bruneta wymalował się dość dziwny, nawet jak na niego uśmiech, po którym szybko zorientowałam się, że chyba wolałabym, aby nie kończył tego zdania, jednakże było już za późno - ... gromadkę dzieci...
Nie wytrzymałam. Zawsze wiedziałam, że wkur*ianie mnie sprawia mu niebywałą radość, ale nie do tego stopnia.
- Jeszcze raz wspomnisz o dzieciach, to osobiście...!
- No co? Co mi zrobisz, hę? - oczywiście, po tych wszystkich perypetiach ze srebrem, zarówno moja siła, jak i sam refleks pozostawiają wiele do życzenia, co w tym wypadku zadziałało na korzyść mężczyzny, bo pochwyciwszy moje dłonie złapał mnie w talii i tradycyjnie przerzucił przez ramię - Mówiłaś coś?
- Wal się - burknęłam zrezygnowana - Ciesz się tą przewagą póki możesz, bo gdy tylko dojdę do siebie możesz być pewien, iż kilka kolejnych nocy spędzisz na kanapie.
- A wszystko dlatego, że nasza sierota traktuje macierzyństwo jak najgorszą karę od Bogów. - podsumował z nieukrywaną satysfakcją. Aż tak go to bawi?
- Pff, mów sobie co chcesz. Ja się czuję seksowna jak cholera i zamierzam się tak czuć jeszcze przez najbliższe kilka lat! - prychnęłam niewzruszona jego wcześniejszą wypowiedzią.
I nie, nie chodzi tu o to, że mam jakieś uprzedzenia do dzieci, czy coś w ten deseń, po prostu nie jestem jeszcze gotowa na posiadanie własnych i bynajmniej nie rajcuje mnie zabawa w wózeczkowanie, pieluchy i inne tego typu rzeczy. Już się w życiu napatrzyłam na uroki macierzyństwa, choćby na przykładzie Violet, która zasuwa od świtu do nocy, ledwie wyrabiając się ze wszystkim tylko po to, by utrzymać siebie i dwuletnie dziecko. No sorry. Podziękuję. Patrzę na nią i aż mi się dziewczyny żal robi. Nie ma swojego życia, ilekroć do niej dzwonię albo jest tak umordowana robotą, że ledwie łączy wątki, albo nie może rozmawiać, bo jej latorośl wpadła na pomysł, że fajnie byłoby wejść na parapet bądź zdemolować coś w kuchni. Prawda jest taka, iż dzieci były, są i pozostaną dla mnie swego rodzaju łańcuchem, który gdy tylko zechcę na dłużej opuścić dom, nieważne czy z Gabrielem, do pracy, czy znajomych - zawsze będzie mnie hamował i ściągał z powrotem jak jakąś pieprzoną niewolnicę lub (jak kto woli) kurę domową. Może i zabrzmi to potwornie egoistycznie, ale wolę mieć Gabriela tylko dla siebie, a perspektywa zrywania się w środku nocy i biegania do kołyski, by uciszyć drące się na cały regulator szczeniaki, jakoś mi się nie uśmiecha. Dziwi mnie tylko, iż Ash tak uparcie stara się mnie przekonać do posiadania potomstwa, bo z teoretycznego punktu widzenia to chyba kobieta powinna dążyć do powiększania rodziny, a nie na odwrót.
- Może zamiast znęcać się nad moją psychiką skoncentrowalibyśmy się na tym po co faktycznie tu przyjechaliśmy? - zapytałam w zasadzie nie dlatego, że nie miałam już kompletnie ochoty na roztkliwianie się nad wyżej wspomnianym tematem (no dobra, to po części też, ale mniejsza), zwyczajnie znudziło mnie wiszenie głową w dół.
Gabriel?
692 słowa
piątek, 12 kwietnia 2019
Od Harvi'ego cd Naomi
Odprowadzając psiaka Naomi, bardzo ją polubiłem. Okazała się być bardzo miłą i koleżeńską osobą. Gdy Toby był już w domku, skierowaliśmy się w stronę mojej ulubionej kawiarni. Pod Keller's, bo tak się ona nazywała, jako dobry chłopak, otworzyłem jej drzwi i weszliśmy do środka. Usiedliśmy pod oknem. Zamówiliśmy karmelowe cappuccino i ciasto czekoladowe.
- Od kiedy tu mieszkasz? - Zapytała mnie dziewczyna przerywając niezręczną ciszę.
- Ponad 10 lat. - Odpowiedziałem uśmiechając się do niej. - A ty? Nigdy cię nie zauważyłem tutaj.
- Coś koło 4 lat. - Odwzajemniła uśmiech. - Rzadko wychodzę z domu na jakieś spacery w ciągu dnia, częściej idę wieczorem.
- Wieczorem pięknie jest nad rzeką. Zachód słońca jest piękny. - Zacząłem przypominać sobie jak dawno nie byłem nad rzeką. - Może wyciągnę cię w jakiś dzień nad rzekę?
- Z miłą chęcią. - Odpowiedziała szatynka.
W tej chwili, przyszło nasze zamówienie. Naomi podniosła kubek do ust, przy czym zostawiając ślady pianki nad jej ustami. Uśmiechnąłem się na ten widok i podniosłem rękę, żeby wytrzeć jej ,,wąsy". Gdy dotknąłem jej policzka dziewczyna delikatnie się wzdrygnęła lecz nie odsunęła ręki. Po wytarciu poczułem jak moje policzki delikatnie się rumienią.
Zaczęliśmy gadać o jakiś bzdurach. Siedzieliśmy tam bardzo długo. Gdy się obejrzeliśmy była już 20.
- Będę się już zbierać. -Powiedziała dziewczyna wstając.
- Odprowadzę cię. - Dodałem po czym powtórzyłem gest Naomi.
Podszedłem do baru i zapłaciłem za mnie i za mała kobietkę.
- Harvi nie musisz za mnie płacić. - Powiedziała po czym machnęła ręką gdy zrozumiała, że nie dam za wygraną.
Odprowadziłem dziewczynę pod same drzwi.
- Dziękuje za spędzony dzień. - Powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.
Stałem zdziwiony przed drzwiami dotykając swojego policzka. Po jakiś 2 minutach otrząsnąłem się i wróciłem do swojego domku.
Wszedłem do niego i skierowałem się do sypialni, po czym położyłem się na łóżku.
Zacząłem powoli zasypiać gdy coś mi się przypomniało.
-Cholera... Nie wziąłem jej numer. - Westchnąłem.
Naomi?
- Od kiedy tu mieszkasz? - Zapytała mnie dziewczyna przerywając niezręczną ciszę.
- Ponad 10 lat. - Odpowiedziałem uśmiechając się do niej. - A ty? Nigdy cię nie zauważyłem tutaj.
- Coś koło 4 lat. - Odwzajemniła uśmiech. - Rzadko wychodzę z domu na jakieś spacery w ciągu dnia, częściej idę wieczorem.
- Wieczorem pięknie jest nad rzeką. Zachód słońca jest piękny. - Zacząłem przypominać sobie jak dawno nie byłem nad rzeką. - Może wyciągnę cię w jakiś dzień nad rzekę?
- Z miłą chęcią. - Odpowiedziała szatynka.
W tej chwili, przyszło nasze zamówienie. Naomi podniosła kubek do ust, przy czym zostawiając ślady pianki nad jej ustami. Uśmiechnąłem się na ten widok i podniosłem rękę, żeby wytrzeć jej ,,wąsy". Gdy dotknąłem jej policzka dziewczyna delikatnie się wzdrygnęła lecz nie odsunęła ręki. Po wytarciu poczułem jak moje policzki delikatnie się rumienią.
Zaczęliśmy gadać o jakiś bzdurach. Siedzieliśmy tam bardzo długo. Gdy się obejrzeliśmy była już 20.
- Będę się już zbierać. -Powiedziała dziewczyna wstając.
- Odprowadzę cię. - Dodałem po czym powtórzyłem gest Naomi.
Podszedłem do baru i zapłaciłem za mnie i za mała kobietkę.
- Harvi nie musisz za mnie płacić. - Powiedziała po czym machnęła ręką gdy zrozumiała, że nie dam za wygraną.
Odprowadziłem dziewczynę pod same drzwi.
- Dziękuje za spędzony dzień. - Powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.
Stałem zdziwiony przed drzwiami dotykając swojego policzka. Po jakiś 2 minutach otrząsnąłem się i wróciłem do swojego domku.
Wszedłem do niego i skierowałem się do sypialni, po czym położyłem się na łóżku.
Zacząłem powoli zasypiać gdy coś mi się przypomniało.
-Cholera... Nie wziąłem jej numer. - Westchnąłem.
Naomi?
sobota, 6 kwietnia 2019
Podsumowanie marca!
Ello wilczki! Wraz z końcem miesiąca nadeszła pora na kolejne podsumowanie. Pragnę także bardzo przeprosić wszystkich za małe opóźnienie związane z opublikowaniem tego posta. Nie przedłużając, tak przedstawia się marzec:
Riley - czas na napisanie opowiadania do 10 kwietnia
Bruno - 10 L
Jake - 10 L
Claudia - 5 L
Genevieve - 15 L
Gabriel - 25 L
Jerry - czas na napisanie opowiadania do 10 kwietnia
Lizzie - czas na napisanie opowiadania do 10 kwietnia
Bella - 5 L
Taehyung - 5 L
Ira - 5 L
Jimin - 5 L
Andrew - 30 L
Cassie - nieobecność
Margaret - czas na napisanie opowiadania do 10 kwietnia
Naomi - 5 L
Lisa - 5 L
Kate - 5 L
Minerva - odejście
Lewinn - odejście
Esmeralda - odejście
Ethan - 5 L
Harvi - czas na napisanie opowiadania do 10 kwietnia
W tym miesiącu uzbieraliśmy 21 postów :)
~Administracja ZN
środa, 3 kwietnia 2019
Od Jimina CD Andrewa
W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Kompletnie straciłem wiarę na akceptację w tej rodzinie. Zwłaszcza patrząc na babcię Andsa, która co rusz posyłała mi nienawistne spojrzenia i złośliwe uśmieszki. Za to Maze wydawała się bardzo przyjemną osobą, a nie które jej komentarze wywoływały mimowolny zaciesz na mojej twarzy. Natomiast jego ojca traktowałem neutralnie. Wyglądał na miłego ale nie odzywał się zbyt wiele.
- Miło mi cię poznać Jimin. - Mazikeen wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnąłem. - Jesteś uroczy!
- Mi ciebie również iii em... dziękuję? - Zmarszczyłem brwi.
Ja? Uroczy? Ona jest ślepa?
- Chodźmy może do stołu, przygotowaliśmy obiad. - Pan domu przerwał wszystkie rozmowy i gestem dłoni wskazał nam kuchnię, skąd widać było ogromny stół z jedzeniem.
Ojciec Andrewa zasiadł na samym jego szczycie (niczym król w tych wszystkich średniowiecznych filmach), a my po bokach. Ja oczywiście wybrałem miejsce obok szatyna dzięki czemu poczułem się bardziej pewnie. Jakby nie patrzeć to nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. W innym wypadku zapewne by mi to przeszkadzało, ale dzisiaj odkryłem zalety bycia ,,niewidzialnym".
Wszyscy wypytywali Emersona o szczegóły z jego życia co było mi na rękę, bowiem tylko siedziałem i dziubałem widelcem kawałek kurczaka.
- A co z tobą Jimin? - Z zamyślenia wyrwał mnie dociekliwy głos Bruce'a.
- Hmm?
- Czym się zajmujesz? Jak się poznaliście? Opowiedz coś o sobie, chcę mieć pewność, że mój syn wybrał sobie odpowiednią osobę. - Zaśmiał się przyjaźnie.
Dobra, nie byłem przygotowany na takie pytanie. W końcu co miałem powiedzieć? Jestem byłym członkiem gangu, gdzie rozwoziłem narkotyki i inne gówna... A teraz chwilowo jestem bezrobotny ale dorabiam sobie jako płatny kochanek pańskiego syna?
To zdecydowanie nie brzmiało dobrze.
- Em... Ja... Studiuję
- Jaki kierunek?
- Em... Biznes i rachunkowości. - Powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Hm... Ciekawy kierunek sobie wybrałeś. Akurat nasza firma potrzebuje pracowników.
Przełknąłem głośno ślinę, a słowa uwięzły mi w gardle.
- Pomyślimy nad tym hah - Zaśmiałem się chcąc dodać sobie odwagi. - Póki co dorabiam sobie jako kelner w pobliskiej restauracji. - Kolejne kłamstwo do kolekcji... Chyba powinienem szykować sobie miejsce w piekle.
Rozmowy trwały dalej, a ja rozluźniałem się wraz z upływem czasu. W ciągu dwóch godzin przenieśliśmy się do salonu popijając kawę i przegryzając ją ciastkiem.
- Najwyższa pora odpocząć. - Westchnął Bruce. - Chłopcy wasz pokój jest na górze, ostatnie drzwi po prawej.
Jak na zawołanie podnieśliśmy się i mówiąc ciche Do później, opuściliśmy pomieszczenie.
Pierwsze co zrobiłem po dotarciu do ,,naszego" pokoju, to rzuciłem się na łóżko i westchnąłem głęboko.
- Aż taki zmęczony? - rzucił kąśliwie Andy.
- Owszem, twoja rodzina chyba zbytnio mnie nie polubiła. - skrzywiłem się.
- Jeśli cię to pocieszy to mnie również. - Rozsiadł się na fotelu obok łóżka. - Ale przyznaj mój drogi studencie biznesu, że są obrzydliwie bogaci.
- Weź, nie miałem pojęcia co mogę wymyślić. Przecież nie powiem im, że pracowałem w gangu rozwożąc narkotyki. - Prychnąłem.
- Rozwoziłeś narkotyki w gangu?
- Możeee...
- Jesteś idiotą.
- Dziękuję za komplement. - Puściłem mu oczko. - Jakieś plany na resztę dnia?
- Miło mi cię poznać Jimin. - Mazikeen wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnąłem. - Jesteś uroczy!
- Mi ciebie również iii em... dziękuję? - Zmarszczyłem brwi.
Ja? Uroczy? Ona jest ślepa?
- Chodźmy może do stołu, przygotowaliśmy obiad. - Pan domu przerwał wszystkie rozmowy i gestem dłoni wskazał nam kuchnię, skąd widać było ogromny stół z jedzeniem.
Ojciec Andrewa zasiadł na samym jego szczycie (niczym król w tych wszystkich średniowiecznych filmach), a my po bokach. Ja oczywiście wybrałem miejsce obok szatyna dzięki czemu poczułem się bardziej pewnie. Jakby nie patrzeć to nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. W innym wypadku zapewne by mi to przeszkadzało, ale dzisiaj odkryłem zalety bycia ,,niewidzialnym".
Wszyscy wypytywali Emersona o szczegóły z jego życia co było mi na rękę, bowiem tylko siedziałem i dziubałem widelcem kawałek kurczaka.
- A co z tobą Jimin? - Z zamyślenia wyrwał mnie dociekliwy głos Bruce'a.
- Hmm?
- Czym się zajmujesz? Jak się poznaliście? Opowiedz coś o sobie, chcę mieć pewność, że mój syn wybrał sobie odpowiednią osobę. - Zaśmiał się przyjaźnie.
Dobra, nie byłem przygotowany na takie pytanie. W końcu co miałem powiedzieć? Jestem byłym członkiem gangu, gdzie rozwoziłem narkotyki i inne gówna... A teraz chwilowo jestem bezrobotny ale dorabiam sobie jako płatny kochanek pańskiego syna?
To zdecydowanie nie brzmiało dobrze.
- Em... Ja... Studiuję
- Jaki kierunek?
- Em... Biznes i rachunkowości. - Powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Hm... Ciekawy kierunek sobie wybrałeś. Akurat nasza firma potrzebuje pracowników.
Przełknąłem głośno ślinę, a słowa uwięzły mi w gardle.
- Pomyślimy nad tym hah - Zaśmiałem się chcąc dodać sobie odwagi. - Póki co dorabiam sobie jako kelner w pobliskiej restauracji. - Kolejne kłamstwo do kolekcji... Chyba powinienem szykować sobie miejsce w piekle.
Rozmowy trwały dalej, a ja rozluźniałem się wraz z upływem czasu. W ciągu dwóch godzin przenieśliśmy się do salonu popijając kawę i przegryzając ją ciastkiem.
- Najwyższa pora odpocząć. - Westchnął Bruce. - Chłopcy wasz pokój jest na górze, ostatnie drzwi po prawej.
Jak na zawołanie podnieśliśmy się i mówiąc ciche Do później, opuściliśmy pomieszczenie.
Pierwsze co zrobiłem po dotarciu do ,,naszego" pokoju, to rzuciłem się na łóżko i westchnąłem głęboko.
- Aż taki zmęczony? - rzucił kąśliwie Andy.
- Owszem, twoja rodzina chyba zbytnio mnie nie polubiła. - skrzywiłem się.
- Jeśli cię to pocieszy to mnie również. - Rozsiadł się na fotelu obok łóżka. - Ale przyznaj mój drogi studencie biznesu, że są obrzydliwie bogaci.
- Weź, nie miałem pojęcia co mogę wymyślić. Przecież nie powiem im, że pracowałem w gangu rozwożąc narkotyki. - Prychnąłem.
- Rozwoziłeś narkotyki w gangu?
- Możeee...
- Jesteś idiotą.
- Dziękuję za komplement. - Puściłem mu oczko. - Jakieś plany na resztę dnia?
Andrew? Krótkie ale jest 8)
poniedziałek, 1 kwietnia 2019
Od Claudii CD Andrewa
Cała nasza trójka (ja, Jerry i Jimin) z szokiem patrzyła to na Andsa, to siebie nawzajem. Nie ukrywam, zdziwiło mnie, że Andrew i Jimin... no. Jerry'ego (sądząc po jego spojrzeniu) również ciekawił ten fakt, ale jego uwagę chyba bardziej przykuło słowo ,,też". Jimin zapewne również skupił się na słowie ,,też".
- Yyy... Tak dla jasności, to między nami nic się nie wydarzyło. To takie trochę zbyt dosłowne określenie, booo... Bo tak jakby... No upiłam się nooo! A Andrewowi zrobiło się mnie szkoda i się mną zajął. Aaa co do sprawy z Jiminem, to nie mam o niczym pojęcia, a że nie jestem wścibska to nie wnikam w szczegóły.
- Tak, a z tym łóżkiem to taka przenośnia. Claudia stwierdziła, że chce się przytulić na dobranoc po czym zasnęła. Tak jakoś wyszło. - wzruszył ramionami.
Zapewne brzmieliśmy dziwnie kiedy się tłumaczyliśmy, no ale cóż... Jerry mimo wszystko wciąż mierzył Andsa podejrzliwym wzrokiem.
- Jerruuuś, tylko się nie obrażaj za to, że się nie odzywałam, oki? - wlepiłam w przyjaciela oczy kota ze shreka.
Ten w odpowiedzi westchnął. - Tylko mi więcej nie rób takich numerów. - na jego twarz wpełzł niemrawy [niemrawa foczka] uśmieszek.
- Tooo może teraz wszyscy skoczymy do środka na herbatkę? - zapytałam, skacząc wzrokiem po twarzy każdego z nich.
- Jerruuuś, tylko się nie obrażaj za to, że się nie odzywałam, oki? - wlepiłam w przyjaciela oczy kota ze shreka.
Ten w odpowiedzi westchnął. - Tylko mi więcej nie rób takich numerów. - na jego twarz wpełzł niemrawy [niemrawa foczka] uśmieszek.
- Tooo może teraz wszyscy skoczymy do środka na herbatkę? - zapytałam, skacząc wzrokiem po twarzy każdego z nich.
202 słowa (nie liczyłam niemrawej foczki)
Ands? XDDDDD