Strony

sobota, 15 grudnia 2018

Od Owen'a CD Minervy

     Podczas rozmowy z ciemnowłosą odnosiłem wrażenie, jakbyśmy czasami nadali na tej samej fali. Miała ona dystans do siebie, co nie raz zauważyłem i aż chciało się ciągnąć rozmowę dalej. Jednak coś nie pasowało mi w otoczeniu. Odwróciłem spojrzenie od kobiety i skupiłem się na dziwnie znanym mi zapachu. Wierzchowiec, na którym aktualnie się znajdowałem, zaczął nerwowo ruszać głową, a nie chcąc spaść z hukiem na ziemię, uspokoiłem go spokojnym głosem.
- Chyba nie powinniśmy tutaj być - powiedziałem czując jak bardzo ten zapach narasta.
- Czyli jeszcze nie zwariowałam - westchnęła czujnie siedząc w siodle.
- Kłóciłbym się - chrząknąłem na koniec i zmieniłem kierunek chodu, aby ominąć leżę niedźwiedzia, które znajdowało się kilka metrów przed sami, zaś za sobą usłyszałem prychnięcie ciemnowłosej.
- Wiesz gdzie iść? - rzuciła dorównując kroku.
- Nie wiem - zerknąłem na kobietę - Jednak nie chcę skończyć jako obiad dla niedźwiedzia - dodałem lekko unosząc kąciki ust.
- Nawet by na Ciebie nie spojrzał - rzekła Minerva, co obudziło we mnie dobry humor.
- Wiem, taki jestem straszny - poprawiłem się lekko w siodle - Z resztą.. trzeba znaleźć ogiera dyrektora - dodałem chcąc skupić się na obecnym zadaniu.
Od czasu do czasu wymienialiśmy się kilkoma zdaniami, które i tak nie pasowały do obecnego zajęcia. No może raz musieliśmy przypomnieć sobie rysopis zaginionego kopytnego, który postanowił całkiem sam wyjść sobie na spacer. Jestem ciekawy, jak często dochodzi do takich sytuacji. A co jeśli ktoś mu pomógł w ucieczce? Tym wolałbym się zająć po za godzinami pracy stajennych i przyjrzeć się temu wszystkiemu trochę z innej strony. Czasami budziła się we mnie mroczna natura, lecz szybko ją gasiłem przypominając sobie o obecnym zadaniu - być dobrym człowiekiem, a przynajmniej próbować takim być. Przez tak mocne zamyślenie, moje zmysły bardzo się wyczuliły i przypadkiem usłyszałem rżenie jakiegoś konia w oddali. Wróciłem myślami i skierowałem wzrok w kierunku dźwięku. Nie chcąc zgubić tropu, krótko cmoknąłem na konia i wprowadziłem go w szybsze tempo, zaś ciemnowłosa ruszyła za mną, o dziwo bez słowa. Dorównała mi kroku i jedyne co było słychać, to stukot kopyt o ziemię i oddech naszych wierzchowców.
Po chwili ponownie usłyszałem rżenie młodego ogiera, który tym razem był bardziej wyraźny. Czując, że jesteśmy bardzo blisko uciekiniera, z lekka zwolniłem i zacząłem się za nim rozglądać z nadzieje, że zauważę go między tyloma drzewami. Jednak nie pasował mi tutaj zapach krwi, który to ewidentnie dochodził od ogiera.
- Czujesz? - spytałem towarzyszki obok mnie - Musi być ranny.. - dodałem zauważając ciemną sylwetkę konia leżącego na ziemi.
- Tam jest - wskazała w to samo miejsce.
Zbliżyliśmy się do zguby na tyle spokojnie, by ten nie zaczął uciekać. Lecz gdy bardziej mu się przyjrzeliśmy, nie miałby nawet jak uciekać. Jego przednia lewa noga była w niedźwiedzich sidłach, a z rany sączyła się krew. Zatrzymałem się obok niego i zsiadłem z wałacha zawieszając wodze na połamanym drzewie. Spokojnym, lecz pewnym krokiem podszedłem do niego i zacząłem uspokajać, a zaraz obok mnie zjawiła się Minerva. Przyjrzałem się jego kończynie i nie wyglądała tak źle jak mogło się wydawać. Gdy ciemnowłosa uspokajała ogiera, ja zająłem się rozbrojeniem pułapki, która nie stawiała oporu i po chwili noga zguby była uwolniona.
- Zadzwoń do dyrektora - rzuciła kobieta - Nie może w takim stanie iść - dodała zerkając na nogę.
Przytaknąłem i wykonałem połączenie do wcześniej wspomnianej osoby. Mężczyzna ucieszył się z faktu znalezienie, lecz też wkurzył, że ten wpadł w pułapkę. Podałem naszą lokalizacje i teraz zostało nam czekać na specjalny wóz. Gdy schowałem telefon do kieszeni, rozejrzałem się dookoła i skupiłem na elementach, które tutaj nie pasują.
- Dziwne, że w tym miejscu jest taka pułapka - powiedziałem patrząc na sidła.
- Niedaleko było leże niedźwiedzia. Ktoś chciał sobie zapolować.
- O tej porze? Nie pasuje mi to. - westchnąłem - Większość już śpi, a po za tym nie ma sezonu na niedźwiedzie - dodałem jeszcze bardziej irytując się tą sytuacją.
- Podejrzewasz coś? - spojrzała na mnie ciemnowłosa. Przytaknąłem.
- Przynajmniej nie połamało mu kończyny - kucnąłem przy ogierze - Choć uszkodziło tkankę.
- Wyjdzie z tego.
Po kilku następnym minutach przyjechał dyrektor oraz stajenni specjalnym wozem. Do nich należało zadanie załadowania poszkodowanego, co uczynili szybko i ostrożnie. W międzyczasie wykonałem telefon do szefa baru i poinformowałem, że nie będzie mnie dzisiaj w pracy. Podałem jakiś banalny powód i po uzyskaniu zgody na wolne, rozłączyłem się. Gdy wóz odjechał, wróciłem do swojego wałacha i zerknąłem na ciemnowłosą.
- Spacer czy powrót do stajni? - spytałem wsiadając na wierzchowca.

Minerva? :3
706 słów



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz