Kłamstwem byłoby rzec, iż aktualnie byłem tą samą oazą spokoju co zawsze. Prawdę mówiąc wręcz się gotowałem, ale wolałem zachowywać pozory, jakoby wszystko było w porządku, by zachować chociaż cień tego samego chłopaka, którym byłem nim poznałem Arancie. I głęboko wierzylem, ze wygląda to tak, jakbym był równie zobojętniały co on.
- Jeśli powiemy prawdę, chociażby okrojoną to możemy mieć pewność, że babka nas zje. - rzekłem, w odpowiedzi na jego pytanie. - Nie możemy też udawać, że wszystko jest dobrze, bo nie będzie to wiarygodne - dodałem, po chwili zamyślenia.
- A powiedz mi może coś czego nie wiem. - prychnął, bezczelnie wpatrując się w moje oczy.
- Wyobraź sobie, że właśnie próbuję, ale ty jak zwykle mi tego nie ułatwiasz. - burknąłem, z typowym dla siebie znudzeniem w głosie. Blondyn przewrócił oczami w akcie irytacji.
- Skoro tak ci we wszystkim przeszkadzam, to może pozbądź się mnie ze swojego życia na stałe. - odparł odwracając wzrok w stronę okna. I choć któraś z głęboko ukrytych cząstek mnie pragnęła mu zaprzeczyć, uświadomić jak bardzo nie chcę by odchodził gdziekolwiek i kiedykolwiek, to jednak nie mogłem mu tego powiedzieć, by nie pokazywać, że w jakimś stopniu mi zależy, skoro jemu nie zależało w ogóle. A może ta część nie była już jedynie mistycznym złudzeniem, a prawdą, uporczywie dobijającą się do większości myśli dotyczących chłopaka. Odgoniłem tę ideę jak najszybciej. Był tylko problemem w moim życiu, upłynnieniem seksualnego napięcia, a zarazem pieniędzy. Dlaczego wobec tego przed snem kreuję wyobrażenie o tym, jak z uśmiechem wsuwam mu obrączkę na serdeczny palec? Stop! To niedorzeczne.
Chwila! Obrączkę? Przecież to genialny pomysł. Z błyskiem idealnego pomysłu w oczach nachyliłem się do kierowcy i szepnąłem do jego ucha by zawiózł nas w centrum miasta, w pobliże jubilera.
- To jaki masz pomysł? - spytał Jimin, widząc to.
- Kurwa sprytny. - odparłem, krótko jednakże z widocznym uśmiechem.
- W twoim wykonaniu? Nie sądzę. - prychnął pod nosem. Więcej pytań nie usłyszałem.
Nim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Krótko podziękowałem taksówkarzowi, wręczając banknot do jego ręki i rozejrzałem się po okolicy.
- To może w końcu mnie oświecisz, co takiego ta pusta czupryna wykonsekwencjowała? - zapytał, wyraźnie poirytowany. - W końcu jestem częścią tej farsy.
- Zaręczymy się. - rzuciłem bez zastanowienia i ruszyłem w stronę jubilera. Dokładniej to próbowałem, bo mocny chwyt Jimina skutecznie mnie przed tym powstrzymał.
- No chyba cię pojebało! - krzyknął, mrużąc oczy.
- Jeden. Nie tym tonem. Dwa. Masz lepszy pomysł bystrzaku? - warknąłem, poirytowany postawą młodszego. Czemu mu zawsze coś nie pasuje. - Skleimy słodką historyjkę jak to najpierw się pokłóciliśmy, a potem ci się oświadczyłem w świetle gwiazd i wszystko będzie cacy. - wyjaśniłem, przyjmując spokojny ton głosu.
- To nadal nie ma sensu, ale już chuj. - westchnął, wpychając ręce do kieszeni.
- Jubiler jest podobno dwieście metrów stąd więc ruszaj dupsko. - burknąłem ruszając przed siebie. Nim się obejrzałem byliśmy już na miejscu.
- To tutaj. - rzuciłem krótko odwracając się do mojego towarzysza, który jak zwykle postanowił udać się w swoim własnym kierunku, przez co wypowiedziane zdanie spotkało jedynie pustą przestrzeń.
- Na miłość boską... Jak z dzieckiem. - westchnąłem, rozglądając się chaotycznie wokół. W pewnym momencie dostrzegłem blond czuprynę, przemieszczającą się za witryną jednego z malutkich sklepików, toteż bez wahania ruszyłem w tamtą stronę. Miejsce, w którym wówczas się znalazłem było co najmniej dziwne. Gdy tylko przekroczyłem próg przeszyła mnie dziwna energia, niosąca za sobą specyficzny, trudny w określeniu dreszcz. Zlekceważyłem to jednak i bez większego zastanowienia ruszyłem w kierunku chłopaka, który przyglądał się biżuterii, wystawionej za elegancką szybą.
- Możesz mi do jasnej cholery wytłumaczyć po jaki chuj żeś tu wlazł. - warknąłem, nachylając się nad jego uchem.
- Chcę te. - powiedział, zupełnie lekceważąc moje pełne dramatycznych emocji pytanie, wskazując na parę obrączek. Trzeba przyznać, iż nie były brzydkie, czarne, przełamane srebrnym paskiem po środku. Można by nawet rzec, że były dość eleganckie.
- Mieliśmy kupić coś u jubilera, a nie w jakiejś melinie, swoją drogą przypominającą miejsce z horroru. - odparłem, skupiając wzrok na stojących nieopodal lalkach o pustych oczach.
- Jeśli mam je nosić to chce właśnie te. - rzucił szybko, a ja wiedziałem już, iż nie ma sensu się kłócić, bo blondas i tak postawi na swoim. Bez większego gadania zawołałem sprzedawcę.
- Tą obrączkę poproszę. - powiedziałem, wskazując przedmiot. Mężczyzna zerknął na ozdobę, a następnie zmierzył nas czujnym wzrokiem.
- Przykro mi, ale nie sprzedaję ich pojedynczo. Albo obie, albo wcale. - wyjaśnił. W sumie to było do przewidzenia.
- Dobra, biorę obie. - westchnąłem, chcąc zaoszczędzić czas. Wepchnąłem właścicielowi kilka banknotów i nie czekając na resztę opuściłem sklep.
- Masz. - burknąłem wpychając obrączkę do rąk Jimina.
- A gdzie "Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?" - prychnął, wkładając ozdobę na palec. O dziwo pasowała idealnie.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim tymczasowym narzeczonym, żeby zagrać teatrzyk przed moją rodziną, a następnie zniknąć z mojego życia. - sparodiowałem go, próbując włożyć pudełko z pozostałą obrączką do kieszeni.
- Też ją załóż. - powiedział, wyrywając mi opakowanie z rąk, a następnie w mgnieniu oka wpychając obrączkę na mój palec. - Jak mamy się błaźnić to oboje. - dodał krótko.
Nie miałem siły się z nim kłócić. W milczeniu udaliśmy się do domu.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg w korytarzu powitała nas Mazikeen, choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że była to miła konfrontacja.
- Możecie mi wyjaśnić, gdzie żeście się podziewali?! - krzyknęła, zakładając dłonie na biodra.
- Poniósł nas melanż. - odparłem, zdejmując buty.
- Śmieszne, a dokładniej. - warknęła, zabijając nas wzrokiem.
- W skrócie zachlaliśmy mordy, pokłóciliśmy się, a potem Ands stwierdził, że nie może beze mnie żyć i oświadczył mi się w świetle gwiazd. - wyjaśnił Jimin, zgodnie z zaplanowanym wcześniej scenariuszem.
- Oświadczyny w LA. To takie oklepane. - prychnęła, choć tym razem bardziej z rozbawieniem niż złością. - Gratuluję dzieciaczki. - dodała po chwili, nareszcie z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Przekaż ojcu, że spotkam się z nim później, póki co chyba musimy odpocząć, bo ta noc była... ciężka. - wyjaśniłem, patrząc znacząco na Jimina.
- O niczym innym nie marzę. - powiedział, zapewne kłamiąc, jednakże idealnie grając swoja rolę, po czym bez zbędnego gadania udaliśmy się do pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy pierwszym co zrobiłem, było wyszperanie z szafki ręcznika i świeżych ubrań. W końcu nie miałem się nawet kiedy wykąpać, bo wątpię, że zrobiłem to zachlany w trzy dupy. Bez słowa udałem się pod prysznic. W mgnieniu oka pozbyłem się ubrań, a następnie spojrzałem na dłoń, na której błyszczała obrączka. Szkoda byłoby gdyby w kontakcie z wodą i szamponami straciła swój blask, prawda. Chwyciłem ją w dwa palce, chcąc ją zsunąć, lecz ona ani drgnęła. Spróbowałem jeszcze raz, lecz bezskutecznie. Jimin włożył mi ją bez trudności, więc nie ma mowy by była za mała.
- Jimin! Ja nie mogę tego cholerstwa zdjąć. - krzyknąłem przez drzwi.
Jimin?
Strony
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz