Westchnąwszy ciężko, zwlokłam swoje cztery litery z klatki schodowej i udałam się po zapas ścierek do podłogi, która wciąż pozostawała częściowo zalana wodą. Kiedy już uporałam się z powodzią na posadzce błyszczącej teraz niczym nowiutka, padłam na fotel w salonie. Rany, mama zawsze mi powtarzała, że czystość w domu to podstawa, ale takie porządki to już drobna przesada. Zerknęłam kątem oka na zdjęcie rodziców usytuowane w honorowym miejscu na szafce, do której na szczęście woda nie zdążyła się dobrać. Uśmiechali się szeroko, mama siedziała na kolanach taty wtulona pod jego szyją. Zawsze znajomi się z nich śmiali, tata był przy niej taki wysoki... Na myśl o nich kąciki mych ust delikatnie uniosły się ku górze. Spuściłam wzrok, lustrując oczyma wszystko dookoła. Część mebli, w tym jeden spory, jasnobrązowy regał przyjechał tu razem ze mną, jeszcze ze starego, rodzinnego domu. Gdyby tylko dali mi jakiś znak, że nic im nie jest, że żyją i mają się dobrze. Przez cały czas wmawiam sobie, iż kiedyś powrócą, uściskają mnie i zapytają jak minął dzień, tata usiądzie z książką w kącie pokoju, mama zrobi swoją słynną warzywną sałatkę, którą tak wszyscy ochoczo się napychaliśmy... Przymknąwszy oczy oparłam głowę o twardą ścianę, przyciskając ramkę z ich fotografią do piersi. Nieoczekiwanie dostrzegłam suchą już koszulkę Gabriela. Hm, to chyba dobry pretekst żeby do niego zajrzeć?
~•~●~•~
Stanąwszy u progu jego domu, zdecydowanym ruchem zapukałam do drzwi. Już po chwili dobiegł do mnie odgłos czyichś kroków, najpewniej Gabriela lub jego współlokatorów. Na szczęście otworzył właśnie Leith.- Cześć przystojny nieznajomy - oparłam się o drewnianą poręcz, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Mężczyzna uśmiechnął się i podszedłszy bliżej objął mnie w talii powoli przesuwając ręce coraz bliżej okolic klatki piersiowej, jednak ku memu zaskoczeniu, zatrzymały się one dopiero przy samej szyi. Delikatnie musnęłam usta bruneta, jednocześnie kładąc dłonie na jego policzkach. Wybranek pocałował mnie namiętnie. Zmrużywszy oczy, objęłam jego barki i powoli zaczynałam odpływać. Ten moment mógłby trwać wiecznie... Mógłby, ale niestety nie trwał.
- Em, to chyba twoje... - sięgnąwszy do torebki wygrzebałam z niej koszulkę mężczyzny.
- Cóż za fatyga... - mruknął, obejmując mnie ramieniem, z chytrym uśmieszkiem - Witaj w moich skromnych progach.
Gabryś? ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz