Strony

środa, 28 listopada 2018

Od Levinn'a CD Anny

Rozmowa z dziewczyną nie była dla mnie uciążliwa, choć tak zazwyczaj myślą ludzie, prowadząc ze mną dialog. Miałem cichą nadzieję że ona tak tego nie odebrała. Dla tego też, droga minęła nam szybko. Wzrok cały czas miałem skupiony na jej dredach, oraz czasem na drodze. Wyglądała nieco inaczej, dla tego łatwo ją zapamiętałem. Z niektórymi to jest kłopot, bo są tacy sami.
W końcu droga dobiegła końca. Udałem się do domu, gdzie nie spotkałem Owena który pewnie był w stajni. Możliwe, że już poznał Annę.
Szybko wziąłem prysznic i zarzuciłem czarne ubrania, gdyż nie śniło mi się zakładać garniaka który otrzymałem...po prostu nie. Po tym zabrałem kluczyki do auta, portfel i zaznajomionego ze sobą Desert Eagle'a 50 AE. Tak na wypadek, dodatkowo miałem ze sobą paralizator. Też na wypadek. Gdy byłem już gotowy do wyruszenia w drogę, wsiadłem do auta, zapiąłem pasy i starałem się go odpalić...no właśnie, starałem się. Po pierwszej próbie wiedziałem, że z jazdy nici. Popróbowałem jeszcze kilka razy, aż w końcu odpuściłem. Spokojnie wróciłem do domu i wziąłem kluczyki do motocykla...no nie.
- Serio...- Westchnąłem głęboko. Też nie odpalił. Zastanowiłem się, co sprawiło że pojazdy nie chciały ruszyć, ale nie miałem na to zbytnio czasu. Odniosłem kluczyki, przed wyjściem dałem Vane jedzenie i ponownie wyszedłem. Czekała mnie droga na piechotę, więc mogłem spodziewać się opierdzielu ze strony mojego pracodawcy. No cóż, ponoć tylko gwiazdy się spóźniają.
Włożyłem w uszy słuchawki i zabrałem się do maszerowania wzdłuż drogi, aż dojrzałem pojazd zatrzymujący się obok mnie. Nieco zaskoczony zrobiłem krok w jego stronę, a za ciemną szybą pojawiła się znajoma twarz. Widać Anna wiedziała kiedy potrzebuję podwózki. Na szczęście nie była typem spokojnego, ostrożnego kierowcy, który nie pojedzie więcej niż 50 km/h. Z jej pomocą nie spóźniłem się, a byłem nawet minutę przed czasem. Podziękowałem jej i poszedłem na zaplecze klubu w którym pracowałem. Od razu na wejściu powitał mnie mój "partner", z lekkim strachem na twarzy. On miał za zadanie stać na wejściu, a ja w środku. Tak zrobiliśmy, choć często zaglądałem do niego by sprawdzić czy daje radę. Mimo początkowej niechęci, rozkręcił się nieco. Cała impreza minęła bez większych problemów, te dzieciaki były dziwnie kulturalne i nikt nie upił się na tyle by sprawiać problemy. Dawno nie było tak spokojnie w mojej pracy. I tak sobie trwało aż do końca i mogłem spokojnie udać się do domu zamówioną taksówką.

Gdy wróciłem do domu, było trochę po godzinie 6. Chyba jeszcze nie odczułem zmęczenia po nieprzespanej nocy, więc zamierzałem to wykorzystać. Nawet jakoś dziwnie miałem sporo energii, oraz miliony pomysłów w głowie, jak się jej trochę pozbyć. Po przyjściu do domu, tak by nie obudzić śpiącego jeszcze Owena, przebrałem się w strój sportowy i pobiegłem w stronę lasu. Miałem ochotę nieco pobawić się swoją postacią Białego basiora, więc zmieniłem swoją postać i gdy tylko poczułem przyjemne ciepło mojego futra, zerwałem się biegiem, rzucając się w gęściej zalesioną część lasu, aż dobiegłem do polany. O poranku, kiedy słońce wstawało, było tam na prawdę przyjemnie. Nawet nie zauważyłem, że przeleżałem tam szmat czasu. Do póki nie wywąchałem znajomego zapachu. Był ledwo wyczuwalny, ale jednak. Moja nowa znajoma przebywała pewnie w lesie na jakimś porannym spacerku, lub treningu. A może znów dosiadła konia. Dla jej bezpieczeństwa, lub zwyczajnej ciekawości chciałem sprawdzić czy dzika wataha nie krząta się w pobliżu. Rozciągnąłem się i poszedłem za zapachem, który doprowadził mnie do jakiejś ścieżki. W oddali widziałem kobiecą sylwetkę, przemierzającą spokojnie obszar lasu. A za nią, skradała się wataha. No tak, widać ma do nich pecha...nie miałem pojęcia, czemu się tak na nią uwzięły, ale z tego co mówiła wczoraj, wilki nie zawsze atakują, a jak już, poradziłaby sobie. Będąc w pełnej gotowości, przystałem za jakimiś krzakami i obserwowałem poczynania spotkania dwóch różnych grup. Z początku stworzenia otoczyły ją, lecz ta ze spokojem tylko stała i się im przyglądała. W tedy, jakby odpuściły i wróciły do swoich zajęć...Ciekawe. Warto będzie ją o to zapytać. Aż wstyd się przyznać, że w zasadzie mało wiedziałem o wilkach,jednocześnie zmieniając się w jednego z nich. Ale w końcu to były dzikie zwierzęta, a ja miałem cząstkę ludzkiego rozumu.
Po tym jak wilki odpuściły, dziewczyna zniknęła z pola mojego widzenia. Zauważyłem jedynie skrawek białego futra między drzewami. Ciekawe. Białe wilki zawsze jakoś bardzo mi się podobały. Ich futro, upaprane krwią były jakieś inne. Takie aniołki, które kiedy chcą mogą rzucić się wrogowi do gardła. Urocze.
- Widzisz? Nie zawsze kończy się atakiem.- Usłyszałem, kiedy po jakimś czasie znów spotkałem ją leżącą na kamieniu, już pod ludzką postacią. Zrobiłem to samo i przemieniłem się.- Spacerek czy trening?- Dodała, na co wzruszyłem ramionami.
- Wycieczka krajoznawcza.- Uniosłem kącik ust, opierając się o pobliskie drzewo.- Ty, zgaduję, trening?
- Tak. Zgadłeś.- Mruknęła, przymykając lekko oczy.- Gdyby nie ta wataha, może trwałby dłużej.
- Co one się tak na ciebie uwzięły?
- Urok osobisty.- Prychnęła cicho śmiechem.- No, albo znów zobaczyły ciebie i odpuściły.
- W to nie wątpię. Ciężko mnie nie zauważyć.- Westchnąłem.- A tak poza tym, jeszcze raz dzięki za wczoraj. Wiedziałaś, kiedy się pojawić.
- To akurat mój drugi dar.- Uśmiechnęła się lekko.- Zdążyłeś?
- Taa, byłem nawet przed czasem. Gdyby nie te dwa trupy, może nie musiałbym zajmować Ci czasu.
- Jakie trupy?- Zmrużyła brwi.- Coś stało się z autami?
- Nie odpalały, często im się zdarza, zwłaszcza w nieodpowiednich momentach.- Odrzekłem z lekkim sykiem. Anna otworzyła oczy i wbiła we mnie wzrok.- Może zabierz je do mechanika?- Zaproponowała, o czym już wcześniej myślałem.
- Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem, często źle się to kończyło. Sam nie miałem czasu coś zrobić a...jeszcze bym coś zepsuł, w końcu nie jestem specjalistą.
- W zasadzie...-Zamyśliła się na chwilę.- Mogłabym rzucić na nie okiem. Też specjalistą nie jestem, ale coś tam wiem.
- Chętnie przyjmę twoją pomoc. Ale znając ludzi, pewnie będziesz coś za to chciała?- Założyłem na siebie ręce, dopiero po fakcie orientując się, że niekoniecznie powinienem porównywać ją do innych nawet jej nie znając.
- Myślisz że taka jestem?- Jej uśmiech nieco zbladł, a wzrok zrobił się jakby chłodniejszy.
- Wybacz. Nie powinienem cię tak oceniać.- Powiedziałem szybko, spokojnie robiąc krok do przodu.- Ale przyznaj, większość ludzi taka jest.
- Niestety tak.- Mruknęła w odpowiedzi.- A ty taki jesteś?- Tym pytaniem zbiła mnie nieco z tropu.
- Mam nadzieję, że nie.- Odparłem po zastanowieniu, z delikatnym cieniem uśmiechu.- W każdym razie, chcesz się gdzieś przejść? To lepsze niż siedzenie bezczynne i marznięcie.- zauważyłem, czując chłodny powiew wiatru.

Annnnnnnna? (° ͜ʖ °)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz