Gdy w drzwiach pojawiła się niezwykle wysoka sylwetka obdarzona falującymi ku dołowi blond włosami i uśmiechem rodem z reklamy Blend-a-med Minerva odetchnęła w duchu z niewyobrażalną ulgą. Ogarnęła nieco swoje niesforne, długie kłaki pozostawiając jednak dyplomatyczny zaczes ukrywający charakterystyczny defekt, gdy jednak spojrzała na swoje brudne i przepocone, jeździeckie wdzianko uznała, że układanie włosów nawet odrobinę nie poprawi jej wizerunku.
- Przyjdzie gości w syfiastych bryczesach powitać – sparafrazowała pod nosem książkowego łowcę nagród, rezygnując jednak z drugiego, niezbyt uprzejmego wobec rozmówcy, fragmentu cytatu. – Hej! Tak, byłabym niezmiernie wdzięczna, mogłabyś podejść?
- Jasne – blondynka nie pozbywając się uprzejmego uśmiechu zbliżyła się do brunetki i wyciągnęła ku niej rękę. – Lizzie, miło mi cię poznać.
- Minerva i wzajemnie – Brytyjka uścisnęła podaną dłoń i odwzajemniła uśmiech. – Słuchaj, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli od razu przejdę do sedna sprawy i pominę zbędne uprzejmości?
- T-tak, nie ma problemu – nietypowy sposób wypowiadania się Starkówny nieco zaskoczył Lizzie, lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Dziękuję, w takim razie, nie boisz się koni?
- W żadnym wypadku – zaśmiała się blondynka odsłaniając jeszcze więcej białych zębów.
- Wspaniale – odetchnęła brunetka nie pozwalając do kończyć zdania rozmówczyni. – Czy mogłabyś w takim razie przytrzymać tego tu pana, a ja szybcikiem zaniosę swoje bagaże do pokoju?
- Robi się – odparła i przejęła wodze, drugą, wolną ręką głaszcząc karego wałacha po szyi.
- Cudownie, dziękuję ci bardzo. Dosłownie za sekundę jestem z powrotem.
Chcąc dotrzymać obietnicy Minerva pochwyciła wszystkie swoje torby i przypominając bardziej wielbłąda niźli człowieka pognała co sił w zmęczonych podróżą nogach do budynku. W szaleńczym pędzie wbiegła na górę pokonując po dwa schodki jednocześnie i o mało nie wywalając się w połowie drogi, co zapewne przepłaciła by utratą co najmniej jednego zęba. Gdy zdyszana znalazła się na piętrze dotarła do swojego dormitorium, które według maila od dzierżawcy znajdowało się na końcu korytarza po lewej stronie. Z impetem otworzyła drzwi. Nie zatrzymała się nawet na chwilę, żeby rozejrzeć się po swoim nowym pokoju i kontemplować wystrój wnętrz. Rzuciła rzeczy na podłogę, po czym równie szybko jak weszła, tak opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi na klucz dotychczas czekający na nową właścicielkę w zamku od drzwi. Z prędkością i siłą istnego huraganu pognała z powrotem na dół ku dziedzińcowi, gdzie cierpliwie czekali na nią dziewczyna oraz pilnowany przez nią wierzchowiec.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna – wydyszała brunetka, przejmując wodze z powrotem.
- Spokojnie, to nic takiego - szczery uśmiech ponownie wyskoczył na twarzy dziewczyny.
Czyżby Minerva była na tyle dziwna, że aż zabawna? Czyżby już zdążyła zrobić z siebie idiotkę? Nie to jednak było aktualnym zmartwieniem Starówny, lecz typowa dla takich sytuacji niezręczna cisza, która nastała, gdy żadna ze stron nie wiedziała co powiedzieć. W końcu Starkówna zebrała się na odwagę, żeby zakłócić niekomfortową atmosferę.
- Teraz muszę odprowadzić tego, szanownego pana do stajni – wytłumaczyła wskazując Saurona. – Więc… Do zobaczenia później?
- Jasne, do zobaczenia – dziewczyna zrozumiawszy delikatną aluzję machnęła ręką na pożegnanie i powędrowała z powrotem do rezydencji, lecz tuż przed jej progiem odwróciła się na pięcie. – Chociaż, w sumie, to wiesz co? I tak miałam odwiedzić dzisiaj moją klacz. Pójdę z tobą, jeśli nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, wszelkie towarzystwo będzie bardzo mile widziane.
Droga do stajni minęła dziewczynom bardzo szybko, zapewne z tego powodu, że spędziły ją na pospolitej, standardowej pogawędce, dzięki której Minevra dowiedziała się między innymi, że jej nowa znajoma jest rdzenną mieszkanką Elmo, pracuje jako tancerka i również jest uzdolniona muzycznie. Lizzie z kolei miała okazję, żeby zapoznać się z zarysem historii oraz pochodzenia (oczywiście z pominięciem pewnych elementów) Starkówny. Gdy dotarły na miejsce rozeszły się w swoich kierunkach. Blondynka rozpoczęła trening swojej klaczy, a Minerva opłukała zmęczone nogi swojego wierzchowca, nakarmiła go i napoiła, po czym upewniła się, czy stajenny posiadał wszelkie instrukcje co do porannej pielęgnacji wałacha. Zakończyła wszystkie te czynności praktycznie w tym samym momencie, gdy Lizzie skończyła swój trening, w związku z czym dziewczyny miały okazję kontynuować dialog.
*
- Czyli, jeśli dobrze zrozumiałam, to od trzech lat objeżdżasz konno Amerykę? – zapytała Lizzie brunetkę, gdy dziewczyny wkroczyły na dziedziniec Zimowego Poranka.
- Zgadza się.
- I zwiedziłaś już wszystkie Stany?
- Jeszcze nie, pozostała mi Alaska, ale żeby się do niej dostać musiałabym przeprawić się jeszcze przez całą Kanadę, a to nie krótka wyprawa.
- Oj, zdecydowanie nie krótka. Gdzie ci się najbardziej dotychczas podobało?
- Hm… W sumie, to nigdy się nad tym zastanawiałam. Arizona była wspaniała, ale Dakota Północna to coś… Chwila – czarnowłosa przystanęła na środku placu i zaczerpnęła parę szybkich wdechów nosem. – Czujesz?
- Ale co? – blondynka zmarszczyła brwi i rozejrzała się dookoła.
- Śmierdzi spalenizną.
- O cholerrrrrrra. Moja szarlotka!
Lizzie? Takie nie powalające to opko, ale staram się jak mogę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz