W zasadzie to nie wiedziałam o co dokładnie chodzi z tą całą pełnią i w ogóle, ale zmartwił mnie fakt, że już musimy się zbierać. Dobra, trudno. Jeszcze będziemy mieć niejedną okazję do zwiedzania miasteczka (a przynajmniej mam taką nadzieję...). Praktycznie cała droga powrotna upłynęła nam w milczeniu, które szczerze powiedziawszy nawet mi odpowiadało, aczkolwiek trochę się martwiłam o samopoczucie Jake'a. Dotarłszy do Po Bratersku, każde z nas powędrowało do swego pokoju.
- Jake... - zaczęłam, nim całkowicie straciłam z oczu chłopaka, którego sylwetka stopniowo zanikała pod osłoną dużych, solidnych schodów - Spotkamy się dziś wieczorem?
- Możemy, jeśli chcesz - odparł bez większego entuzjazmu, znikając za drewnianą poręczą.
Aj! Może nie powinnam była w ogóle o to pytać? Może nie ma dziś nastroju na żadne wyjścia, tylko dyskretnie stara się tego po sobie nie pokazywać?
~•~●~•~
- Wybacz, że cię tak zajmuję przez cały dzień... - zaczęłam zaraz po standardowym cześć, gdy tylko brunet zawitał u progu mych drzwi. Już miałam zaproponować żebyśmy przełożyli spacer na kiedy indziej, ale gdy tylko rozchyliłam znów wargi, by coś powiedzieć ciemnooki mi przerwał.
- Nie ma problemu. I tak nie mam dziś nic ciekawszego do roboty - odparł zmierzając spokojnym krokiem po schodach w stronę wyjścia. Uff, ulżyło mi - Założę się, że chętnie posłuchasz o działaniu księżyca, co?
Rany, kiedy on się domyślił, iż ani trochę nie ogarniam tego tematu? Serio, aż tak to widać? Jasnowidz, czy co?
- Okey, pod warunkiem, że za bardzo nie przynudzisz - puściłam mu oczko, oparłszy się plecami o mijany przez nas dąb.
- Widzisz, pełnia to taka nasza "Pięta Achillesa", bo nie jesteśmy w stanie zapobiec jej działaniu. To właśnie w tym okresie jesteśmy skazani na przemianę czy tego chcemy czy nie...
A to ciekawe. Dobrze wiedzieć, przynajmniej nikt nie oberwie przez przypadek pazurem. Swoją drogą, ciekawe dlaczego wciąż jesteśmy w ludzkiej postaci... Może to nasz nastrój ma na to wpływ? Eh, jak zwykle pytań więcej niż odpowiedzi.
- Nieźle, mocna rzecz ta pełnia - westchnęłam, spoglądając na przepełnione tysiącami maleńkich światełek niebo, które niczym aksamitna, granatowa płachta okrywało niebo, a w samym jego sercu tkwił kulisty księżyc. W odpowiedzi na mój niezbyt inteligentny komentarz, Jake uśmiechnął się lekko, przez moment koncentrując wzrok na mojej twarzy, czego pewnie jego zdaniem nie zauważyłam (a przynajmniej starałam się, żeby nie zauważył, że ja zauważyłam. Boże, jak to fatalnie brzmi).
Nagle coś wyrwało mnie z rozmyślań. Czułam coś dziwnego, bardzo, bardzo dziwnego. Patrzyłam to przed siebie, to pod swoje nogi, szukając wzrokiem czegoś, co zdawało się być nieodłączną częścią tego wszystkiego, a mimo to nie mogłam sobie przypomnieć za czym konkretnie się tak rozglądam. Przed oczyma świdrowały mi jakieś zamazane obrazy, kiedy nagle jeden niczym strzała przebił się przez kłębowisko wspomnień. Drzewo. Wielkie, piękne drzewo. A może to krzew? Sama nie wiem. Magnolia! Oczywiście, to magnolia! Duża, pełna kwiatów, delikatnie pochylona nad... Skarpą. Ta skarpa, ona też miała w sobie coś znajomego. Zaraz, przecież ja spadam!
- Nie, proszę! - wykrzyczałam przerażona, jednak ktoś w ostatniej chwili mnie złapał. Ten ktoś, o bujnych, ciemnych włosach i niewyraźnej twarzy przez cały ten czas coś do mnie mówił. Nie pamiętałam słów, nie pamiętałam oczu, nie pamiętałam imienia. Tylko głos... W głowie kłębiło się teraz tyle myśli, świat zupełnie zawirował, oczy z niewiadomych przyczyn napełniły się łzami. Wielobarwna mieszanina emocji dosłownie rozdzierała mnie od środka. Radość, śmiech, strach, smutek, płacz, rozpacz...
- Bella, wszystko dobrze, uspokój się! Słyszysz mnie? - do mych uszu dotarł głos. Dokładnie ten sam, tego byłam pewna. Podniosłam wzrok na jego twarz.
- Jake...? - wyjąkałam nadal starając się zrozumieć, co właściwie się stało.
- Nic ci nie jest? - zapytał zatroskany i ostrożnie pomógł mi wstać z trawy, na której z niewiadomych przyczyn teraz leżałam.
- S-słucham? - wciąż nie mogłam ogarnąć co się dzieje.
- Upadłaś nagle na ziemię. Na pewno dobrze się czujesz? - dopytywał się zaniepokojony, a ja nawet nie wiedziałam jak odpowiedzieć na choć jedno jego pytanie. Czy dobrze się czuję? A bo ja wiem? Jak na kogoś przez kogo przelatują dwa życia, z czego jedno próbuje kłócić się z drugim o zaistniałe realia, to chyba nie jest tragicznie, ale cóż...
Nie myśląc zbyt wiele o konsekwencjach owego zachowania po prostu przytuliłam się do chłopaka. Nie wiem co to było. Jakiś impuls? Strach? Naprawdę nie mam pojęcia, ale czułam, że mogę mu w tej kwestii zaufać. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, czując bijące od nich niewyobrażalne ciepło. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Jake nie odwzajemnił uścisku, zamiast tego biedak zesztywniał jakby ktoś go potraktował prądem. Powoli odsunęłam się od bruneta, spuszczając zmieszany wzrok na glebę.
- Przepraszam... - wyszeptałam zaciskając ręce, które szybko schowałam do kieszeni - Muszę już iść...
Jake? Takie drama normalnie wyszło XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz