Strony

poniedziałek, 1 października 2018

Od Austina CD Naomi

   Gdy w pełni złapałem kontakt ze światem, byłem już w swoim łóżku obwiązany bandażami. Czułem piekielny ból, który w sumie był na tyle silny, że wysysał ze mnie wszelką energię życiową. Jedynie czego teraz chciałem, to snu. Głębokiego i długiego snu. Brunetka jednak wolała mnie jakoś zagadać i spytała o przyczynę obecnego stanu zdrowia. Chyba nie myśli, że w obecnym stanie jej cokolwiek powiem. Oddałem się w objęcia morfeusza i zasnąłem, tym razem w znacznie bezpieczniejszym miejscu niż auto. 
   Rano obudziłem się w tym samym miejscu, co zasnąłem, więc nic raczej się nie zmieniło. Znaczy w sumie byłem pozbawiony bandaży, w okolic ran czułem nieprzyjemne pieczenie. Zerknąłem w ową stronę i ujrzałem znęcającą się nade mną Naomi, która "ostrożnie" przemywała wcześniej powstałe rany.
- Muszę pozbyć się drobinek srebra - odparła widząc mój nieprzyjemny grymas twarzy.
- Takim sposobem będziesz robić to do śmierci - powiedziałem wzdychając.
- Masz więc jakiś pomysł, mądralo? - oparła dłoń z opatrunkiem na ranę dość mocno dociskając, przez co wydałem z siebie ciche syknięcie.
Zsunąłem dłoń brunetki z mojego boku i w miarę możliwości podniosłem się do siadu. Rzuciłem spojrzenie na obecną tutaj apteczkę i nie widząc szukanego przeze mnie środka, wstałem opierając się o wysoką szafkę. Nao nie mając do mnie ewidentnie sił, cicho westchnęła i pakowała niepotrzebne rzeczy do apteczki.
- Skoro możesz mówić, a nawet chodzi o własnych siłach.. - zaczęła szybko.
- Daj mi chwilę, okey..? - zerknąłem na nią myśląc, że to ja schowałem magiczny spirytus do ran.
Szybko sobie o nim przypomniałem i sięgnąłem do szuflady w komodzie, skąd wyjąłem połowę butelki czystego spirytusu. Co z tego, że niszczy tkankę.. szybciej pozbędę się srebra z rany i jeszcze szybciej się zagoi.
- To już wiem dzięki czemu tak szybko zasypiasz - prychnęła odbierając ode mnie butelkę.
- Żebym tylko ja pił alkohol - mruknąłem siadając na łóżku - Tylko nie przyciskaj za mocno do rany, bo uszkodzisz tkankę - dodałem.
  Dezynfekcja ran przebiegła o dziwo spokojnie i bez większych boleści, a rany na powierzchni postanowiły się zasklepić. Teraz tylko trzeba dać czas na pełną regenerację.
- Dzięki Nao - posłałem jej miły uśmiech.
- Następnym razem sama Cię doprowadzę do takiego stanu - powiedziała z uśmiechem psychopatki - Nie ma za co - dodała szybko.
Pomogłem złożyć apteczkę w całości i zapisałem wykorzystane rzeczy, takie jak bandaże czy białą taśmę medyczną. W końcu ja to wykorzystałem, więc ja muszę to uzupełnić. Nim jednak przystąpiłem do wyjaśnień, postanowiłem skoczyć pod prysznic, przebrać się w świeże ubrania i coś zjeść. Właśnie, zjeść. Pamiętam wczorajsze śniadanie i co nie co w klubie. Muszę to nadrobić.
   Było już koło drugiej popołudniu, a zarazem wszyscy byli po obiedzie i prawie każdy leniwie spędzał ten czas. Właśnie, prawie każdy, gdyż ja siedziałem w swoim fotelu w swoim pokoju i przyglądałem się masce, którą wcześniej wyjąłem z auta. Wyglądała na metalową, lecz to tylko połyskowa powłoka, zaś pod nią kryje się jakieś tworzywo sztuczne. Na ogół przybrała ona grafitowy kolor, który momentami wpada w czerń w zależności od światła. Przypomniałem sobie też o tych krzaczkach na ścianie warsztatu, lecz bez tłumacza nic nie zdziałam. Nagle jednak jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się Nao, ubrana w legginsy, dużą bluzę z kapturem oraz grube skarpety, a okryta była swoim kocem.
- Przeszłaś przez Syberię czy próbowałaś zdobyć zimowe góry? - spytałem widzą Nao w postaci Eskimosa.
- Bardzo śmieszne, palancie - mruknęła zamykając za sobą drzwi - Wyjaśniaj lepiej wszystko, albo poczujesz mój scyzoryk w swoich żebrach - dodała siadając na łóżku.
Zawsze możesz poczuć mój miecz gdzie indziej.. A chcesz się przestraszyć? - spytałem pomijając dość chorą myśl.
- Jeśli tak się stanie, w nocy będziesz mieć gościa - odpowiedziała szybko.
Wstałem z fotela i usiadłem na łóżku obok brunetki, opierając się o tylną jego część i wręczyłem do jej dłoni wcześniej opisaną maskę.
- Przyjechałem wczoraj do warsztatu i wszystko byłoby okey, gdyby nie policja i karetki na podjeździe. Jak się okazało, napadli tam Azjaci w takich właśnie maskach. Zranili dwóch pracowników, a później sekretarkę nożem pod żebra - wyjaśniłem w miarę możliwości - I zostawili też takie japońskie krzaczki na ścianach - dodałem pokazując jej zdjęcia z telefonu.
- A bójka..? - zerknęła na mnie - Kiedy do niej doszło? - dopytała zerkając w urządzenie.
- Po pracy na parkingu klubu. Jeśli się nie mylę, mieli garnitury i te chore maski.. - westchnąłem zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo wkopaliśmy się w mafię - A.. potrafisz rozczytać te ślaczki? - spytałem spokojnie.
- Shi o matte iru - przeczytała cicho pod nosem - Śmierć czeka za rogiem.. - wyjaśniła oddając mi telefon.
- Nie brzmi wesoło - mruknąłem - Więc.. wiemy tyle, że Ci kretyni pochodzą z Japonii, noszą maski karnawałowe w postaci bodajże smoków, przeważnie noszą garnitur i chcą nas zabić - wyjaśniłem z udającym zadowoleniem - Jesteś w stanie podjąć się takiego ryzyka? Igranie z mafią, bronią.. - spytałem znacznie spokojniej widząc lekko zmieszany wyraz twarzy brunetki.

Naomi? Uważaj na mój miecz ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz