Strony

sobota, 9 marca 2019

Od Gabriela CD Riley

Nieco poirytowany opuściłem przebieralnie i zrezygnowany zająłem miejsce na jednej z kanap, stojących tuż przed przebieralnią. Właśnie zacząłem dostrzegać pierwsze minusy zarówno bycia bogatym, jak i posiadania partnerki. Rozejrzałem się znudzony po sklepie. Kilku samców w podobnej sytuacji rzuciło mi pełne zrozumienia i udręczenia spojrzenia. Czyli wszystkie baby tak mają... Jakoś nie pociesza mnie fakt, że nie jestem sam. Co prawda Riley ma rację, mówiąc, że sam się tu pchałem, ale w obliczu sytuacji z kilku poprzednich dni, wypuszczenie jej tu samej byłoby karygodne.
- Na miłość boską! Ile razy można przebierać się w to samo? - westchnąłem, unosząc wzrok i szukając pomocy w niebiosach.
- Dużo. Nie pojmiesz, co siedzi pod tą burzą babskich kłaków. - usłyszałem męski głos, dochodzący z kanapy obok. Odwróciłem się w tamtym kierunku i napotkałem wzrokiem blondwłosego mężczyznę, który wyglądał na kogoś w moim wieku. Na jego kolanach spokojnie spała około pięcioletnia dziewczynka, o równie jasnych włosach co jej opiekun. Jej spokojna, delikatna twarzyczka była istną kopią ojca, tyle że w wersji damskiej i dużo ładniejszej. Co dziwne bardzo rozczulił mnie ten widok. Moja słabość do dzieci ponownie dawała się we znaki.
- Możliwe. - odparłem, wymuszając uśmiech, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od dziewczynki.
- Jestem. - usłyszałem nagle głos Riley. Uśmiechnąłem się z ulgą, lecz mój entuzjazm umknął wraz z chwilą, w której dostrzegłem stos ciuchów, spoczywających spokojnie w jej dłoniach.
- Bierzesz to wszystko? - spytałem, modląc się aby odpowiedź była przecząca. Jak można było się domyślić tak się nie stało, a brunetka ochoczo i radośnie pokiwała głową. - Chyba cię je... - zacząłem, jednak w porę ugryzłem się w język. - ...jeeesteś naprawdę wspaniałą, rozrzutną kobietą. - dokończyłem z sarkazmem, ignorując piorunujący wzrok mojej partnerki.
- A ty bardzo czarującym, skąpym gburem. - odburknęła, wydymając policzki. Przewróciłem oczyma i chwyciłem w dłonie stos ubrań, po czym skierowałem się w kierunku kasy.
- Gdzieś już to słyszałem... Idziesz skrzacie czy mam ci wysłać zaproszenie? - mruknąłem. Skoro to ją uszczęśliwi to niech już stracę te kilka stów. W końcu mógłbym się kąpać w forsie, nie?
- Zmieniam zdanie! Jesteś cudowny! - rzuciła, cmokając mnie w policzek.
- A to jakaś nowość. - powiedziałem, starając się przypomnieć ostatni raz, kiedy uraczyła mnie tak uroczym określeniem.
- Nie narzekaj. - odparła z uśmiechem. Z cichym westchnieniem ulgi rzuciłem stos ciuchów na ladę. Kasjerka wybałuszyła na mnie oczy, a przez jej twarz przebiegł dziwny grymas, ale nie skomentowała ilości ubrań, jaką moja luba postanowiła przygarnąć do swojej szafy. Z małym ukłuciem w sercu wyłożyłem na ladę trzycyfrową sumę, po czym obładowany stertą reklamówek opuściłem sklep, błagając wszystkie bóstwa, żeby Riley nie wypatrzyła sobie już żadnej "perełki".
- Wiesz, że będziesz musiała mi to wynagrodzić, nie? - spytałem, gdy dotarliśmy do ogromnego podziemnego parkingu.
- Buziaczek? - zaśmiała się, wypatrując czerwonego mustanga.
- Myślałem nad czymś lepszym? - powiedziałem, zagryzając dolną wargę.
- Mamy całą noc do dyspozycji. - rzuciła, podążając w kierunku Forda.
- To przy okazji. - uśmiechnąłem się, otwierając bagażnik i pakując do niego torby.
- Przy okazji? - spytała, posyłając mi podejrzliwe spojrzenie gdy wsiedliśmy już do samochodu. Wówczas objąłem jej dłonie i z zupełnie poważnym wzrokiem zadałem pytanie, które nurtowało mnie już długi czas.
- Riley... - zacząłem wpatrując się w jej ciemne tęczówki. - Co ty na to żeby zrobić sobie bobaska? - spytałem, co wywołało salwę śmiechu. Obrażony założyłem ręce na piersiach i zrobiłem obrażoną minę.
- Jeśli sam je urodzisz to proszę bardzo. - powiedziała, starając się pohamować śmiech. Spojrzałem na nią wilkiem (cóż za cudny podtekst się tu ukrył), po czym odpaliłem auto.
- Za następne zakupy płacisz sama. - burknąłem, opuszczając parking. Po drodze do domu brunetka jeszcze kilka razy parsknęła śmiechem, próbowała się ze mną pogodzić, a nawet składała pojedyncze cmoknięcia na moim policzku, na co ja zawsze reagowałem perfekcyjnie skrojonym poker face'm. I muszę przyznać, że za ten aktorski popis powinienem dostać Oscara, gdyż w głębi duszy śmiałem się razem z nią.

time skip

Florestone, Summer Paradise, Cleveland Street, Silverstone, Sunset... Czy w tym zapchlonym mieście nikt nie chce sprzedać jakiegoś ładnego domu?! Budowanie całego domu od podstaw niezbyt mi się uśmiechało, zwłaszcza że mieszkanie z Jerrym ostatnio zaczęło mnie nieco irytować. Nie, żebym miał jakiekolwiek zastrzeżenia do chłopaka. Absolutnie! Był dla mnie jak młodszy brat, ale i bracia muszą się kiedyś rozstać, tak? Poza tym do szału doprowadzało mnie ciągłe przedzieranie się przez leśne chaszcze, aby dostać się do domu Riley. A przecież w lesie powinienem czuć się jak w domu.
Przeglądając już czwartą stronę z ogłoszeniami sprzedaży nieruchomości zaczynałem powoli tracić nadzieję. A może nadszedł czas, aby opuścić tę kanadyjską dziurę i wyruszyć w świat... No chociażby do innego miasta!
- Co powiesz na przeprowadzkę do innego miasta? - rzuciłem do Hadesa, leżącego na kanapie. Pies w odpowiedzi opuścił lekko głowę i nakrył ją łapą. To chyba oznacza nie. Przez tyle lat posiadania psa, doszedłem do wniosku, iż daje on lepsze rady niż ktokolwiek inny z mojego otoczenia, przez co był on stworzeniem z którego zdaniem liczyłem się najbardziej. No może była przed nim tylko...
- A ja jestem za.
... Riley. Słysząc jej głos tuż za mną, szybko zamknąłem laptopa, lecz ona zdążyła mi go wyrwać.
- Aaa... Nie ładnie jest mieć tajemnice przed swoją dziewczyną. - uśmiechnęła się do mnie, siadając obok Hadesa i przeglądając rzeczone "tajemnice".
- Ciebie też miło widzieć kochanie. - mruknąłem.
- Przeprowadzasz się?
- Nie. - odparłem. - Odpowiedź brzmiałaby "przeprowadzamy się", ale nie mamy dokąd. - wyjaśniłem markotnie.
- Przez chwilę miałam wrażenie, że chcesz zwiać razem z Hadesem. W sumie to nie zdziwiłabym się. - wzruszyła ramionami, posyłając mi zadziorne spojrzenie.
- Proszę, proszę! Panna Black zazdrosna o psa. - uniosłem brew, zmieniając swoje położenie z krzesła na kanapę. W odpowiedzi brunetka tylko prychnęła, dając mi kuksańca w bok.
- To wygląda ciekawie. - powiedziała, wskazując na malutki domek, znajdujący się na ulicy Rivershine, czyli gdzieś niedaleko jej rudery.
- Za mały. - pokręciłem głową. - Jak już będziemy mieli gromadkę dzieci, to nie będziemy dla nich dobudowywać pokoi.
- Gromadkę dzieci pff... Jeśli sam sobie je urodzisz. - parsknęła, przeglądając dalej. Chwila! Co? W mgnieniu oka wyrwałem jej komputer z rąk.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie dasz mi potomstwa? - bąknąłem, przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
- Daj spokój! Pewnie z Hadesem spałeś więcej razy w jednym łóżku niż ze mną. Poza tym jak już urodzę dzieci to będę gruba i brzydka, a przecież chcesz żebym była seksowna, prawda? - brunetka przewróciła oczami. - A teraz nie zachowuj się jak dziecko i oddaj mi komputer! - dodała, próbując odebrać mi urządzenie, jednak ja przełożyłem je do drugiej ręki i uniosłem do góry, aby krótkie rączki mojej partnerki nie były w stanie go dosięgnąć.
- Riley Jane Black! Nigdy nie będziesz gruba i brzydka, a nawet jeśli to i tak będę cię kochał... - zacząłem słodko. - A teraz łaskawie przestań machać łapskami, bo zaraz wybijesz mi oko. - warknąłem przesuwając się w stronę Hadesa. Na szczęście dziewczyna zaprzestała walki, odsuwając się na drugi koniec kanapy.
- Palant. I do tego niedorobiony romantyk. - burknęła, zakładając ręce na piersiach.
- Ameba. I do tego z krótkimi rączkami. - odparłem, uśmiechając się złośliwie. Na kilka minut w pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana tylko cichymi uderzeniami klawiszy na klawiatury.
Już miałem zamykać kolejną witrynę z ogłoszeniami, gdy nagle w oczy rzuciło mi się jedno zdjęcie.
- Hej! Złośnico! - mruknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę brunetki. - Znalazłem coś i mam wrażenie, że mogłoby ci się spodobać. - dodałem, przeglądając ogłoszenie.
- Po prostu Amor? - parsknęła dziewczyna. - Urocza nazwa... Dla jakiegoś zgodnego, starego małżeństwa.
- Czyli idealnie! - oznajmiłem, po czym zerwałem się z krzesła i założyłem kurtkę.
- Na co czekasz? Jedziemy na oględziny!

1199 słów
Riley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz