Strony

sobota, 7 lipca 2018

Od Alecii CD Riley

Żenada. Czy te trzy grubasy na sterydach myślą, że dadzą rady ze mną? No, ja tam nie będę płacić im za trumny.
- Spie*dalać ku*a, dz**ki je*ane! - wrzasnęłam.
Grubasy skrzywiły tylko jeszcze bardziej swoje już i tak krzywe mordy (zapewne próbując uśmiechnąć się jak człowiek, a nie jak małpa), rżąc przy tym dosłownie jak świnie z wybiegu w dziurze, przez którą wszyscy myślą że wieś to bieda, błoto, i obora
- Ty, mała krowo, dawaj chajs, i nie rozśmieszaj! Jak nie, to pożałujesz, a nie zapłacimy za zęby! - odezwał się jeden.
- Jak ty mnie nazywasz, krzywy kleszczu?! Myślisz że jak ci twoja brzydula dupę podetrze, to możesz psuć MI słuch swoim walonym, świńskim rżeniem?!
Tak oto zaczęły się liczne groźby, wyzwiska, i tym podobne, między trzema najgłupszymi i najbrzydszymi na calutkim świecie świniami, a najprawdziwszą członkinią dumnego rodu Almanzar. Trwało to długo, jednak jak wiadomo, w końcu musiało się skończyć...
Podeszłam do pierwszego, i sprzedałam mu solidnego kopa między nogi, jednakże zrobiłam to na tyle słabo, aby dać mu żyć. Gdy zaczął zwijać się z bólu, podtrzymałam się jedną ręką na jego plecach, odbiłam się od ziemi, i trafiłam drugiego w jego i tak krzywą mordę, swoim skórzanym kozakiem na obcasie. Następnie złapałam pięść trzeciego, usiłującego mnie uderzyć, i korzystając z chwili jego nieuwagi wykonałam kultowy cios między nogi. Zaraz po tym przytrzymałam banię pierwszego, i uderzyłam nią o swoje kolano, aby następnie obcasem zadrzeć mu skórę na piszczelu, a tym samym doprowadzić do tego aby się przewrócił. Drugiego zaskoczyłam od tyłu, tak samo kopiąc go między nogi. Tego jednak przewróciłam solidnym kopem w dupsko z rozbiegu, i dodatkowym zadarciem skóry za pomocą obcasa, na piszczelu. Kiedy padał, skoczyłam, i odbiłam się od niego jedną nogą, trafiając prosto w obleśny ryj trzeciego, który to akurat się podnosił. Gdy po jakimś czasie z cudem podnieśli swoje obleśne, tłuste dupska z ziemi, spie*dolili hen daleko.
- I nie wracajcie, jeśli wam życie miłe! - wrzasnęłam za nimi.
Wykonałam symboliczny gest otrzepywania rąk, i wyszczerzyłam się w iście wrednym uśmieszku pod nosem.
- Przepraszam, nic się pani nie stało? - usłyszałam nagle obok siebie.
Spojrzałam na osobę mówiącą, która to okazała się jedynie ciemnowłosą, młodą dziewczyną.
- Nie. - burknęłam, na szybko mierząc zniesmaczonym wzrokiem dziewczynę od góry do dołu. Od razu po odpowiedzeniu na to iście bezsensowne pytanie, odwróciłam się na pięcie, i ruszyłam w kierunku parkingu, na którym zaparkowałam mojego kawasaki.
Gdy tylko tam dotarłam, sięgnęłam po kluczyki do kieszeni, i odpaliłam motocykl. Następnie włożyłam kask, i wsiadłam na niego. Wyjechałam z parkingu, i uprwniłam się czy gdzieś tu nie czycha może policjant, lub jakiś głupi kierowca. Ku mojemu zadowoleniu, nie zauważyłam takowego. Ha, pewnie wszyscy są teraz w klubie! Przynajmniej zarobię sobie trochę więcej... Co nie zmienia faktu, że i tak wezmę te pieniądze od rodziców. Takie olbrzymie ,,kieszonkowe", które dostaję od nich jeżeli czegoś zechcę. Aktualnie zastanawiałam się nad kupnem kolejnego motocykla... Początkowo rozważałam ferrari, aczkolwiek posiadam dwa samochody a jeden motocykl więc... Równie dobrze mogłam wyjechać na długie, luksusowe wakacje w ciepłych krajach, lub kupić sobie złotą biżuterię z diamentami, aczkolwiek pierwsza opcja nie miałaby teraz, gdy nie chcę, sensu, a druga, była totalnie niepotrzebna, póki co.
Ruszyłam z prędkością 200 kilometrów na godzinę, ze względu na to, że klub nie był aż tak daleko, a musiałam jeszcze zachamować.
Gdy tylko weszłam do klubu, ujrzałam stojącą przy ladzie, zniecierpliwioną Oliwię. Ach, jak ja uwielbiam widzieć ją w takim, lub gorszym stanie... Nędzna s*ka pospolita, z łbem jak balon wypełniony samym powietrzem. Powietrze, jak każdy wie, jest niewidzialne, a niewidzialne to w pewnym sensie nic, a nic to zero. Tak więc, proszę bardzo ku*wa, matematyka level master, jej iloraz inteligencji to po prostu zero.
- No jesteś wreszcie! - zaczęła.
Ja po prostu wzięłam leżącą obok niej tabliczkę informującą o tym, że tu pracuję, i przyczepiłam z prawej strony do koszulki.
- Jestem. - burknęłam. - A teraz won mnie stąd brzydulo, bo im dłużej na ciebie patrzę, tym mam brzydszy dzień.
Ściera od mopa potocznie zwana kobietą zmarszczyła swoje krzaki zwane brwiami, skrzyżowała łapska na zgniłych, małych mandarynkach, potocznie zwanych cyckami, i odeszła oburzona. Ojoj, czyżby nasza biedna dzidzia postanowiła się popłakać, w głębi duszy myśląc że trzy tony farby do malowania ścian, usta jak u ofiary pszczół afrykańskich, skóra po solarium jak u murzyna, i pięćset dziewiędziesiąt sieden kilogramów cieni naokoło oczu jak okulary jakiegoś durnego smerfa, zrobią z niej królową wszystkich facetów, jak i kobiet. Pff, o uśmiechu stuprocentowej pasztecicy, którego kieruje do każdego napotkanego typa, to już się nie chcę rozpowiadać.
Weszłam za ladę, zamykając za sobą drzwiczki, chwyciłam jeden z kieliszków stojących na półkach, i wlałam do niego wódkę z dodatkiem coli, rozkoszując się głośną na cały budynek piosenką ,,So What".
W pewnym momencie usłyszałam że ktoś wchodzi do środka. O, czyżby kolejna pusta, brzydka laska pokroju Oliwii? Ach, jednak nie. To tylko ta sama ciemnowłosa kobieta, którą widziałam po spuszczeniu łomotu niemytym od roku świniom z zagrody. Oby tylko mnie nie rozpoznała...
Gdy podeszła nieco bliżej uśmiechnęła się lekko widząc mnie, na co ja wywróciłam tylko wymownie swoimi oczami, i przygryzłam wargę. Następnie chwyciłam kieliszek z napojem, i wypiłam jego zawartość jednym chaustem. Gdy odstawiłam kieliszek, dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę.
- Chyba się jeszcze nie przedstawiłam. Jestem Riley.
- Almanzar. Alecia Almanzar. - powiedziałam nieco zmiesmaczona.
- Miło mi. - powiedziała szczerząc się.
Masakra... za co ja mam tu teraz stać i z nią gadać? Za co mam patrzeć na te wszystkie ,,uśmieszki heheszki"? Nosz, za co no?!
- Pracujesz tu? - zapytała się lustrując wzrokiem półki z alkocholami.
Miałam ochotę odpowiedzieć coś w stylu ,,Nie, wiesz, bawię się w udawanie barmanki!", lub ,,Zrób operację na wzrok, i wtedy chyba się dowiesz!", jednak zrezygnowałam, gdyż najzwyczajniej nie miałam ochoty pruć języka na nią. Odpowiedziałam więc tylko ,,Mhm.", pochodzącym z otchłani niechcenia.
Cały ten czas rozglądałam się dookoła, ale ani na chwilę nie zatrzymywałam wzroku na dziewczynie. Miałam głęboką nadzieję, że zamówi coś tylko, i pójdzie na parkiet, lub jeżeli będzie musiała tu stać, to postoi w ciszy...

Riley? 1008 słówek only for you :> Sorka za jakość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz