Sama nie wiem, skąd wzięła się u mnie aż tak emocjonalna reakcja. W każdym razie wiem, że Jerry równierz nie należał w tym momencie do szczęśliwych. Boże, co on musi czuć... Jego rodzice zginęli, i już przenigdy nie będzie mógł ich zobaczyć... Maxine, która przez większość jego życia była dla niego jak matka... on jej już nigdy nie spotka... Fakt, ja osobiście straciłam już w życiu parę osób, i doskonale wiem, że to boli; nie mogę jednak wyobrazić sobie aż tak wielkiego bólu, jak stracenie jednych z najbliższych osób, i to w dodatku na zawsze...
Chyba jednak nie udamy się w najbliższym czasie do domu Max i Arona, a zamiast tego odwiedzimy cmentarz... Pogrzeb pewnie już się odbył... A nawet nie ma mowy, żebym zostawiła go samego, w tak trudnej sytuacji. Nie i kropka. Jestem stuprocentowo pewna, ze on potrzebuje teraz wsparcia. Ba! Z własnego doświadczenia wiem, że wsparcie przyjaciół może być najlepszym rozwiązaniem na smutek.
- Jesteś pewien, że będzie tak dobrze? - zapytalam, powstrzymując płacz (a przynajmniej starajac się go powstrzymać).
- Chy... Chyba tak... - odparł już o wiele smutniejszym tonem.
Tym razem to ja położyłam mu rękę na ramieniu. Czym by go teraz pocieszyć?... I czym by samą siebie pocieszyć?...
Jerruś? Smutaski z nebraski :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz