Strony

środa, 27 czerwca 2018

Od Gabriela CD Riley

- Zostaw mnie! - warknęła Riley  próbując jak najmocniej mnie odepchnąć. Próbując, po przy jej wzroście i wielkości nie mogła zrobić zbyt wiele, więc tylko cofnąłem się o kilka kroków. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - dodała, po czym odeszła ode mnie kilka kroków i usiadła na kamieniu. Bezsilnie objęła kolana rękoma i spojrzała przed siebie. Nagle poczułem coś dziwnego. Coś czego jeszcze chyba nigdy nie czułem. Wyrzuty sumienia. W końcu do mnie dotarło, że przez mój głupi żart mogłem stracić życie, jednak Riley mnie uratowała. Ugh, nie rozklejaj się Leith! Jedno było pewne - musiałem ją przeprosić. Czułem, że muszę to naprawić, a co ważniejsze że mogę to naprawić, bo chyba bardziej spie*dolić się tego nie da. Przeprosić, ale jak? W końcu tak na dobrą sprawę to nigdy tego nie robiłem.
- Nie rycz... - zacząłem próbując przybrać jak najmilszy ton głosu. - Prz... Prze... Przepraszam mała. - wydusiłem w końcu. Ahh moja biedna męska duma. - Wybacz mi skrzacie. - dodałem, patrząc na nią błagalnie. Dziewczyna nie odwróciła się, nawet nie zareagowała na moje słowa.
- Come on! Skrzacie nie denerwuj się, ogarnijmy trochę tą popierdzieloną znajomość i zacznijmy od nowa. - mruknąłem podchodząc do Riley. - Poza tym twoje walizki wciąż siedzą w Mustangu... - roześmiałem się próbując zwrócić na siebie uwagę brunetki, lecz ta wciąż mnie ignorowała. Nieporadnie podszedłem do niej, kucnąłem obok i delikatnie objąłem ją ramieniem. Ugh Gabrielu nie pogrążaj się!
- Przepraszam Riley. Wiem, że jestem gburem, ale taka moja natura. Dziękuję ci za to, że mnie wyciągnęłaś z tej wody... Wybaczysz mi skrzacie? - powiedziałem przyciskając się czołem do jej ramienia i tym samym naruszając nieco jej przestrzeń osobistą.
- Wiesz, że jesteś słodki jak nie wiesz co masz zrobić? - roześmiała się dziewczyna patrząc na mnie. A to mała wiedźma! Ja się tu przed nią płaszczę, a ona się ze mnie nabija... Może trochę mi się należało. Nie zmienia to faktu, iż nazywam się Gabriel Ashley Remington Leith i dopóki moje jądra są na miejscu, to nikt nie będzie się ze mnie nabijał.
- O ty mała jędzo! - udałem oburzenie zrywając się na nogi. Brunetka wystawiła język złośliwie się uśmiechając. Przybliżyłem się do niej i po raz kolejny tego dnia przerzuciłem ją przez ramię. O dziwo tym razem dziewczyna nie protestowała.
- Gdzie mnie ciągniesz tym razem? - spytała opierając się głową o mój bark.
- Do Rivershine!

Riluś? Zepsułyśmy Asza ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz