Strony

sobota, 20 października 2018

Od Austina CD Naomi

   Spodziewałem się takiej reakcji brunetki, choć z drugiej strony liczyłem na coś milszego. W tym momencie miałem mieszane uczucia. Chciałem powiedzieć jej coś chamskiego, lecz moja milsza strona nie pozwalała na to. Ugryzłem się w język i skierowałem się w przeciwnym kierunku, chcąc się jakoś uspokoić. Wtem ponownie przybrałem wilczą postać i zawędrowałem gdzieś przed siebie.
Sam spacer jednak nie pomagał i przypomniałem sobie o bawarce, która samotnie stoi w garażu. Mając klucze przy sobie, podszedłem do garażu i po otwarciu bramy, ujrzałem z lekka zakurzone, czarne auto. Niby tylko tydzień, a zdążyła się zastać. Wsiadłem do wozu i przygotowałem się do jazdy. Na początku ciężko zakręciła rozrusznikiem, w końcu to ponad dwudziestoletnie auto; lecz następnie odpaliła pozostawiając za sobą jasną chmurę dymu z wydechu. Wyjechałem z pomieszczenia, zamknąłem drzwi garażu i ruszyłem na główną drogę. Zająłem się czarną na czynnej myjni samochodowej, zatankowałem do pełna lepszego paliwa i upewniłem się co do kondycji silnika. Gdy wszystko było na swoim miejscu, mogłem szaleć na mieście do woli.
Nie widziałem żadnych przeszkód w moich nielegalnych czynnościach, zaś chyba całe miasto słyszało ten przeraźliwy warkot silnika bawarki, a sam dym spod opon unosił się ponad domki. Ja zaś czułem szybko skok adrenaliny i uczucie wyluzowania, uspokojenia ducha. Może dziwnie to brzmi, ale taka jazda mnie zdecydowanie uspokaja i pozwala wrócić do logicznego myślenia. Sama przyjemność. Muzyka, która mi towarzyszyła, jeszcze bardziej rozluźniała atmosferę, a uśmiech z twarzy nie mógł zniknąć. Jednak co za dużo, to nie zdrowo i po jakiejś godzinie upalania, zajechałem na duży parking i pozwoliłem ostygnąć oponom, które teraz nadają się do wymiany. Obejrzałem auto, czy nie zostało gdzieś zahaczone lub guma nie osadziła się na nadkolach, lecz wszystko było dobrze. Odetchnąłem spokojnie i czując nadal zapach palonej gumy, uśmiechnąłem się jak jakiś psychopata. W międzyczasie z wnętrza pojazdu wylatywał dym, który często powstaje przy takiej zabawie. Rozglądnąłem się po okolicy i chyba każde miasto nocą wygląda dobrze, nawet to.
Gdy auto było gotowe do dalszej jazdy, a ja w pewnym stopniu się uspokoiłem, wróciłem do auta i zasiadłem wygodnie za kierownicą. Nagle dostałem wiadomość od Victora, który poprosił mnie o zjawienie się jutro rano na komendzie. Co znów wymyślił? Nie mam pojęcia. Zgodziłem się na to i mogłem w spokoju wrócić do domu.
Będąc na miejscu, wszyscy lokatorzy już spali. Nie chciałem ich budzić czy coś, więc od razu wszedłem do swojego pokoju, ogarnąłem się w miarę możliwości i położyłem się spać.. znaczy położyłem się do łóżka, gdyż sen przyszedł znacznie później. Adrenalina nadal krążyła we krwi, lecz z czasem odpuściła i pozwoziła oddać się w objęcia morfeusza.
   Rano zastałem niemalże pusty dom, co było mi na rękę. Zjadłem coś lekkiego i szybkiego, po czym skoczyłem pod prysznic i wróciłem do swojego pokoju. Wyjąłem dobrze wyglądające ciuchy i ubrałem je na siebie. Poprawiłem jeszcze włosy i po założeniu butów oraz skórzanej kurtki, skierowałem się do wyjścia. Opuściłem posiadłość swoim pojazdem i udałem się na komendę, gdyż o to poprosił mnie Victor.
Przy budynku zastałem auto głównego szefa policji kryminalnej, co z lekka mnie zdziwiło. On w takim mieście? Musiało coś poważnego się stać, że się tutaj zjawił. Po zamknięciu bawarki, wszedłem do budynku i skierowałem się do bura przyjaciela. Tam zaś zastałem nie tylko jego, ale i wcześniej wspomnianego szefa. Przywitałem się z mężczyznami i przeszliśmy do rozmowy.
- Doszły mnie słuchy, że Pan jako cywil został pomocnikiem Victora, a następnie przystąpił Pan do rozbicia japońskiej mafii - rzekł trzymając na mnie pewne spojrzenie, zaś Victor wyglądał na wyluzowanego.
- Wiem, że nie powinienem, jednakże mam za sobą odpowiednią szkołę oraz szkolenia. Musiałem się tym zająć ze względu na przyjaciół - wyjaśniłem spokojnie.
- Nie musi Pan się przede mną tłumaczyć - zaśmiał się przyjaźnie - Wiem to wszystko - zerknąłem na Victora, który uciekł ode mnie wzrokiem - I chciałbym mieć Pana w swoim składzie - dodał mężczyzna z miłym uśmiechem - Wykonał Pan to zadanie idealnie, choć czasem działał pomimo zakazu.
- Rozumiem.. Ale jest jakiś haczyk w tym? - spytałem próbując podejść mężczyznę.
- Nie ma żadnego - odpowiedział krótko.
- W takim razie przyjmuję Pańską ofertę - uniosłem lekko kąciki ust.
Reszta formalności została załatwiona w luźniejszej atmosferze przy mocnej kawie i kilku żartach. Że Victor był pewny mojego wyboru, wręczył mi gotową legitymację policjanta kryminalnego z moimi danymi, pozwolenie na broń, kaburę z czarnym glockiem oraz kajdanki.
Gdy wszystko było już gotowe, szef opuścił biuro i sam miałem też to uczynić, gdyż chciałem załatwić jeszcze kilka spraw, jak np. złożyć wypowiedzenie w klubie czy sprawdzić co u Davida.
- Nim wyjdziesz, mam coś jeszcze dla Ciebie - odparł przyjaciel wyjmując coś z szuflady. - A raczej kogoś - dodał wręczając mi książeczkę psa policyjnego.
- Co mam przez co rozumieć? - spytałem zerkając na niego.
- Podczas tej akcji, zginął nam jeden policjant, który opiekował się psem.. Jeśli nie masz nic przeciwko, przypisze tego czworonoga do Ciebie - wyjaśnił wstając z krzesła.
- Słyszałem o tym policjancie.. przykra sprawa - westchnąłem ciężko - I jasne, mogę zająć się tym psem - dodałem po chwili z lekka unosząc kąciki ust.
- W takim razie chodź - rzekł i wyszliśmy z biura.
Zaszliśmy do tylnej części komendy, gdzie znajdowało się kilka kojców dla psów policyjny, zaś nie przesiadują tutaj codziennie, a tylko podczas szkoleń. W jednej z klatek znajdował się wcześniej wspomniany pies, Argo rasy Malinois, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Ilu osobą próbowałem go wcisnąć? - spytałem kucając przy drzwiczkach kojca.
- Pogryzł ze cztery osoby. Nie daje kompletnie siebie dotknąć - wyjaśnił niechętnie - Jednak Ty.. wiesz.. rozumiesz czworonogi.. - dodał nie mogąc ułożyć logicznie słów.
- Wiem, dogadam się z nim - odparłem otwierając spokojnie kojec.
Pies faktycznie był agresywnie nastawiony, gdyż po minięciu progu klatki, usłyszałem ostrzegawcze warknięcie w moim kierunku. Zignorowałem ten fakt i siadłem obok drzwiczek, zaś Victor oddalił się na bezpieczną odległość. Nie można od razu kierować rąk do psa, trzeba dać mu czas na oswojenie i zapoznanie się z zapachem. Właśnie, zapach.. Argo nie opuszczał ze mnie wzroku i czujnie węszył.
- Znajomy zapach, co? - mruknąłem spokojnie nie kierując wzroku na psa - Wiem, że straciłeś swojego przyjaciela, przykro mi z tego powodu - kontynuowałem - I wiem też, że pogryzłeś cztery osoby przede mną. Dobry jesteś - zerknąłem na czworonoga, który prawdopodobnie słuchał moich słów - Jednak nie musisz przejawiać agresji wobec mnie. Na pewno się dogadamy.. jak facet z facetem - rzekłem spokojnie patrząc już na psa.
Nie miał już agresywnego nastawienia, lecz blisko neutralnego. Wstał z kąta kojca i węsząc podszedł do mnie. Siedziałem spokojnie ze zgiętymi nogami i opartymi rękoma na kolanach. Malinois wsadził nagle pysk między opartą rękę, a brzuch, po czym położył się na mnie jakby znał mnie od lat.
- Widzę, że będzie ciekawie - westchnąłem i ostrożnie pogładziłem czworonoga po głowie, zjeżdżając stopniowo na kręgosłup.
Czułem, jakby minęło kilka minuta, zaś zegarek wskazywał prawie godzinę później. Pies pozwolił podnieść mi się z chłodniej posadzki, po czym sięgnąłem za smycz, którą przypiąłem do jego obroży i w spokoju mogliśmy opuścić ten nieszczęsny kojec. Mimo tego, Argo nie ufał mi do końca, więc musiałem uważać na większości wykonywanym przeze mnie czynności. Victor pogratulował mi oswojeniu psa i mogliśmy udać się do auta. Może i bawarka nie posiada bagażnika dla zwierząt, lecz przednie siedzenie czy też tylna kanapa jest dobrym miejscem dla psiaka.
   Udało mi się załatwić sprawę z klubem i zwolniłem się za porozumieniem stron. Czas zacząć żyć jak mężczyzna, choć z drugiej strony będę tęsknić za stanowiskiem barmana. Oczywiście były szef powiedział, że jestem tutaj mile widziany, nawet za ladą.. lecz nie wiem, czy skorzystam.
Zajechałem do domu Davida, lecz niestety go tam nie zastałem. Jego warsztat nadal był zamknięty, więc zostało mi czekać do wieczora. Wtem pomyślałem o Lunie, która powinna być już w domu. Tam też ją zastałem. Wstąpiłem do niej oczywiście wraz czworonogiem, który trzymał dystans od blondynki. Upewniłem się co do jej stanu po utracie narzeczonego i przyznam, że wyglądała dobrze. Nie była radosna i pełna szczęścia, lecz czuła się dobrze.
  Po prawie dwóch godzinach opuściłem jej dom. Zastałem ją smutną, a opuściłem uśmiechniętą. Oczywiście przez moją obecność, teoretyczny sposób pocieszania i dobry humor. Gdy jednak wsiadłem do auta, przypomniałem sobie wieczorną rozmowę z Nao. Teraz to mi się smutno zrobiło. Przez ten tydzień tak bardzo chciałem ją zobaczyć, przytulić, pogadać.. a zostałem zje*any od góry do dołu. Był to trochę taki cios, lecz nie w duszę, a w serce. Z drugiej strony trochę ją rozumiem, lecz nie miałem możliwości szybszego pojawienia się w mieście. Chyba, że Nao tak naprawdę chciałby się mnie pozbyć.. Gdy ją widzę, czuję jakby była wypełnieniem mojego serca, jakby Ona była tym ostatnim elementem układanki mojego życia. To jednak nie czas na takie przemyślenia i zajechałem do sklepu zoologicznego, gdzie zakupiłem potrzebne artykuły dla czworonoga, po czym udałem się do domu na jakiś zdrowy posiłek.
  Była już pora po obiadowa, przez co każdy odpoczywał w swoim pokoju lub w salonie. Ja wolałem zamknąć się w swoich czterech ścianach i ogarnąć owe pomieszczenie. Musiałem co nie co poprzestawiać, poukładać, przełożyć czy też wyrzucić. W sumie nie zajęło mi to dużo czasu, gdyż dużo rzeczy nie miałem i mogłem w spokoju walnąć się na łóżko. Argo podniósł się z podłogi i spojrzał na moją osobę. Niby nie powinienem, lecz musiałem. Poklepałem miejsce obok mnie, przez co pies wskoczył na łóżko i wygodnie się ułożył.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, przez co Argo skierował wzrok owym kierunku. Pozwoliłem na wejście, a w progu pojawiła się Naomi. Podniosłem się do siadu i zerknąłem na brunetkę, która zamknęła za sobą drzwi.
- Przyszłaś znów mnie zje*ać za powrót do życia? - spytałem spokojnie i wstałem - Choć w sumie.. rozumiem Twoją reakcję. Typowa kobieta, nic nowego - dodałem nie mając na celu jej obrazić.
- Daj mi więc dojść do słowa..
- Ależ proszę - uniosłem lekko ręce na bok, gdyż nie chcę kolejnej kłótni z brunetką.


Naomi? Austin chyba nie potrafi być na nią zły ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz