Strony

środa, 17 października 2018

Od Austina CD Naomi

   Gdy wszyscy nie dowierzali w śmierć Austina, Victor obwiniał siebie za tą sytuację, a Naomi nie mogła powstrzymać słonych łez, karetka z mężczyzną opuściła zalesiony teren. Tam pomimo stwierdzenia zgonu, próbowali wszystkimi metodami pobudzić chociaż serce, lecz te nie dawało żadnego znaku. Oznakowany bus mknął główną drogą otoczoną licznymi lasami, a jego sygnał odbijał się od obecnych tam drzew. Trasa wydawała się być długa i wręcz niekończąca się, aż nagle dzikie zwierze pod postacią białego wilka wbiegło na jezdnie. Jego ślepia wyraźnie odbiły się w światłach karetki, lecz nie miał zamiaru ustąpić. Kierowca wykonał nagły skręt omijając zwierze, lecz śliskie liście na asfalcie spowodowały poślizg pojazdu. Stres zamienił się w panikę, przez co bus wyleciał z drogi i z dość dużą siłą uderzył w drzewa. Z jednej strony niewinny wypadek, gdyż z lasu wybiegł wilk, lecz z drugiej strony czworonóg w moment przybrał ludzką postać. Otworzył tylne drzwi karetki i zabrał ciało Austina Jones'a. Na szczęście zespół ratowników odzyskał przytomność i oprócz kilku siniaków, wyszli cało z tej sytuacji. Zaś kim jest wcześniej wspomniana osoba?
   Mogłoby się wydawać, że zmarły tragicznie Jones zostanie pochowany jak bohater, lecz nie wypada zakopywać pustej trumny. Wszczęto poszukiwania jego ciała, a sam pogrzeb odwołano.
Osoba, która zabrała ciało, okazała się być młodą kobietą, która również należała do likantropów - czystej krwi wilkołak. Wyróżnia się od pozostałych ludzi nie tylko umiejętnością zmiennokształtną, a też faktem, że nie ma stałego domu. Jest typem podróżnika, a na swoim koncie ma wiele zwiedzonych miejsc. Ma też "przestarzały" kod genetyczny, a świadczy on o tym, że poszła w ślady swoich dalekich przodków. Czemu jednak porwała ciało Austina? By go uleczyć, oczywiście naturalnymi sposobami. Brzmi to niemożliwie, lecz tylko członkowie starych plemion posiadają wrodzoną umiejętność do roślin i odpowiedniego ich używania. Do tego też przystąpiła, gdy dotarła do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania - opuszczona jaskinia niedźwiedzia. Samo wyleczenie nie należy do łatwych czynności, przez co kobieta walczyła z tym prawie dwie noce. Dopiero przy pełni księżyca serce mężczyzny w pełni zaczęło pompować krew, gdyż wcześniej było wspomagane przez ładunki elektryczne paralizatora. Kobieta przez cały następny dzień klękała przy mężczyźnie i wypowiadała słowa starych plemion, aby przywrócić jego przytomność. W międzyczasie pozbyła się ziołowych opatrunków po ranach postrzałowych i nałożyła medyczne bandaże. Los zdecydowanie sprzyjał Jones'owi, gdyż jego kręgosłup nie odniósł poważnego uszkodzenia, oprócz lekkich pęknięć, które szybko się zrosły. Głowa czy żebra również wyszły z tego cało, w co aż trudno uwierzyć. Teraz tylko zostało czekać, aż odzyska przytomność.
***
   Czułem, jak moje ciało jest rozrywane na kawałki. Z jednej strony święty Piotr ciągnął mnie za swą bramę, zaś z drugiej coś trzymało mnie przy ziemi. Nie rezygnowałem z walki, gdyż tak bardzo chciałbym żyć. Białe światło powoli zanikało, a życie naziemne co raz bardziej stawało się realne. Zaczynałem czuć. Powoli zaciągnąłem chłodne powietrze przez nos i powoli wypuściłem. Powtórzyłem czynność, aby uwierzyć w to, co się dzieje. Niepewnie uniosłem powieki zmęczonych oczu, które to ujrzały jedyne źródło światła oświetlające coś na wzór jaskini. Mrugnąłem kilkukrotnie dla pewności, czy na pewno żyję i chcąc obrócić głowę na bok, poczułem cholerny ból w karku. Cicho syknąłem i zrezygnowałem z owej czynności. Wróciłem do wpatrywania się w skalną ścianę, lecz nadal byłem trzymany w niepewności. Podniosłem więc rękę na wysokość moich oczu, zaraz pojawiła się druga, po czym obie oparłem na torsie. Tam zaś wyczułem coś na wzór bandaży.. więc chyba żyję, ale zaraz zaraz.. czemu nie jestem w szpitalu, tylko w jakiejś jaskini? Dobre pytanie.
- Nawet nie próbuj wstawać - usłyszałem kobiecy głos, który tkwił mi w tylnej części głowy.
- Co..? Kim jesteś i co tutaj robię? - mruknąłem zachrypniętym głosem chcąc jednak się podnieść.
- Widzę, że na stare lata masz problemy z pamięcią - odparła kładąc dłonie na moich ramionach - Spadłeś z nieba aniołku i cudem przeżyłeś, więc teraz leż - zerknęła na moją twarz - I odpoczywaj - dodała z lekkim uśmiechem.
W pomieszczeniu nagle rozpylił się jakiś dym z pseudo kadzidełka, który to sprawnie wymusił na mnie sen. W sumie tego mi brakowało - świadomego snu. Wole odpoczywać w swoim ciele, niż być rozrywany na części.
   Niestety sen nie może trwać wiecznie i gdy po raz drugi ujrzałem skalne ściany, poczułem się znacznie lepiej. Mogłem swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu, które to faktycznie było jaskinią. Podjąłem się próby podniesienia do siadu i w sumie się udało. Oparłem się o ścianę i cicho westchnąłem powoli wszystko sobie przypominając. Atak na bazę mafii, przyjaciele oraz Naomi.. liczne strzały z broni, krew, ból, upadek.. Moją głowę opanował nagły pisk, przez który dostałem lekkiego krwotoku z nosa.
- Nie myśl tyle, bo widzę, że nadal Ci to szkodzi - rzekła ta sama kobieta i podeszła do mnie z ręcznikiem papierowym.
- Dzięki - mruknąłem tamując nos.
- Podziękujesz później - uśmiechnęła się i sięgnęła za butelkę wody oraz szklankę.
Naczynie z cieczą wręczyła w moje chłodne dłonie i całą jego zawartość wypiłem w dość szybkim tempie. Tego mi brakowało i aż bałem się pytać o czas pobytu tutaj.
- Powiesz mi więc, co tutaj robię? - dopytałem gdy mój głos brzmiał już normalniej.
- Przywróciłam Ci życie - odpowiedziała krótko podpalając jakieś suche liście w kadzidełku - W sumie gdyby nie ja, leżałbyś już dwa metry pod ziemią - dodała wzdychając.
- W takim razie ile już tutaj jestem? - zerknęła na mnie.
- Dzisiaj zaczyna się czwarty dzień - powiedziała zerkając na zegarek, który wskazywał ósmą rano.
- Co..?! - zdziwiłem się niemalże upuszczając szklankę - Przecież.. oni uważają mnie już za martwego - dodałem zmieszany.
- Martwego i zbiegłego zarazem - lekko się zaśmiała.
- Co żeś zrobiła..? - podpytałem podejrzliwie.
- Szczerze to rozbiłam karetkę i ukradłam Twoje truchło - uśmiechnęła się szeroko. - Ale zespołowi nic się nie stało, są cali. - dodała szybko unosząc dłonie w geście obrony.
Gdy kobieta bardziej rozjaśniła pomieszczenie, mogłem postawić stopy na ziemi i podjąć próbę wstania. Oczywiście dostałem ostrzeżenie od brunetki, że dawno nie chodziłem i nogi mogą odmówić posłuszeństwa. Byłem na to gotowy, lecz do tego nie doszło, gdyż organizm szybko przywyknął do bycia żywym. Zrobiłem rundkę po jaskini i wróciłem do przytulnego pomieszczenia. Zwróciłem jednak uwagę na moją bohaterkę, która w skupieniu plotła młode gałązki. Wyglądała mi.. znajomo. Aż za bardzo znajomo.
- Czekaj.. - mruknąłem lekko mrużąc oczy.
Brunetka zatrzymała swoją czynność i podniosła zdziwione spojrzenie na moją osobę.
- Zobaczyłeś ducha, że patrzysz tak na mnie..? - uniosła kącik ust - Czy może pamięć Ci wróciła? - rzekła pewnie.
- Boże.. - moje oczy dość nieświadomie zostały wypełnione łzami - Anna..! - niemalże krzyknąłem z radości i zdziwienia, lecz sama brunetka zawisła na mojej szyi.
Uścisnąłem ją najmocniej jak mogłem i poczułem znaczne odwzajemnienie. Co jak co, ale nie spodziewałem się mojej siostry właśnie tutaj. Tyle czasu minęło od jej ucieczki, która wyszła na dobre. Tyle mamy sobie do opowiedzenia.. Tyle lat razem spędzonych! Anna "Lykaon" Jones - jeden z dwóch członków rodziny Jones. Przez cały dzień rozmawialiśmy, dosłownie nie było chwili ciszy, a samego śmiechu czy humoru nam nie brakowało. Jak widać, bez alkoholu też można się dobrze bawić. Wystarczą dziwne zioła Anny.. Hihi. Ciekawi mnie tylko, jak trzyma się Naomi. Stęskniłem się za nią.

Naomi? Mała poprawka ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz