Strony

piątek, 20 lipca 2018

Od Anastasii do Jerry'ego

- Lucek! - krzyknęłam wsypując jedzenie do miski. Na zawołanie przy moim boku zjawił się gruby, rudy kocur. Czasami zastanawiałam się jak ten tłusty futrzak wciąż daje radę biegać, a raczej truchtać, bo prawdziwym kocim biegiem nie da się tego nazwać. Przy jego rozmiarach chyba łatwiej byłoby mu się toczyć. Delikatnie pogłaskałam sierściucha, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni. Przede mną druga z rzędu i chyba ostatnia wolna sobota w całym najbliższym miesiącu, sobota kończąca mój dwutygodniowy letni urlop, sobota opierająca się tylko i wyłącznie na słodkim lenistwie. Jeszcze poprzedniego dnia sporządziłam dość ambitny grafik sobotnich zajęć, wiążący się ze sporą dawką aktywności fizycznej, jednak wszystkie plany spaliły na panewce przez mojego największego wroga - pogodę. Od rana niemiłosiernie lało, a do tego było strasznie zimno. W dni takie jak ten jedyne na co miałam ochotę to ciepły koc, gorąca herbata, dobra książka i ogień kominka. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Już po chwili w kominku buchał wesoły ogień, wspaniale oświetlając pomieszczenie i jednocześnie tworząc cudowną, bajkową atmosferę. Ze schowka, ukrytego pod jedną z puf wygrzebałam malinowo-imbirową herbatę, po czym zaparzyłam ją w dużym, różowym kubku. Na moim ulubionym fotelu rozłożyłam koc, a obok niego, na stoliku położyłam napar. Jedyne czego mi brakowało to książka i tu czekał na mnie najtrudniejszy wybór. Po dłuższej chwili stwierdziłam, iż nie mam odpowiedniego nastroju aby bawić się w książki przygodowe czy kryminalne, tylko jak każda singielka po czterdziestce lub mówiąc kolokwialnie stara panna sięgnę po jakieś tanie romansidło. Ostatecznie zdecydowałam się na klasyk, jakim były "Wichrowe Wzgórza". Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Czyli z czytania nici... Westchnęłam głośno i otworzyłam drzwi. Na werandzie ujrzałam Jerry'ego.
- Musisz mi pomóc ciociu.

Jerry? Ciocia Nastia powraca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz