Strony

środa, 2 stycznia 2019

Od Jimina CD Andrewa

Sobota - czy to nie brzmi pięknie? Możesz robić co tylko chcesz, zwłaszcza jeśli masz całkiem sporą sumkę na koncie. Ten dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie dopóki mój telefon nie zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się dobrze znajome imię Andrew. Uśmiech na chwilę zniknął z mojej twarzy przypomniawszy sobie ostatnią rozmowę i zdanie, że gdy następny raz tego zadzwoni będę mu posłuszny niczym piesek. Przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz.
 - Przyjedź. - Rzucił tylko i się rozłączył.
Skończyłem dopinać guziki w mojej czarnej koszuli i kulturalnie udałem się na autobus. Swoją drogą... Czemu ja jeszcze nie kupiłem sobie nowego auta, skoro teraz jestem w pewnym sensie bogaty?
Tymczasem wolnym krokiem pobiegłem na autobus bojąc się spotkać mojego sponsora. Ociągałem się niemiłosiernie, a gdy w końcu, po czterdziestu minutach dotarłem pod drzwi willi i zapukałem w nie i wszedłem.
 - Purdy? - Westchnąłem cicho niepewnie zaglądając do kuchni, gdzie siedział przy stole stukając palcami o blat i przy okazji pijąc whiskey. - Przepraszam za spóźnienie, uciekł mi autobus. - Skłamałem bez zająknięcia.
 - Mam to gdzieś, powinieneś być co najmniej dziesięć minut temu. - Zmarszczył brwi gromiąc mnie spojrzeniem.
Ja w tym czasem zauważyłem resztki telefonu znajdujące się na podłodze.
 - Przepraszam. - Jak bardzo mam przejebane? - Dlaczego rozbiłeś telefon? - Rzuciłem torbę na sąsiednie krzesło i niczym służąca zabrałem się do zbierania szczątek urządzenia, po czym wrzuciłem je do kosza.
Stałem bezczynnie nie wiedząc co ze sobą począć, gdyż szanowny Andrew nawet nie raczył na mnie spojrzeć. W każdym razie jednego byłem pewien:
Coś jest nie tak.
 - Usiądziesz wreszcie czy będziesz tak stał w nieskończoność?
 - Przepraszam
 - W ogóle to od kiedy się zrobiłeś taki grzeczny co?! - Warknął. - Jeszcze wczoraj najchętniej spaliłbyś mnie żywcem na stosie, a dzisiaj zachowujesz się jak jakiś służący. - Prychnął i zaczął wymachiwać rękoma w powietrzu.
 - Przepraszam ja... Nie mam siły, ostatnio mam dużo treningów i źle się czuję. - Pomasowałem skronie.
 - W takim razie, możesz wyjaśnić mi jedną rzecz i dam ci spokój. - Przełknąłem głośno ślinę i spiąłem mięśnie wiedząc do czego dąży.
 - Słucham.
 -  Oppa? Wytłumacz mi to bo nie rozumiem.
 - Przepraszam to...
 - Przestań przepraszać do cholery - nieco uniósł głos.
 - Przepraszam...
 - Daruj sobie, mów.
 - To... Zostało mi po poprzednim związku. - Posmutniałem nieco bardziej.
 - A co dokładnie to oznacza?
 - Em... To jest... - Zaśmiałem się niezręcznie. - To jest zwrot w Korei, zwrot grzecznościowy, którego... Używa... M-młodsza dziewczyna d-do swojego chłopaka... - I tutaj przymknąłem oczy czekając na wyśmianie, lecz nic takiego się nie wydarzyło. - Przepraszam ja... Może pójdę... - Mógłbym przysiąc, że moja twarz przybrała kolor pomidora.
Już wstawałem, zgarnąłem swoje manatki do czasu, gdy Emerson pociągnął mnie za rękę i sam wstał by później przyszpilić mnie do ściany. Odwróciłem głowę w bok bojąc się tego co zrobi i chcąc uniknąć większego upokorzenia, podczas gdy ten najprościej zaczął obdarowywać moją szczękę pocałunkami schodząc coraz to niżej i niżej. Na szyi pozostawił kilka malinek, co skończyło się kilkoma jękami, które opuściły moje usta.
Nie było to jednak nic na zasadzie tego co działo się wcześniej. Robił to z większą delikatnością i namiętnością, a wszystko to było wypełnione... uczuciem? Czyżby solidna dawka kokainy przed wizytą sprawiła, że świruję? Nogi ugięły się pode mną i gdyby nie jego mocny uchwyt - pewnie leżałbym na ziemi.
 - Andrew... - Podniósł na mnie obojętny wzrok, w którym nie zobaczyłem ni krzty życia po czym pocałował mnie. Namiętnie i powoli, a wręcz leniwie. Pierwszy raz jego pocałunki mi się podobały i spojrzałem z innej perspektywy na te pełne usta. Odwzajemniałem pieszczoty z taką samą zawziętością, gdzieś w międzyczasie przeczesując jego miękkie włosy i od czasu do czasu wymawiając jego imię.
Niedługo potem udaliśmy się do sypialni gdzie zostałem pchnięty na wielkie łóżko mężczyzny, a guziki mojej koszuli powoli zaczęły się odpinać. Czekałem na jego ruch będąc dzisiaj zdecydowanie bardziej onieśmielonym i zażenowanym wcześniejszą sytuacją, Zasłaniałem rękoma moją twarz by nie patrzył na to jak się rumienię. Przecież nie mogłem pokazać mu tej słabszej strony mnie. Przy okazji całował mnie dokładnie tak jak przedtem, a w głowie miałem romantyczne sceny ze związku  Hoseokiem.
Sunął dłońmi po moim torsie a ja wpatrywałem się w jego usta. Biorąc pod uwagę, że dzisiaj było bardziej romantycznie chciałem się odwdzięczyć za te wszystkie pieszczoty więc niedługo potem przejąłem inicjatywę i usiadłszy mu na udach chciałem zadać mu trochę przyjemności na co raczej nie powinien narzekać, bowiem akurat w tym byłem dobry. Zostawiałem mokre ślady na jego szyi, a przy obojczykach nawet pozwoliłem sobie zrobić malinkę przez co syknął cicho.

Andrew?
Słowa: 723

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz