Strony

sobota, 29 grudnia 2018

Od Levinn'a CD Anny

Jedyne co miałem w swojej głowie po przebudzeniu to znów to uczucie jakbym chciał sam siebie udusić. Po tym, jak walnąłem głową celowo o ramę łóżka, podniosłem się do siadu i przetarłem oczy. Miotał mną delikatny kac, bo po przyjściu do domu, przeanalizowaniu całej rozmowy z Anną, postanowiłem wypić jeszcze butelkę whisky. Trochę powiedziałem, nie powiem, za dużo. Postanowiłem ochłodzić nieco nasze relacje i jeśli pić to tylko samemu, ewentualnie z Owen'em który na to nie potrzebuje specjalnego zaproszenia.
Nie miałem na nic ochoty, nawet na poranny trening, jednak para stojących uszu domagała się chociaż 10- minutowego spaceru. Nie mogłem długo patrzeć w śliczne oczka zwierzaka, więc po szybkim napiciu się wody zmieniłem ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Pies od razu wybiegł, łapiąc coraz to nowsze zapachy, nakłaniające do zajrzenia w gęstsze czeluści czasu. Mnie także zaciekawiły, chyba ze względu na lekki, wilczy instynkt.
Rozejrzałem się, na skórze czując dziwny dreszcz, jakby coś było nie w porządku. Ani widu ani słychu, więc poszedłem dalej, bawiąc się z czworonogiem, aż doszliśmy do naszego ulubionego jeziorka. Po tym szliśmy dalej i dalej, aż w pewnym momencie pies się zatrzymał, nastawiając uszu z wyraźnym zdenerwowaniem. Ukazał kły i uniósł ogon.
- Do nogi.- Powiedziałem spokojnie, a czworonóg szybko znalazł się obok mnie. Z oddali dochodziły do nas jakieś dźwięk, rozmowy, potem głośny huk. Z tego co pamiętałem, po tamtej stronie znajduje się domek Anny. Od razu przyszło mi na myśl, że ma kłopoty, a ja akurat w kieszeni kurtki miałem swój pistolet. Jaki debil trzyma w kurtce pistolet? No ja. Uświadomiłem sobie swoją głupotę i sprawdziłem stan magazynku. Było kilka nabojów, mógł się więc przydać. Przygotowałem go do akcji i dałem psu sygnał by szedł przodem. Vane od razu zrozumiała, cicho przemieszczając się między drzewami. Wyczułem obce zapachy. Albo to swego rodzaju bandyci albo Anna się rozkręciła i urządziła jakiś melanż bez osoby bez której nie ma zabawy. Czyli beze mnie.
Chciałby, żeby prawdą była pierwsza opcja, lecz się myliłem. Do domku weszło kilku uzbrojonych mężczyzn, a jeden z nich mnie dojrzał. Nie zdążył jednak zawiadomić grupki, gdyż w porę Vane skoczyła na niego i po szybkiej komendzie przegryzła gardło degenerata. Z resztą było już łatwo, nie trzeba było nic robić, sami wzięli nogi za pas. Od razu można było poznać że nie byli odpowiednio przeszkoleni. Nie mieli rękawic ani niczego innego, więc odciski palców będąc jak znalazł, jeden nich upuścił swój pistolet, . Ale kto i po co miałby wysyłać na jakąś akcję tak bardzo nieprofesjonalnych bandytów? Jakiś debil. Albo wręcz przeciwnie. Możliwości było wiele, jednak przerwałem domysły i zająłem się nieco zdezorientowaną dziewczyną. Widać nie spodziewała się takiego włamu. Ja w sumie też nie...
- Wszystko dobrze?- Spytałem dosyć szorstko, ale dalej z nutą przejęcia. Wyglądała nieco lepiej, tak też się pewnie czuła. Potwierdziła to i od razu, czego się spodziewałem, chciała znaleźć tych ludzi. Uniosłem kącik ust. Kogoś mi przypominała.- Może tak wolniej?- Spytałem spokojnie, na co zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem.
- Widziałeś to?- Złożyła ręce na piersi, z początku patrząc na mnie, a potem na ciało które leżało w drzwiach. Nie powiem, jej mina mnie rozśmieszyła.- Co to ku*wa?
- Masz minę jakby ktoś umarł.- Zaśmiałem się głośno, łapiąc się za brzuch. Trochę czarny był mój humor, ale za to mnie trzeba pokochać, bo za nic innego się raczej nie da.
- Zamordowałeś go! Wiesz co to oznacza? Możesz za to siedzieć! A twój pies? Mogą ci go uspać, jest agresywny.Co ty w ogóle myślałeś? Co z nim zrobisz, muszę zadzwonić na policję...- Stanęła przede mną, łapiąc się za głowę. Zapomniałem, że nie była przyzwyczajona do mojego, jakby to, "zawodu", czy tam przyzwyczajenia do zabijania napotkanych ludzi. Ups.
- Uspokój się młoda, obrona własna, znasz takie coś? A pies był szkolony, mam nawet papiery, nic na mnie nie mają.- Mruknąłem z szerokim, sarkastycznym uśmiechem.- zobaczmy. Nie wiedziałem ich twarzy, oprócz jednego- wskazałem martwego mężczyznę, mającego na twarzy kominiarkę której szybko się pozbyłem. Przyjrzałem się mu, lecz nie był ani trochę znajomy. Widząc to, dziewczyna zmieszana usiadła na kanapie.
- Czy ja o czymś nie wiem?- Zmierzyła mnie wzrokiem. "Nawet nie wiesz jak bardzo" pomyślałem, lecz tylko pokręciłem głową.
- Byłem w wojsku, wiele przeżyłem, przyzwyczaiłem się do naciskania spustu i do flaków wyrzuconych w powietrze. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Usłyszałem jakieś dźwięki, przyszedłem, rozwiązałem problem. Jeśli chcesz dowiedzieć się kto to był, po prostu współpracuj. Nie chcę mieć policji na głowie, lepiej załatwić to samemu. Mogę na ciebie liczyć? Jeśli to jakaś mafia czy inne cholerstwo, nie chcesz mieszać w to policji. Wiem co mówię, możesz na tym źle skończyć, oni także. Pracowałem trochę tam, sami to rozwiążemy. Mogę liczyć na twoją pomoc i przede wszystkim zaufać ci?- Zakończyłem monolog, siadając obok niej. Cały czas miała wbity we mnie wzrok jakbym był szalony. Może tak jest..Ba, na pewno tak jest! Ale, to będzie zwykła koleżeńska pomoc. Żadnego spoufalania, żadnej historii mojej, o Owenie także nie powinienem wspominać. Jednak sam chciałem dowiedzieć się, kto to tak na prawdę ich przysłał. - Słuchaj, jeśli dowiemy się wystarczająco wiele, będzie można to komuś zlecieć rozwiązanie tego....tej grupy czy co to tam jest. W porządku?

Anna? XDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz