Strony

wtorek, 9 października 2018

Od Naomi CD Austina

Bawiłam się przednio tonąc w objęciach Azjaty, który omamił mnie swoim urokiem. Jedyną rzeczą jaką żałowałam było to, iż to nie Austin był na jego miejscu. Może i lubiłam Koreańczyków i miałam dziwną słabość do skośnookich, ale ten cholerny idiota zajął sobie miejsce gdzieś na dnie mojego serduszka i umościł się tam wygodnie, najwyraźniej nie mając zamiaru się z niego wyprowadzić.
Nie żebym była w nim zakochana, uznajmy iż to tylko dobry przyjaciel. On pewnie nie chciałby się aż tak angażować, więc robienie sobie nadziei byłoby zbędne. Zresztą, ja nic do niego nie czułam.
Z Ji zatańczyliśmy nawet kilka wolnych, a ja całkowicie straciłam poczucie czasu i zapomniałam o Kalifie.
 - Zaraz wracam, pójdę do łazienki - Uniosłam wskazujący palec ku górze, gdy muzyka się skończyła.
 - Pójdę z tobą. Wiesz, wszędzie się kręcą jakieś podejrzane typki, a większość z nich jest pijanych. Jeszcze coś ci się stanie. I co ja wtedy zrobię? - Zaśmiał się dość sztucznie i udał się za mną.
Nie przeszkadzało mi to, bo rzeczywiście wolałam nie ryzykować, co prawda z nim również nie czułam się w 100% bezpieczna, aczkolwiek lepsze to niż jakiś narąbany facet dobierający się do mojej osoby. Znaleźliśmy się w łazience, szczerze to myślałam, że zaczeka w ,,przedziale" bądź wejdzie do tej męskiej, ale on podążył za mną z podejrzanym wyrazem twarzy.
 - Em... Co ty robisz? - spytałam zdezorientowana odruchowo szukając scyzoryka, którego jak na złość dzisiaj nie wzięłam.
 - Hmm... Czego tam szukasz? - Spytał zbliżając się do mnie niebezpiecznie.
 - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - No tak, oczywiście musiałam zgrywać hardcore'a bo inaczej nie byłabym sobą.
 - Przykro mi. - Wzruszył barkami robiąc smutną minę. - Nie zawsze dostaje się to co się chce. - Sięgnął do jednej z kieszeni, a ja odsunęłam się na kilka kroków. Zanim jednak wyjął swojego asa, naparł swoim ciałem na mnie i  wepchnął mnie do jednej z kabin.
 - Puść mnie. - Wysyczałam odpychając go rękami jak najdalej od siebie.
 - Uuu, groźnie. - Zaśmiał się. - Przykro mi, ale nie masz ze mną szans kochana. - Wyciągnął nóż i okręcił nim kilka razy wokół palców udając, że poświęca mu całą swoją uwagę. - Mam przewagę. - Wycelował nim we mnie.
Dlaczego akurat w takim momencie nie miałam żadnej choćby najmniejszej broni? Nawet głupiego scyzoryka, którym pewnie nie wyrządziłabym mu najmniejszej krzywdy, ale to już zawsze jest jakaś nadzieja. A dzisiaj nawet tego nie posiadałam.
Austin, gdzie jesteś jak cię potrzebuję?
Przylgnęłam plecami do ściany, jeszcze bardziej się oddalając.
 - Jeśli nie będziesz się stawiać to będzie mniej boleć obiecuję. - Z tym okropnym uśmiechem zbliżył się do mnie.
Jedną rękę schowaną miał za plecami. Czyżby krzyżował palce? Zrobił ten ostateczny ruch przyciągając mnie do siebie, a ja krzyknęłam głośno z przerażenia. Oparł podbródek o moją głowę i przyłożył nóż do mojego gardła. Próbowałam się szarpać, ale było to trudne, zwłaszcza, że chciałam jeszcze trochę pożyć.
Kurwa. Powiedzcie, że to nie będzie koniec mojego bezsensownego życia. Przymknęłam oczy spodziewając się najgorszego. Chciałam wydać z siebie jakiś krzyk, zawołać o pomoc, lecz słowa ugrzęzły mi w gardle i nic nie mogłam powiedzieć. W mgnieniu oka przyłożył do mojej twarzy jakąś chustkę, która swoją drogą nie pachniała zbyt ładnie. Momentalnie urwał mi się film i ostatnim co poczułam to solidny uścisk Ji-Yong'a.
~*~*~*~
 - Co z nią zrobimy? - Spytał jakiś nieznajomy głos.
Poczułam wstrząsy i lekkie podskakiwania, w dodatku gdzieś w tle słyszałam warkot silnika, toteż szybko wywnioskowałam, że znajdujemy się w jakimś aucie. Z tego co mi się wydaje to dość dużym swoją drogą. Siedziałam oparta o ścianę samochodu ze związanymi rękami. Wszystko mnie bolało, zapewne przez niewygodną pozycję.
 - Zawozimy ją do domu, a co? Z nią mogę się dobrze bawić. Ma charakterek. - Mój oprawca odpowiedział i mogłabym przysiąc, iż spojrzał się na mnie a na jego twarz ponownie wpełzł ten ohydny uśmiech.
Jakim cudem jeszcze niedawno mi się podobał? Teraz wywoływał u mnie dreszcze i obrzydzenie.
Bałam się otworzyć oczy, toteż dalej udawałam nieprzytomną i miałam cichą nadzieję, że nikt się nie zorientuje.
 - Jesteś pewny? Co jeśli zaczną jej szukać?
 - Pouczasz mnie? Tak jestem pewny, moje zdanie jest niepodważalne, przykro mi. Nawet jeśli zaczną to jaka jest szansa na to, że dojadą aż tutaj? Zresztą co ten jej chłoptaś może zrobić?
 - Może znaleźć ludzi i wtedy będzie po nas.
 - Będzie zabawnie, pokonamy ich. - Prychnął pod nosem. - O ile w ogóle się nie poddadzą i nie zostawią jej na pastwię losu. Kto by ryzykował igraniem z mafią dla jednej kobiety? - Ji zaśmiał się sarkastycznie.
No właśnie, kto? Ciekawe czy Austin w ogóle zauważył moje zniknięcie? A może już śpi sobie wygodnie w łóżku i nawet o tym nie myśli? Chciałabym żeby był tutaj obok i mi pomógł, tak jak ostatnio nie przepadałam za jego obecnością, tak dzisiaj była ona jedyną rzeczą jaką pragnęłam.
Nie chciałam robić sobie nadziei, a jednak gdzieś z tyłu głowy wierzyłam, że zaraz pojawi się obok mnie i obdarzy tym kpiącym uśmiechem, który polubiłam.
Auto zatrzymało się, a ja zostałam podniesiona przez prawdopodobnie białowłosego i bez żadnej delikatności zaniesiona do domu i rzucona na cienki materac. Później będzie mnie wszystko boleć.
Gdy tylko mężczyzna wyszedł momentalnie wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Niewielki pokoik z kratami w oknach jedną szafką, do której bałam się zaglądać i owym starym, materacem.
Chwila. Gdzie są drzwi? Serio? Zamknęli mnie w pokoju bez drzwi, z którego nie da się w nijaki sposób uciec?
Cicho liczyłam na to, że przeoczą jakiś mały szczegół i już niedługo wymknę się stąd, ale to chyba nie wchodziło w grę. Dopiero z zamyślenia wyrwało mnie rozsuwanie ściany. Mrugnęłam kilka razy oczami. Czy ja mam zwidy? Chyba nie.
 - Nie sądziłem, że tak szybko się obudzisz skarbie. - Uśmiechnął się tak jak to miał w zwyczaju i przeszył mnie spojrzeniem opierając się o ścianę. - Chociaż w sumie jesteś w połowie lisem prawda? Szybciej się leczysz i tak dalej... Niedługo będziemy to testować. Nigdy jeszcze nie miałem takiej zdobyczy. - Zaczął zbliżać się do mnie.
 - Jeszcze jeden krok - Syknęłam momentalnie zrywając się na nogi i cofając się.
 - Mogłabyś się zwracać trochę milej?
 - Nie
 - Hmm... Nie podoba ci się coś? Uwierz, niektórzy są tu gorzej traktowani niż ty... Na przykład Lisa, albo Cole, Luna... - Zaczął wymieniać na palcach ponownie do mnie podchodząc.
 - Gdzie ją masz? Gdzie jest Lisa?! - krzyknęłam.
 - Domyśl się.
 - Jesteś pojebany
 - Może troszeczkę. Nie chciałabyś mieć ze mną do czynienia, gdy jestem zły, naprawdę. - Puścił mi oczko, zrobił ostatni krok i znalazł się przede mną, niestety moje plecy stykały już się ze ścianą a Koreańczyk zagrodził mi wszelką drogę ucieczki. - Wtedy nie powstrzymuję się przed niczym. - Z całej siły uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy, a ja podskoczyłam z przerażenia.
Dobra, może rzeczywiście był trochę groźny...
~*~*~*~

Przez następny dzień dowiedziałam się niektórych informacji, o których wcale nie podejrzewałabym tę bandę popieprzonych idiotów. Przy okazji praktycznie cały dzień siedziałam w czymś w rodzaju laboratorium, przywiązana do jakiegoś wielkiego stołu, co rusz nacinali moją skórę, pobierali krew wstrzykiwali coś do mojego ciała, zapewne chcąc sprawdzić jak na to zareaguję. Tak więc gdy tylko wyszłam, byłam cała w siniakach, nacięciach i Bóg wie jakimi świństwami mnie jeszcze faszerowali. Prawdopodobnie straciłam już połowę mojej krwi, do tego wyglądałam tak jakbym się cięła. Całe ciało mnie bolało, nogi miałam jak z waty i praktycznie cały czas leżałam pozbawiona sił do życia. Zazwyczaj później przychodził Ji z odrobiną paskudnego jedzenia, którego i tak nie jadłam. Opierał się wtedy o ścianę i próbował wyłudzić na mnie informacje o moich znajomych, a ja starałam mu się odpyskowywać, choć już nie miałam siły. Naśmiewał się ze mnie i poniewierał mną jeszcze bardziej traktując jak jakąś zabawkę.
Przysięgam, jeśli kiedykolwiek się stąd wydostanę to on zginie właśnie z moich rąk.
W nocy zazwyczaj słychać było krzyki i błagania o pomoc. Jeszcze długo będzie mi się to śnić w najgorszych koszmarach. Szloch i płacz innych wypełniały mój pokoik. Azjata siedzący wtedy ze mną ponownie się śmiał i bawił w najróżniejszy sposób swoją bronią.
 - Miód na uszy, prawda? Kocham słyszeć i widzieć cierpienie.
 - Jesteś pojebany
 - Powtarzasz się kochanie. - Rzucił nożem w ścianę obok mnie. - Podoba mi się twój charakter, ale niedługo umrzesz powolną śmiercią. Chcę żebyś cierpiała najbardziej ze wszystkich moich wcześniejszych ofiar, czy to nie piękne? - Oczy błysnęły mu niebezpiecznie. Czemu spotykam samych powalonych idiotów?!
Nic nie odpowiedziałam i przez następne godziny próbowałam zasnąć, chociaż było ryzyko, że więcej już się nie obudzę, ale to miało w tamtym momencie najmniejsze znaczenie.
Dopiero późną nocą usłyszałam kroki, dużo kroków. Ponowne krzyki, alarm i liczne wystrzały.
Austin? Ktokolwiek? Czy ktoś przyszedł mnie uratować?
Niedługo potem wyczułam dym. Ogień objął znaczną część mieszkania i był coraz bliżej mnie. Koreańczyk zemdlał pod wpływem tego wszystkiego, choć zaledwie chwilę wcześniej wychodził stąd i gorączkowo z kimś dyskutował, bo wrócił cały poddenerwowany. Nie trzeba było czekać, gdy moje oczy również się zamknęły, a ja straciłam całkowitą nadzieję na czyjąkolwiek pomoc.
~*~*~*~*~
Delikatnie uchyliłam powieki i ponownie się rozejrzałam. Wszędzie pełno było bieli, a pokój wypełniały odgłosy dziwnych urządzeń.
Szpital?
Co. Jak?
Gorączkowo podniosłam się do siadu mrugając oczami i przecierając je. Spotkałam się jednak z niemiłosiernym bólem głowy i całej reszty ciała. Wyglądałam w dużym stopniu jak mumia, bo moje ciało pokrywały bandaże. Dopiero na samym końcu zwróciłam uwagę na śpiącego mężczyznę opierającego się rękoma o mój materac.
 - Austin... - szepnęłam cichutko ze słyszalną chrypą.
Pociągnęłam nosem czując jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu. A obiecałam sobie, że już więcej nie będę płakać. Przeczesałam dłonią po jego i tak rozczochrane włosy i delikatnie nim potrząsnęłam. Może nie powinnam była tego robić. W końcu jednak zapewne czuwał przy mnie dość długo i był zmęczony, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać przed obudzeniem go. Kalif lekko zdezorientowany i zaspany przetarł oczy i powoli rozejrzał się dookoła jakby nie wiedział gdzie się znajduje. I właśnie w tym momencie dosłownie rzuciłam się w jego stronę i przytuliłam tak bojąc się, że to tylko iluzja, która zaraz pryśnie a ja wrócę w tamto okropne miejsce. Zamoczyłam mu trochę bluzkę, ale może nie będzie mieć mi tego za złe. Dopiero po chwili również niepewnie mnie objął, tak delikatnie jakbym zaraz miała rozpaść się na milion kawałków.
Odsunęłam się od niego na chwilę by upewnić się, że to wszystko nie jest tylko głupim wytworem wyobraźni i otarłam nadmiar łez.
 - Austin, ja... Dz-dziękuję. - Już powoli się uspokajałam i docierało do mnie co się działo zanim się tu znalazłam.
Pocałowałam go w policzek nie za bardzo wiedząc co mam zrobić. W końcu nie byliśmy razem, żeby okazywać sobie nie wiadomo jakie czułości i ponownie przytuliłam go chcąc nacieszyć się obecnością bruneta.
 - Tęskniłam tak bardzo... - wyszeptałam jeszcze.




Austin? Tak słodko się zrobiło *lenny*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz