Przeciągnęłam się, ziewnęłam, zamrugałam, i rozejrzałam dookoła. Wszyscy jeszcze spali, a słońce depiero co wyszło zza horyzontu.
- Człowieku, jest wcześnie rano! - jęknęłam.
- Wiem. Właśnie dlatego chcę, żebyś wstała. Mamy jeszcze sporo czasu do pobudki innych, a do polowania jeszcze więcej. Ja tam mam zamiar wybrać się nad ten wodospad, nad którym po raz pierwszy spotkaliśmy Tae. No, ale jeżeli nie chcesz ze mną iść... - po wypowiedzeniu ostatniego zdania wstał, i odwrócił się.
- Czekaj! - kiedy przystanął, oczyma wyobraźni już widziałam jego tryumfalny, chytry uśmieszek. - Nie mówiłam, że nie chcę iść! - zerwałam się z posłania, z zrównałam z nim krok.
- A więc, w drogę... - mruknął. Potruchtaliśmy razem ścieżką w las.
- Czekaj! - kiedy przystanął, oczyma wyobraźni już widziałam jego tryumfalny, chytry uśmieszek. - Nie mówiłam, że nie chcę iść! - zerwałam się z posłania, z zrównałam z nim krok.
- A więc, w drogę... - mruknął. Potruchtaliśmy razem ścieżką w las.
***
Po całej puszczy rozległ się głośny strzał. Odruchowo wepchnęłam Jerry'ego do wody, i sama do niej wskoczyłam.
- Hej! Co ty robisz? - bąknął brązowowłosy (lub raczej brązowo-sierściowy?, gdy tylko się wynurzył.
- Nic! Ja tylko...
- Co ,,tylko''?
- Tylko chcę ratować nam tyłki! - burknęłam. - zgadnę, ty nie masz naturalnych odruchów samoobronnych?
Jerry zamilkł na chwilę, przez cały czas mierząc mnie ,,oburzonym'' wzrokiem. Po chwili jednak odpowiedział.
- Mam. - powiedział krótko, po czym wyszedł z wody, i się otrzepał.
Po chwili z wody wyszłam i ja, otrzepując się, i ochlapując tym samym Jerry'ego.
- No, a teraz sprawdźmy, czy inni są przy wodospadach. im szybciej, tym lepiej. Strzał z przeciwnej strony mógł ich obudzić, a więc mogli ruszyć w kierunku dźwięku. - od razu po tych słowach wystartowałam jak torpeda w stronę serca lasu.
Po chwili z wody wyszłam i ja, otrzepując się, i ochlapując tym samym Jerry'ego.
- No, a teraz sprawdźmy, czy inni są przy wodospadach. im szybciej, tym lepiej. Strzał z przeciwnej strony mógł ich obudzić, a więc mogli ruszyć w kierunku dźwięku. - od razu po tych słowach wystartowałam jak torpeda w stronę serca lasu.
***
- Claudia! - wykrzyknęła Riley, od razu gdy mnie zauważyła (a zauważyła mnie jako pierwsza). Następnie podeszła do mnie, i dodała: - Gdzieś ty była?! Usłyszałam strzał, zobaczyłam że nie ma ciebie i Jerry'ego, i zaczęłam się martwić!
- Spokojnie, mamusiu. - zaśmiałam się. - Wyszliśmy tylko na spacerek na wodospad i... I usłyszeliśmy strzał. Nikomu nic się nie stało?
- Nie... Na szczęście... - mruknęła.
- Wy! - Draco zaczął zbliżać się do mnie, Riley i Jerry'ego szybkim, ,,gniewnym'' krokiem. Gdy zbliżył się wystarczająco blisko, odepchnął Jerry'ego tak niespodziewanie i wystarczająco mocno, że ten przetoczył się z dwa metry po ziemi. Zdumiona, a zarazem oburzona spojrzałam na czarnego basiora, ten przycisnął mnie do drzewa, i wyszczerzył kły.
- To ich sprawka! Ściągnęli tu ludzi, aby zepsuć polowanie i doprowadzić do naszej śmierci!
Od razu, dosłownie po chwili, ktoś odepchnął Draco ode mnie, od boku, z taką siłą, że przetoczył się aż do kolejnego drzewa, czyli co najmniej cztery metry i pół.
- Tylką ją tknij, niewdzięczniku, a rozerwę cię na kawałki jeszcze brutalniej niż tego łosia, z którego zdzierałam skórę żywcem w wieku ośmiu lat! - warknęła mama, głosem od granic możliwości przepełnionym złością.
Wtedy do akcji wkroczyła Kavanara.
- Uspokójcie się! - bąknęła. - Nie mogli zrobić czegoś takiego, bo to nie logiczne, Draco. I nie wyskakuj do nikogo z zębami, zwłaszcza na tym święcie, bo pomogę Anarii w rozrywaniu cię na kawałki!
- Hej, spokój wszyscy! - wtrąciła Ismena. - Nie psujcie święta. Dzielimy się na grupy, iziemy to sprawdzić, i ruszamy na polowanie. Zrozumiano?
Wszyscy przytaknęli. Podzieliliśmy się na grupy, tym razem jednak o innych składach, niż wcześniej.
Grupa pierwsza - Ja, Riley, Jerry, Alecia, Santa, i Kazan.
Grupa druga - Anaria, Anastasia, Kavanara, Sara, i Ismena.
Grupa trzecia - Holly, Sebastian, Minevra, i Nuka.
Grupa czwarta - Augustus, Siergiej, Taichi, oraz Shanti i Kaiko.
Grupa piąta - Taehyung, Ira, Courtney, Remus, i Sasza.
Grupa szósta - Syanna, Leandre, Gabrel, Aubrey, Raven, i Xavier.
Grupa siódma - Bruno, Genevieve, Lucas, Lizzie, Sabor, i Draco.
Po podzieleniu się na grupy, wyruszyliśmy w stronę, z której dobiegał dźwięk.
Grupa trzecia - Holly, Sebastian, Minevra, i Nuka.
Grupa czwarta - Augustus, Siergiej, Taichi, oraz Shanti i Kaiko.
Grupa piąta - Taehyung, Ira, Courtney, Remus, i Sasza.
Grupa szósta - Syanna, Leandre, Gabrel, Aubrey, Raven, i Xavier.
Grupa siódma - Bruno, Genevieve, Lucas, Lizzie, Sabor, i Draco.
Po podzieleniu się na grupy, wyruszyliśmy w stronę, z której dobiegał dźwięk.
***
- Może jednak poprosimy jakąś inną grupę o wspólne polowanie? Ci, którzy strzelali mogą się tu jeszcze kręcić... - powiedziałam.
- Może jeszcze zwołajmy na polowanie wszystkie wilcze gangi z okolicy, i watahy z dalekich miast? - prychnęła Santa.
- Przestaniesz w końcu tak odpowiadać?! - burknęła Riley, już wyraźnie zdenerwowana obecnością Santy.
- Nie. - prychnęła, unosząc głowę do góry, i truchtając na przód. Po chwili jednak Kazan podbiegł do niej, złapał ją za ogon, i przewrócił.
- Nie hałasuj. W pobliżu może być zwierzyna. - bąknął, po czym poszedł dalej. Santa wyszczerzyła tylko kły, wstała, i ruszyła naprzód.
- Nie hałasuj. W pobliżu może być zwierzyna. - bąknął, po czym poszedł dalej. Santa wyszczerzyła tylko kły, wstała, i ruszyła naprzód.
***
Przyglądałam się Anarii i Shanti, które wyraźnie wesołe prowadziły konwersację. Heh, że też nikt z wrogich stad nie chce rozmawiać ze mną. No, w sumie to z większością z nich to nawet ja nie chcę rozmawiać, ale... Mniejsza!
Skierowałam wzrok trochę bardziej na lewo, i dostrzegłam rozmawiające ze sobą wadery - Holly i Minevrę. No, tego to ja się akurat nie spodziewałam. Minevra skora do rozmów? Ciotka Holly chcąca rizmawiać z kimś z wrogiego stada? No, w sumie to nie Yenvan, a więc nie padnę ze zdziwienia, ale... Co do chole*y tak dobrze na nich wszystkich działa?! Lora posypała wszystkie zwierzęta na zas święta prochem przyjaźni czy co?
Chcąc nie chcąc, ni stąd ni z owąd, powieki zaczęłi mi ciążyć. Po chwili już zasnęłam.
839 słów, bez liczenia timeskipów^^ :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz