Znalazłszy się w pokoju pozbyłam się strasznie nie wygodnych butów i kątem oka obserwowałam naprawdę dobrze prezentującego się bruneta.
Ale przecież nic nas nie łączy.
Mężczyzna objął mnie od tyłu w talii i zostawił na mojej skórze motyli pocałunek, na co syknęłam kompletnie zaskoczona. Obdarzył moje ciało kolejnymi muśnięciami, a na sam koniec pozbawił mnie drogiej sukienki i rzucił nawet nie patrząc gdzie. Później to ja nieco przejęłam inicjatywę i usiłowałam rozpiąć jego koszulę co szło dość opornie. W każdym razie złączyłam nasze usta w pocałunku po czym na mojej twarzy zagościł nikły uśmiech. Dalsza akcja rozgrywała się szybko -
praktycznie nadzy udaliśmy się do sypialni, pozbyliśmy się również bielizny i cały czas całowaliśmy się jakby świat wokół nie istniał. Gdzieś w międzyczasie Austin szeptał mi do ucha czułe słówka, a ja tylko wzdychałam głęboko i błądziłam dłońmi po idealnie umięśnionym ciele mężczyzny. Podekscytowanie całkowicie mnie wypełniło, a myśli zajmował tylko on. Dobra, to nie tak miało wyglądać, bo przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi...
Wykorzystując chwilę jego zdezorientowania usiadłam okrakiem na jego udach i zasypałam jego szyję pocałunkami na co on tylko się zaśmiał i również cicho syknął, kiedy zrobiłam mu malinkę.
- Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. - Cmoknęłam go jeszcze w usta i pozwoliłam przejąć przysłowiową dominację. Punkt kulminacyjny nadszedł nie tak szybko, bowiem oboje chcieliśmy nacieszyć się sobą jakby to już więcej miało się nie powtórzyć.
*~*~*~*~*
Z samego rana poczułam niewielki ból w głowie i mimo kilku godzin snu dalej pozostałam niewyspana. Spojrzałam na zegarek 10:18. Dobra może spałam trochę za długo... Schowałam się pod kołdrą chcąc odciąć się od całego świata i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z kilku wydarzeń, które zdarzyły się poprzedniej nocy. Moja twarz momentalnie pokryła się czerwonym kolorem i zaczęła przypominać buraka. Świetnie! Skarciłam się w duchu i jęknęłam przeciągle. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nigdzie wokół nie ma Austina. Chwila, co?
Szybko się ubrałam w bardziej normalne ciuchy (czytaj: wyjęłam z szafy pierwsze co rzuciło mi się w oczy) i w kilku podskokach znalazłam się w łazience zamknięta na klucz, gdyby komuś zachciało się mnie odwiedzić. Ogarnęłam swoją upośledzoną twarz, uczesałam się i przy okazji wzięłam prysznic, a na sam koniec ubrałam się. Ostatni raz zerknęłam w lustro i stwierdziłam, że nie wyglądam najgorzej. Akurat gdy wychodziłam, drzwi wejściowe drgnęły, a przez nie wychyliła się niezwykle zadowolona głowa bruneta.
- Widzę, że księżniczka się obudziła. - Kopnął drzwi, przez co zauważyłam, że niesie tacę ze śniadaniem.
- A książę przyszedł spełnić jej zachcianki. - Uśmiechnęłam się wyciągając rękę po tacę niczym dziecko po cukierka.
- Najwyraźniej. - Mruknął wyraźnie lustrując mnie wzrokiem i patrząc na mnie badawczo, aczkolwiek nie wspominał ani słowem o wczorajszym wydarzeniu za co byłam mu wdzięczna bo jeszcze nie poukładałam sobie w głowie tego wszystkiego.
- Mamy jakieś plany na dzisiaj? - Spytałam z pełnymi ustami.
- Zwiedzanie, łażenieee i tak dalej... - zaczął wymieniać.
- Mi pasuje - Wzruszyłam ramionami i oddałam mu pustą już tacę. - Dziękuję! - Uśmiechnęłam się.
Tak więc, Austin również przebrał się w normalniejsze ciuchy i odnosząc po drodze naczynia ze śniadania przy okazji wyszliśmy z hotelu na spacer. Oczywiście zawędrowaliśmy do znanego wszystkim, ogromnego napisu Hollywood. Przeszliśmy się Aleją Gwiazd podziwiając znane nazwiska i na sam koniec zahaczyliśmy o Disneyland, bowiem zaczęło się ściemniać i nie starczyłoby nam czasu na nic bardziej ambitnego. Skorzystaliśmy z wielu atrakcji, jednej z większych kolejek, domu strachu, jakiejś karuzeli i strzelaliśmy do buteleczek chcąc wygrać wielkiego miśka. Oczywiście jako silna i niezależna kobieta poszłam jako pierwsza chcąc udowodnić brunetowi, że mi się uda. Przeliczyłam jednak moje możliwości i po trzecim razie się poddałam.
- Patrz jak to się robi. - Z tryumfem wyłożył dolary na ladę i sięgnął po zabawkowy pistolet.
Założyłam ręce na piersi patrząc ze zirytowaniem na mężczyznę, który już po chwili targał za sobą wielką pandę.
- Nie dziękuj. - Puścił mi oczko.
- Phi... Sama też bym ją wygrała.
- Tak, tak na pewno krasnalu. - Poklepał mnie po głowie.
- Spadaj! - pisnęłam, co zabrzmiało na tyle komicznie, że się zaśmiał.
Przez dalszą część drogi nie odzywaliśmy się zbytnio. Było trochę zimno więc przytulałam się do maskotki i z zaciekawieniem oglądałam ładnie oświetlone budynki dookoła. Na szczęście byliśmy już blisko hotelu i niedługo otuli mnie ciepły kocyk, a pyszna latte rozgrzeje od środka.
- Co ty na to żeby jeszcze skoczyć do klubu? To grzech być w Los Angeles i nie być na żadnej imprezie. - Spytał patrząc z nadzieją.
- Okej. - Wzruszyłam ramionami. - Ale najpierw muszę odłożyć miśka do pokoju.
- To leć szybko, a ja tu poczekam. - Rzucił mi klucze które złapałam w locie i włożył ręce do kieszeni podczas, gdy ja szybko udałam się do mieszkania.
Wracając zastałam go czekającego w recepcji.
Wracając zastałam go czekającego w recepcji.
- Gotowa? - Skinęłam głową.
- Do którego idziemy? - spytałam.
Brunet wskazał palcem na wysoki i dobrze oświetlony budynek z napisem Lux.
- Najlepszy klub w mieście założony przez Lucyfera Morningstar'a. Może słyszałaś, dość znany facet. [Nie mogłam się powstrzymać okej xDD]
- Zapowiada się ciekawie. - Powiedziałam patrząc z zafascynowaniem na ogromną budowlę.
Austin? Jakże piękny dzień dobiega końca :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz