- A więc... Masz może jakiś pomysł, gdzie możemy wyjechać na wakacje? I kiedy dokładnie? - zapytałam, unosząc jeden z kawałków pizzy.
- Myślałam aby pojechać tam w takim terminie, abyśmy wrócili z kilka dni przed planowaną datą porodu...
- Czemu by nie... - przyznałem. - Ale nie będziesz się przemęczać? Wiesz że kobiecie w ciąży stres i upały nie są wskazane, prawda?
- Wiem, wiem... Ale lot i tego typu sprawy to dla mnie żaden stres, a słońce mogę unikać... Wakacje w cieniu też są super, no nie? Poza tym wieczory i noce też istnieją... - po wypowiedzeniu ostatniego zdania zaśmiała się.
- A więc... Okej. - uśmiechnąłem się.
Zjadłem pierwszy kawałem, po czym ponownie spojrzałem na żonę.
- A co do miejsca... Co powiesz na Meksyk? Jukatan?
- Mi pasuje! - uśmiechnęła się.
*kilka miesięcy później*
- Dobry miałaś pomysł z tymi wakacjami, wiesz? - delikatnie przytuliłem Maxi, a na mojej twarzy namalował się lekki uśmiech.
- Wiem... - zachichotała, i splotła palce z tyłu mojej szyi. - Tu jest tak wspaniale...
Pocałowałem ją w czoło. - Z tobą wszędzie jest wspaniale, kochanie...
Staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, dopóki Max nie zaczęła zeijać się z bólu i łapać rękoma brzuch.
Pomogłem jej dojść do łóżka, i się położyć. Od razu gdy się na nim znalazła, zamieniła się w wilka.
Maxisiu? :3
...Czy dobrze mi się zdaje, że to już ostatnie opowiadanie jakie piszę Aronem?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz