- Gdzie ty się szwendałeś do cholery?! - wydarł się Jerry gdy wszedłem do domu. - Ku*wa dzwoniłem do ciebie! Czy ty wiesz, że się ku*wa martwiłem!
- Nie bój się, miał go kto przytulić. - powiedział Jake, kręcąc głową. - Ale cie ta kocica podrapała... - dodał wskazując na czerwone pręgi na moim torsie.
- Zamknij ryj! - warknąłem na Jake'a, a ten roześmiał się.
- Jaki typ obstawiasz? - zwrócił się Jackson do Jerry'ego. - Ja stawiam że blondyna z dużymi cyckami.
- Spie*dalaj. - powiedziałem kierując się do kuchni. Nie jadłem od prawie 20 godzin, ale w domu Riley patrząc na jej apetyczne ciało nie miałem czasu myśleć o jedzeniu. Sięgnąłem do lodówki po ser i zabrałem się za robienie kanapek.
- Ja stawiam na brunetkę, ale nie taką płaską, ani nie cycatą. Taką wiesz... - zaśmiał się Jerry do Jake'a.
- Zakład, że będzie blondyna? - spytał Jake, wyciągając do niego rękę.
- Zakład! - zawołał chwytając dłoń Jacksona. - Gabryś! Weź przetnij!
- A pie*dolcie się! - krzyknąłem pokazując im środkowy palec, chwytając kanapki i kierując się do mojego pokoju. Jadłem mój śniadanio-obiad to towarzystwie Kulta Cobaina. Nirvana do końca życia będzie mi się dobrze kojarzyć, bo to właśnie przy jej piosenkach poznałem Riley. Pochłonąłem mój posiłek w bardzo szybkim tempie, poza tym ile czasu można jeść cztery kanapki z serem? Totalnie nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem. Wszystko przypominało mi Riley. Była moją osobistą odmianą heroiny. Tylko ona dawała mi szczęście a uzależniłem się już po jednej dawce. Stała się dla mnie obiektem bez którego nie widzę dnia. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej zmięte majtki Riley. Kiedyś obiecuję, że oprawie je w ramkę i powieszę nad łóżkiem jako trofeum, lecz jak na razie wcisnąłem je z powrotem do kieszeni. Z nudów wyciągnąłem swój bas i zacząłem brzdąkać różne melodyjki, o ile grę na basie można w ogóle nazwać brzdąkaniem, a tworzoną przez niego muzykę melodyjką. Dzisiaj nawet to mnie nie odprężało. Przed oczami wciąż miałem roześmianą Riley. Czułem, że właśnie ona jest moim ideałem. Gabrielu, znacie się niespełna dobę! To niepoważne! Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale wczorajsze wydarzenia zmieniły wszystko. Gdy leżałem nad nią w kałuży wody nic się dla mnie nie liczyło. Tylko ona. Wszystkie pocałunki przynosiły mi radość i błogość. A potem wylądowaliśmy razem w łóżku. Tak wyjątkowo nie czułem się z żadną kobietą, a na mojej drodze było ich wiele. Wystarczył jeden pocałunek abym stracił dla niej głowę. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wyszedłem z pokoju i rozejrzałem się po korytarzu. Żaden z moich współlokatorów nie podążał do drzwi. Jake i Jerry pewnie siedzieli w salonie i grali w gry, więc chcąc nie chcąc to ja musiałem powitać przybysza. Pewnie Bella lub Claudia postanowiły odwiedzić moich współlokatorów. Oby tylko nie byli zbyt głośno w nocy...
Otworzyłem drzwi i ku mojemu zdziwieniu ujrzałem w nich Riley. Moje małe i zazwyczaj skute lodem serduszko zrobiło fikołka. Ogarnij się Ashley! Czego ty się dzisiaj naćpałeś! Ona nie czuje tego co ty...
- Cześć przystojny nieznajomy. - mruknęła dziewczyna opierając się o poręcz. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej modląc się żeby to nie był sen i żeby stała tu naprawdę. Rękoma chwyciłem ją w talii i przesuwałem ręce ku górze, aż w końcu dotarłem do obojczyków. Tak, była tu. Jej usta wręcz błagały mnie abym je pocałował, jednak to brunetka wykonała pierwszy ruch i delikatnie musnęła moje wargi. Nie czekając ani chwili dłużej i po prostu wpiłem się w jej usta. Namiętnie, lecz wciąż delikatnie, starając się przekazać w tym pocałunku wszystkie uczucia, które próbowałem w sobie tłumić, jednak nie byłem pewny co do tego, czy tą przesyłkę odebrała. "Dlaczego się nią bawisz?" odezwał się głos w mojej głowie. Może miał rację... Oderwałem się od niej, przygryzając lekko swoją wargę. "Gabrielu, czemu zachowujesz się jak ostatnia pi*da?" odezwał się drugi głos. Może dlatego, że nie umiem w miłość! Nie zmienia to jednak faktu, że stary Ashley powinien powrócić i to jak najszybciej. Swoją drogą nie wiedziałem, że w mojej osobie siedzi tyle wrażliwości i... No po prostu pi*dowatości. Zakłopotana dziewczyna sięgnęła do torebki...
- Em, to chyba twoje... - oznajmiła wyciągając z niej moją koszulkę. No tak, zapomniałem o niej gdy wychodziłem z jej domu.
- Cóż za fatyga... - powiedziałem obejmując Riley ramieniem. Czyżby stary Gabriel się obudził? - Witaj w moich skromnych progach. - mruknąłem, robiąc teatralny gest ręką. Dziewczyna weszła hardo do domu omiatając wzrokiem każdy kąt. Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę mojego pokoju. Mijając salon brunetka zajrzała do środka, po czym krzyknęła:
- Cześć chłopaki!
- Cześć Riley! - odpowiedzieli moi współlokatorzy nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Chwila... RILEY?! - krzyknął Jake zdezorientowany.
- A widzisz? Wygrałem! - oznajmił z uśmiechem Jerry. Westchnąłem głośno i pociągnąłem dziewczynę do mojego pokoju.
***
Siedziałem na łóżku oparty o ścianę, obserwując Riley, która z podekscytowaniem przyglądała się moim płytom, jednak moje myśli błądziły bardzo daleko. Wciąż zastanawiałem się nad relacją, która łączy mnie i brunetkę. Dziewczyna cały czas trajkotała coś pod nosem jednak ja w ogóle nie mogłem skupić się na jej słowach. Zagubiony błądziłem we wspomnieniach, próbując zrozumieć co jest między nami. Niepewność jest jedną z gorszych tortur, jakie przeżyłem. Mętlik jaki miałem aktualnie w głowie, nie dawał mi racjonalnie myśleć.
- Słuchasz mnie w ogóle? - spytała Riley siadając obok mnie. Niepewnie skinąłem głową. - Widzę, że nie... Co cię gryzie?
- Ale o co ci chodzi?
- O to, że coś się dzieje! Widzę to Gabriel. - brunetka ujęła moją dłoń. Powiedzieć czy nie? Powiedzieć czy nie?
- Mam mętlik w głowie, nie wiedząc kim tak naprawdę dla siebie jesteśmy. - wyjaśniłem nieśmiało. Ukochana spojrzała na mnie zdziwiona i po dłuższej chwili spytała:
- A kim chcesz żebyśmy byli?
- Chcę po prostu żebyśmy byli blisko. - powiedziałem, wewnętrznie czując że robię z siebie idiotę.
- Jesteś pewny? - zagaiła Ril, wpatrując się w moje oczy. Nagle moje ciało wypełniło ciepło, ujrzałem przelatujące pomiędzy nami iskry. Wiedziałem.
- Jestem pewny jednego. Że pomimo, iż znamy się zaledwie dobę to chcę spędzić z tobą resztę życia, bo... bo... Kocham cię. - oznajmiłem cicho lecz zdecydowanie. Brunetka patrzyła na mnie z niemałym zdziwieniem, aż w końcu rzuciła się w moje ramiona.
- Ja... Ja... Chcę dokładnie tego samego. - wyjąkała, ze łzami w oczach. Kciukami starłem drobne łezki, które zaczęły powolutku spływać po jej policzkach i uśmiechnąłem się do niej. Nareszcie wszystko stało się jasne. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Połączyłem nasze usta pocałunkiem myśląc tylko o tym, że trzymam w ramionach wszystko czego potrzebuję do życia.
Rileł? Tak słodko, ckliwie i w ogóle *-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz