Nowy dom. Ciekawy pomysł, nie powiem. Prawdę mówiąc już od pewnego czasu rozważałam zmianę miejsca zamieszkania, jednak zaliczałam to do raczej odległych planów. Cóż, powiedzmy, że Gabriel trochę mnie uprzedził, co nie zmieniało faktu, iż perspektywa opuszczenia tej rudery całkiem mi się uśmiechała. Pracy teoretycznie nie muszę zmieniać, a nawet miałabym do niej ździebko bliżej (taak, Riley, jakbyś w ogóle musiała pracować).
- Teraz?
- A co, masz coś ciekawszego do roboty? - uniósłszy brew ku górze, posłał mi szelmowski uśmieszek i nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, chwycił mnie za rękę, ciągnąc za sobą w stronę auta.
Doprawdy, sądziłam, że znalezienie ulicy w tak małej mieścinie jaką jest Elmo, nie sprawi nam większych problemów, a tymczasem błądziliśmy dobre dwadzieścia minut nim udało nam się dotrzeć do celu podróży. Prawdę mówiąc trochę zaskoczyła mnie ta nagła determinacja Gabriela. Szczerze? Nie zauważyłam żeby kiedykolwiek był czymś do tego stopnia podjarany. Hm, możliwe, że planował to już od pewnego czasu, ale kto go tam wie...
- No, wygląda całkiem nieźle. - stwierdził lustrując posesję wzrokiem od góry do dołu.
Trudno było się nie zgodzić.
- To prawda. Duży, przestronny, nie mogę sie doczekać aż będziemy mogli obejrzeć go w środku.
- W sam raz żeby pomieścić nas, Hadesa, Ruby, storczyki... - na twarzy bruneta wymalował się dość dziwny, nawet jak na niego uśmiech, po którym szybko zorientowałam się, że chyba wolałabym, aby nie kończył tego zdania, jednakże było już za późno - ... gromadkę dzieci...
Nie wytrzymałam. Zawsze wiedziałam, że wkur*ianie mnie sprawia mu niebywałą radość, ale nie do tego stopnia.
- Jeszcze raz wspomnisz o dzieciach, to osobiście...!
- No co? Co mi zrobisz, hę? - oczywiście, po tych wszystkich perypetiach ze srebrem, zarówno moja siła, jak i sam refleks pozostawiają wiele do życzenia, co w tym wypadku zadziałało na korzyść mężczyzny, bo pochwyciwszy moje dłonie złapał mnie w talii i tradycyjnie przerzucił przez ramię - Mówiłaś coś?
- Wal się - burknęłam zrezygnowana - Ciesz się tą przewagą póki możesz, bo gdy tylko dojdę do siebie możesz być pewien, iż kilka kolejnych nocy spędzisz na kanapie.
- A wszystko dlatego, że nasza sierota traktuje macierzyństwo jak najgorszą karę od Bogów. - podsumował z nieukrywaną satysfakcją. Aż tak go to bawi?
- Pff, mów sobie co chcesz. Ja się czuję seksowna jak cholera i zamierzam się tak czuć jeszcze przez najbliższe kilka lat! - prychnęłam niewzruszona jego wcześniejszą wypowiedzią.
I nie, nie chodzi tu o to, że mam jakieś uprzedzenia do dzieci, czy coś w ten deseń, po prostu nie jestem jeszcze gotowa na posiadanie własnych i bynajmniej nie rajcuje mnie zabawa w wózeczkowanie, pieluchy i inne tego typu rzeczy. Już się w życiu napatrzyłam na uroki macierzyństwa, choćby na przykładzie Violet, która zasuwa od świtu do nocy, ledwie wyrabiając się ze wszystkim tylko po to, by utrzymać siebie i dwuletnie dziecko. No sorry. Podziękuję. Patrzę na nią i aż mi się dziewczyny żal robi. Nie ma swojego życia, ilekroć do niej dzwonię albo jest tak umordowana robotą, że ledwie łączy wątki, albo nie może rozmawiać, bo jej latorośl wpadła na pomysł, że fajnie byłoby wejść na parapet bądź zdemolować coś w kuchni. Prawda jest taka, iż dzieci były, są i pozostaną dla mnie swego rodzaju łańcuchem, który gdy tylko zechcę na dłużej opuścić dom, nieważne czy z Gabrielem, do pracy, czy znajomych - zawsze będzie mnie hamował i ściągał z powrotem jak jakąś pieprzoną niewolnicę lub (jak kto woli) kurę domową. Może i zabrzmi to potwornie egoistycznie, ale wolę mieć Gabriela tylko dla siebie, a perspektywa zrywania się w środku nocy i biegania do kołyski, by uciszyć drące się na cały regulator szczeniaki, jakoś mi się nie uśmiecha. Dziwi mnie tylko, iż Ash tak uparcie stara się mnie przekonać do posiadania potomstwa, bo z teoretycznego punktu widzenia to chyba kobieta powinna dążyć do powiększania rodziny, a nie na odwrót.
- Może zamiast znęcać się nad moją psychiką skoncentrowalibyśmy się na tym po co faktycznie tu przyjechaliśmy? - zapytałam w zasadzie nie dlatego, że nie miałam już kompletnie ochoty na roztkliwianie się nad wyżej wspomnianym tematem (no dobra, to po części też, ale mniejsza), zwyczajnie znudziło mnie wiszenie głową w dół.
Gabriel?
692 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz