Strony

sobota, 1 września 2018

Od Riley - Wielkie Polowanie/Dzień 2

Wyruszyliśmy o bladym świcie, tym razem kierując się na południe, a dokładniej do Doliny Sun, gdzie jeszcze dzisiejszej nocy miała odbyć się kolejna narada etc. dobieranie nowych grup łowieckich. W zasadzie to wcale nie pracowało mi się źle z obecnym stadem, ale skoro takie są zasady...
Póki co, przez najbliższe parę godzin byliśmy zdani wyłącznie na siebie, więc nie tracąc czasu każde z nas zajęło się tym w czym sprawdza się najlepiej. Co prawda w moim przypadku wchodziło w grę wyłącznie wypatrywanie zwierzyny, bo choć mój węch nie jest znowu w takim najgorszym stanie, raczej nie sprawdziłabym się w roli tropiciela, toteż wyżej wspomniane stanowisko objęła Nuka, która (no, muszę przyznać) ma naprawdę dobrego niucha, dzięki czemu jeszcze tego ranka mieliśmy szansę dopaść niewielkiego, aczkolwiek soczystego borsuka.

~•~Wieczorem~•~

Ku naszemu zaskoczeniu, dotarłszy nad jezioro nie zastaliśmy tam żywej duszy.
- Hm, wygląda na to, że jesteśmy pierwsi... - stwierdził Draco z dumą usadawiając się na pobliskim kamieniu.
Na szczęście długo nie musieliśmy czekać, bo jakieś piętnaście, no, góra dwadzieścia minut później zjawili się Leandre, Genevieve, Courtney, Lucas, Shanti i Kazan, tak więc pozostało nam jedynie cierpliwie wysiedzieć do powrotu pozostałych czterech stad.
Ułożywszy się na miękkiej trawie oparłam głowę o kawałek pnia. Może i nie tak wygodnie jak na poduszce, ale nie ma co narzekać.
- Zgaduję, że polowanie zakończyło się sukcesem - usłyszałam nieoczekiwanie tuż za swymi plecami, przez co na moment zastygłam w bezruchu niczym potraktowana prądem. Ku memu zaskoczeniu tuż obok stała...
- Shanti - uśmiechnęłam się nieśmiało i podniósłszy cztery litery z gleby spojrzałam na waderę - Nie wiedziałam, że bierzesz udział w polowaniu... - zaczęłam niepewnym głosem zupełnie nie mając pojęcia co powiedzieć dalej. Kurde, o czym ja mam z nią gadać?! Dobra, Riley. Nie panikuj. Zawsze mogło być gorzej... Prawda?
- Biorę, biorę... - zachichotała dosiadając się obok, by z uśmiechem na pysku (serio? To oni się uśmiechają? Fascynujące, nie powiem) dodać - Robię to dla syna. Kaiko od dawna marzył o spotkaniu z przeciwnym stadem, prosił mnie o to nawet kiedy jeszcze jego ojciec żył... - wypowiadając ostatnie słowa jasnooka wyraźnie posmutniała. Po dłuższej chwili milczenia znów podniosła wzrok, siląc się na delikatny uśmiech - A więc, co udało wam się upolować?
- Jelenia. Spotkaliśmy całą gromadę przy południowo-wschodniej granicy - odparłam przyglądając się samicy. Była trochę inna niż reszta Yenvan. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że sprawiała wrażenie... miłej. Hah, niby brałam pod uwagę, że znajdzie się ktoś taki, lecz patrząc na wyrazy pysków naszych wrogów, jakoś sama momentami w ową opcję zwątpiłam... - A twoja grupa, znaleźliście coś?
- Owszem, choć nie zaliczyłabym tych zdobyczy do zbyt obfitych. Praktycznie wszyscy, poza Sarą, która dopadła wcześniej łasicę; jedliśmy na kolację szaraki... - nie dokończyła, spoglądając na drzewa w oddali.
Gdzieś tam, wśród krzewów wychyliły się kolejne wilcze pyski, bynajmniej nie puste, bowiem ciągnęli za sobą coś dużego. Znacznie, znacznie większego niż jeleń. Tak, jak się później okazało nie tylko nam dopisało szczęście. Dwa inne stada także mogły się poszczycić całkiem pokaźną zdobyczą, w tym ogromnym łosiem, którego pozostałości przytaszczyli ze sobą nad brzeg. Tia, z nim to się dopiero musieli umęczyć. Samo przypuszczenie ataku na takiego olbrzyma to już nie lada wyczyn, nie wspominając nawet o powaleniu go.
Nieoczekiwanie dobiegł do nas odgłos cichych kroków w pobliżu, a niedługo potem zza zakrętu wyłoniły się dwa znajome pyszczki.
- Lizzie! Sebastian! - odruchowo zamerdałam kitą podbiegając do nich - A gdzie reszta?
- Zostali daleko w tyle! - uśmiechnął się triumfalnie Bastien.
- W tyle? Też coś! - odezwał się nagle trzeci głos - Chyba nie sądziliście, że tylko wy znacie dobre skróty? - zeskoczywszy z pagórka, Leith w jednej chwili znalazł się tuż obok nas.
~•~●~•~
- Wszystko jasne, czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? - upewnił się wyniosłym jak zawsze głosem Kazan, któremu przypadło dziś dobierać grupy. Z racji tego, iż żadnych 'ale' nie było, zaraz po zakończeniu narady każdy zajął się swoimi sprawami.
Zapewne zabrzmi to wyjątkowo dziwnie (a może wręcz absurdalnie?), ale ucieszyłam się, że mogłabym polować razem z Shanti. Tak, tak, wiem, jestem strasznie naiwna, lecz cóż na to poradzę? Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż moja nowa znajoma prawdopodobnie nigdy nie przejdzie na naszą stronę, co więcej jeśli zajdzie taka potrzeba dla swego przywódcy będzie gotowa nawet stanąć do walki, a to już niestety przekreśla szanse na jakiekolwiek bliższe relacje. Szkoda, bo prawdę mówiąc polubiłam ją. Chciałam. Naprawdę chciałam dojrzeć w niej kogoś więcej, nie wroga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz