Strony

czwartek, 19 lipca 2018

Od Riley CD Gabriela

- Nie idź! - stęknęłam, kiedy Leith nieoczekiwanie przerwał pocałunki, by odebrać drący się z sąsiedniego pokoju telefon. Kurde. Jak Boga kocham, kiedyś rozp*eprzę te cho*lerne urządzenie na kilkaset maleńkich kawałeczków. Jak się ma czas i ochotę na rozmowę to nikt nie jest łaskaw zadzwonić, a kiedy już trafi się ta jedna wyjątkowa chwila nagle wszyscy mają jakiś interes. Eh, a było tak przyjemnie...
- Zaraz wrócę skarbie - padło w odpowiedzi, a potem nastała wyjątkowo irytująca cisza. Woda stopniowo zaczynała stygnąć, a Gabriel rozmawiał już przez dobre parę minut, więc stwierdziłam, że najsensowniej byłoby wyjść już z wanny, czego nie ułatwiał fakt, iż mój ukochany postanowił przykuć mnie do kranu. Kurde. Znowu kran. Szarpnęłam ręką z całej siły, wyzwalając dłoń z paska i... przy okazji nieopatrznie wyrywając uszczelkę, przez co na ścianę obok poleciał elegancki strumień wody. No super. Szybko narzuciłam na siebie szlafrok przelatując wzrokiem po pomieszczeniu, które z każdą minutą coraz bardziej zaczynało przypominać basen. Zawór, zawór, zawór, zawór... Gdzie on właściwie jest?
- Ash, pomożesz? - wysyczałam ściągając wszystko, co aktualnie znajdywało się na kamiennych płytkach, aby uchronić przed powodzią choć część swoich rzeczy; jednak ukochany wciąż nie dawał żadnych znaków życia. Na szczęście nawet taka kaleka hydrauliczna jak ja czasem z pomocą losu i odrobiny spostrzegawczości mogła wypatrzeć zawór znajdujący się przy rurze zamontowanej koło wanny. Szybko zakręciłam wodę i ignorując już powódź w pomieszczeniu poszłam sprawdzić co mój chłopak robi przez tyle czasu. Ku memu zaskoczeniu zastałam go siedzącego na łóżku z komórką ściśniętą w jednej ręce.
- Gabiriel... - spojrzałam na mężczyznę zmieszana. Wydawał się taki... smutny, bez życia. Nigdy dotąd nie widziałam go w takim stanie - Kochanie, co się stało?
- Nic... - mruknął ciemnooki wciąż nie odrywając wzroku od drewnianej posadzki.
- Jak to nic? Przecież widzę, że coś jest nie tak... - usiadłam obok kładąc dłoń na jego ramieniu - Co się dzieje?
- Moja ciotka, Francesca, ona... - zacisnął pięści nabierając powietrza i westchnął ciężko - Zmarła.
Przez moment zupełnie nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. Wiem co to znaczy stracić kogoś bliskiego, ale jeszcze nikt z mojej rodziny nigdy nie umarł. Bez słowa objęłam chłopaka i przez pewien czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy.
- Nie byliśmy sobie zbyt bliscy... - wyszeptał przez ułamek sekundy odciągając spojrzenie od ciemnych, dębowych paneli, po czym zerknąwszy na mnie kontynuował - Ja i Avril zawsze byliśmy jej obcy i raczej nie próbowała nawiązać z nami żadnej bliższej relacji, aczkolwiek babcia mogła na nią liczyć, kiedy zaszła taka potrzeba... - stwierdził odkładając telefon na szafkę nocną i znów spuścił wzrok.
- Hej, wszystko będzie dobrze... - ujęłam jego rękę, spoglądając na twarz bruneta - Przejdziemy przez to razem, rozumiesz?
- Chyba nie wyszła nam randka - zauważył siląc się na lekki uśmiech, który mimo wielkich starań chłopaka wciąż przysłaniało przygnębienie.
- Aj, walić randkę! Jeszcze będziemy mieć nie jedną okazję - machnęłam dłonią, wyjmując z szafy jeden ze szlafroków i podałam go Ashley'owi, całując go w policzek - Pójdę zaparzyć nam herbatę, a ty się ubierz. Nie wchodź tylko na razie do łazienki, przed chwilą zakręciłam zawór...
W odpowiedzi na mój niezbyt stosowny w obecnej sytuacji komentarz mężczyzna uniósł brwi odrobinę zaskoczony - Zawór?
- No tak... Chyba kolejny kran będzie do wymiany... - wzruszyłam ramionami z zakłopotaniem podając mu kawałek oderwanego, metalowego uchwytu z pięknymi śladami pazurów, po czym skierowałam się szybkim krokiem w stronę kuchni. Było mi żal Gabriela, a nie miałam pojęcia jak mu pomóc... Chyba nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić co w tej chwili przeżywał.
Westchnąwszy cicho dolałam gorącej wody do czekającej już w kubkach esencji, aby po chwili powędrować z powrotem do sypialni. Odstawiwszy naczynia na stolik obok przeskanowałam ukochanego wzrokiem od góry do dołu.
- Kładź się - rozkazałam w końcu.
- Riley, przepraszam cię, ale nie mam teraz... - zaczął ściszonym głosem lecz przerwałam mu nim zdążył dokończyć zdanie.
- Kładź się i nie dyskutuj. Chcę ci zrobić masaż, głuptasie - przewróciwszy oczyma pchnęłam mocniej ciemnowłosego, który mimowolnie wylądował na łóżku (a może zrobił to specjalnie? Sama już nie wiem).
Wbiłam opuszki palców w plecy Gabriela, sentymentalnie gładząc poszczególne mięśnie, a następnie zataczając koła, przesunęłam dłonie wyżej, mocniej uciskając barki, przy czym chłopak cicho syknął; więc na moment znów wróciłam do niższych partii kręgosłupa.
- Zrelaksuj się... - uśmiechnęłam się, składając pocałunek na ramieniu wybranka, który choć wciąż pogrążony w rozmyślaniach zdawał się być już nieco spokojniejszy aby niedługo potem odpłynąć gdzieś we śnie.
Zgasiwszy lampkę nocną, ostrożnie nakryłam go kołdrą, a sama powędrowałam jeszcze na chwilę do łazienki żeby ogarnąć to domowe jezioro, jednak po wielominutowych staraniach doprowadzenia tego całego bałaganu do ładu wszystkie ścierki oraz papierowe ręczniki się pokończyły, a ja straciłam siłę i ochotę na sprzątanie, więc po prostu dałam sobie spokój i padłam na łóżko obok Gabriela.
~•~●~•~
Budzik rozwył się strzelając głupawą melodyjką na wszystkie możliwe strony. Nie do wiary że kiedyś lubiłam ten utwór. Cóż, w sumie jak cię coś na co dzień wyrywa brutalnie ze snu nie trudno to znienawidzić... Riley, czym ty sobie zawracasz głowę o tej porze? Przekręciłam się na drugi bok zerkając na chłopaka, którego na szczęście nie zbudził sygnał alarmu. Leniwie zwlokłam się z łóżka, powolnym krokiem kierując się w stronę drzwi kuchennych. W głowie miałam tylko jeden cel - kawa. Tak, tego mi było potrzeba. Usadowiłam się wygodnie na krzesełku z kubkiem gorącego napoju w dłoni, przez pewien czas przypatrując się widokom za oknem. W zasadzie to nie było specjalnie czego tam podziwiać. Bure chmury przysłoniły niebo, by niedługo potem zgotować roślinom solidną letnią ulewę. Eh, znając moje szczęście deszcz będzie towarzyszyć mi całą długą drogę i odpuści dopiero kiedy dotrę już do pracy. Z racji tego, że zostało mi jeszcze ponad pół godziny do wyjścia, ogarnęłam się szybko i postanowiłam dokończyć porządki w łazience, z której to woda zdążyła już elegancko wypłynąć na korytarz.
Nieoczekiwanie usłyszałam ciche kroki za plecami i odwróciwszy się przez ramię ujrzałam stojącego w drzwiach Gabriela. Z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że chyba nie czuje się ani trochę lepiej.
- Co robisz? - zerknął na mnie zmieszany, gdy zgarnęłam ze stołu komórkę wybijając szybko numer.
- A jak myślisz? Dzwonię do szefowej żeby wziąć wolne. Przecież nie zostawię cię tu samego - mruknęłam szperając w kontaktach, jednak brunet wyrwał mi telefon bezpośrednio z dłoni.

Gabryś? Troszku nudnawo wyszło :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz