Strony

niedziela, 1 lipca 2018

Od Gabriela CD Jake'a

Stanąłem przed schodami i wtargałem walizki na schody. Nie były ciężkie więc uporałem się z tym dość szybko... Dość szybko jak na prawie dwumetrowego faceta. Prawie bo brakowało mi jeszcze dziesięciu centymetrów, ale metr dziewięćdziesiąt to też nie byle co prawda? Stanąłem na werandzie domu i zawołałem Hadesa. Wszedł po schodach opieszale, zachowywał się jeszcze bardziej flegmatycznie niż przy wychodzeniu z samochodu. Gdy wreszcie doczłapał się do mnie, uklęknąłem i pogłaskałem go po głowie.
- Nie denerwuj się stary... Jak ten de*il wróci i pokaże mi w końcu gdzie mam się rozstawić, to zabiorę cię na spacer. Co ty na to? - spytałem, patrząc jak ogon mojego przyjaciela powoli się podnosi, a nawet delikatnie merda. Nie było to jednak energiczne i wesołe merdanie, raczej lekko wymuszone. Zupełnia jakby chciał powiedzieć: Dzięki za próby bracie, ale nie jestem zbyt przekonany. Miałem nadzieję, że Hades niebawem zaklimatyzuje się w nowym domu, ale czułem że nie będzie to tak proste. Spojrzałem na mojego współlokatora. Wciąż gadał o czymś ze swoim rudym kompanem. Swoją drogą zastanawiałem się czy Jake jest głupi, czy tylko udaje. Wcale nie zwracał się do mnie... Ani trochę. A tak serio to zdradzało go wszystko! Ton głosu, spojrzenie, ogólnie mowa ciała. Swego czasu trochę o tym czytałem, więc co nieco wiem. Nie pytajcie czemu się tym interesowałem. To było widać i tyle. Ani Jake, ani rudy nie wyglądali jakby mieli się zaraz żegnać, więc westchnąłem głęboko i wszedłem do domu, a zaraz za mną wkroczył mój kompan. Bez problemu odnalazłem kuchnie, salon, a nawet łazienkę. Teraz pozostawało tylko pytanie gdzie mój pokój, a wraz z nim mój współlokator. Na szczęście moje prośby zostały wysłuchane i zaraz za mną pojawił się Jake, na szczęście już bez rudzielca. Bez słowa wskazał mi mój pokój, nota bene dość duży pokój i ruszył w kierunku kolejnych drzwi, zapewne do swojego pokoju. W mojej jaskini znajdowało się już moje łóżko, szafa i biurko przywiezione przed kilkoma godzinami z poprzedniego domu, oraz niewielka plazma, która cudem przetrwała przewóz. Taa, nie ufam firmom przewozowym. Otworzyłem walizkę pełną ubrań i zacząłem je pakować do szafy. Hades ułożył się na łóżku i smętnie obserwował moje poczynania. Nagle do moich uszu wdarły się znajome dźwięki. Czy ten laluś słuchał właśnie Black Veil Brides? Nieźle! W pewnym sensie mi zaimponował. Pokaż mi swoją playlistę, a powiem ci jakim jesteś człowiekiem. Goodbye Agony jest raczej jednym z łagodniejszych kawałków BVB. Swoją drogą to zespół Biersacka nie należy raczej do ciężkiej muzyki, aczkolwiek i tak jest dużym zaskoczeniem, bo nie jest to również zespół popowy. Pozytywne zaskoczenie. Ale hej! Nie mogę być gorszy. Otworzyłem drugą walizkę, która nota bene była dużo cięższa. Spoczywał w niej mój głośnik, dość spory głośnik, aczkolwiek szału nie robił. Wytargałem go z walizki (do której cudem się wcześniej zmieścił) i postawiłem go obok biurka. Podłączyłem wszystkie kable i sięgnąłem po telefon. Co by tu puścić? Najlepiej coś z pie*dolnięciem, ale tak żeby nie pokazać do końca na co mnie stać. Wiem! Podłączyłem kabelek i podkręciłem głośność. Może lepiej ewakuować Hadesa? Był przyzwyczajony do głośnej muzyki, ale w tej sytuacji wolę nie niszczyć jego zdrowia, więc otworzyłem drzwi i wypuściłem psa na dwór. Raczej nie pójdzie za daleko... Jest mądrym zwierzakiem, więc raczej będzie się kręcił koło samochodu. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do pokoju, jednak wejście do swojej jaskini pozostawiłem uchylone. Zabawę czas zacząć. Nacisnąłem przycisk, a z głośnika popłynął scream Andy'ego z piosenki Perfect Weapon. Razem ze screamem usłyszałem również głośny krzyk.
- O ja pie*dole! - zawył mój współlokator. - Ścisz to do cholery! - warknął przez ścianę. Ups, nie mam zamiaru. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do rozpakowywania się. Z pewnością sąsiedzi mnie znienawidzą, ale opłacało się.


***

Po kilku godzinach nieustannych ryków i ostrych, gitarowych riffów postanowiłem dać spokój mojejmu współlokatorowi i z diabelskim uśmiechem wyłączyłem muzykę. Oj, chyba Jake mnie nie polubi. Nie zdejmując uśmiechu ruszyłem w stronę kuchni, gdzie mój "kolega" spożywał kolację. Wtedy dopiero poczułem, że jestem głodny. Posłałem Jake'owi rozbawione spojrzenie i ruszyłem w stronę drzwi. Założyłem buty i skórzaną kurtkę, bo powoli robiło się zimno, a następnie chwyciłem kluczyki do Mustanga.
- Gdzie jedziesz? - spytał Jake, stając przede mną.
- Do sklepu. - burknąłem i ruszyłem do drzwi.
- Pojadę z tobą. - oznajmił Jake zakładając buty. Halo, halo a moje zdanie się już nie liczy. No trudno, niech zna łaskę pana. Bez słowa ruszyłem do samochodu i usiadłem na miejscu kierowcy. Za mną ruszył mój współlokator i umościł się na miejscu pasażera. Ech, mam nadzieję, że ma czyste buty, bo nie mam zamiaru po nim sprzątać. Odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę miasta. Droga była pusta, więc mogłem wyluzować i jechać z moją ulubioną prędkością, czytaj ponad setka. Jake na szczęście nie miał zmiaru nawiązywać rozmowy, więc droga mijała całkiem przyjemnie.
- Pozwolisz, że włącze radio? - spytał po chwili i cały spokój poszedł się... No.
- No. - burknąłem. - Wybierz coś. - dodałem wskazując na płyty. Niedawno zaopatrzyłem się w dobre radio, więc można było wybierać. Jake od razu chwycił pierwszy lepszy krążek z mojej kolekcji.
- Stolen Hearts? - przeczytał zaskoczony. O nie. Nawet nie wiedziałem, że ja wciąż mam tą płytę. Szkoda, że zespół się rozpadł. Na opakowaniu widniało zdjęcie całego zespołu, w tym ja na samym środku. Aż dziwne, że chłopak nie rozpoznał mnie od razu.
Znalezione obrazy dla zapytania stolen hearts
Ku mojemu niezadowoleniu wyciągnął płytę i wpakował ją do odtwarzacza, z którego od razu popłynęły pierwsze dźwięki utworu I'll be damned, a po chwili mój głos. Jake spojrzał na mnie oniemiały, ale nie odezwał się. Chyba ogarnął, kim jest człowiek na opakowaniu. Swoją drogą, dlaczego jestem tak głupi i woże ze sobą własne płyty.
- Czy to... Czy to ty? - spytał zdziwiony. Brawo Sherlocku! Raczej nie wmówię mu, że to jakiś losowy typ, zupełnie przypadkiem wyglądający tak jak ja. Skinąłem głową nie odrywając wzroku od drogi. Na szczęście nie zaczął się śmiać... Nie żeby obchodziła mnie jego opinia, czy coś. No dobra... Może trochę obchodziła. Jake zamilkł, tak jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, a ja po cichu błagałem Boga, żeby lepiej nie miał zamiaru się odzywać. Tym razem moje prośby nie zostały wysłuchane.
- To... To... - zaczął brunet.

Jake? Ponad tysiąc słów! Gniotowatych słów... Ba dum tss

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz