Strony

niedziela, 30 września 2018

Od Naomi CD Austina

Niedługo po naszej rozmowie Austin wyszedł zostawiając mnie samą. Możecie wierzyć lub nie, ale nieco mnie to uspokoiło i już później zasnęłam o wiele szybciej niż się tego spodziewałam. Mimo to nie był to sen spokojny, gdyż przed oczami cały czas (nie wiedzieć czemu) miałam obraz ojca zabieranego przez policję, jego krzyku i przekleństw oraz płaczącą mamę osuwającą się powoli po ścianie. Przerzucałam się z boku na bok, do tego stopnia, że w pewnym momencie stoczyłam się z mojego łoża wraz z okrywającą mnie kołdrą i poduszkami. Przy okazji nieco oblana potem i przestraszona niedawno widzianą wizją kochanego tatusia. Dosłownie chwilę po tym mój budzik rozdzwonił się, a z głośników telefonu popłynęła znienawidzona piosenka grana codziennie o szóstej rano. Cholerna praca. Jeszcze zanim zaszczyciłam innych domowników moją obecnością szybko zerknęłam na siebie w lustrze stwierdzając, że wyglądam okropnie i zerknęłam na moje wymięte od wczoraj ciuchy. Może całkiem przypadkiem każdy jeszcze będzie spał?
Po cichu, na palcach stawiałam kolejne kroki rozglądając się wokół i ciesząc się błogą ciszą. Oczywiście udawałam, iż drewniana podłoga wcale nie skrzypi i nikt nie słyszy jak próbuję niezauważona przemknąć się do kuchni. Czułam się jak rasowy ninja próbujący okraść jakiś bank, przez chwilę nawet miałam ochotę przeturlać się pomiędzy jednymi drzwiami, a drugimi i zrobić fikołka, tak jak było to ukazywane we wszystkich kreskówkach, ale na wszelki wypadek się powstrzymałam. I w sumie to była jedyna moja dobra decyzja tego dnia, gdyż już w kuchennych drzwiach zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową i przy okazji odrobinka gorącego napoju wylądowała na mojej bluzce. Uniosłam wzrok w górę gotowa nakrzyczeć na mojego oprawcę, lecz się powstrzymałam.
 - Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - Stwierdził bezceremonialnie dobrze znany mi mężczyzna aka Austin.
 - A ty wcale nie wyglądasz lepiej patafianie. I wali od ciebie potem. - Teatralnie złapałam palcami za nos i skwasiłam się na co on tylko się zaśmiał i opuścił pomieszczenie.
A gdzie słowa przeproszenia? Gdzie współczucie dla mnie i mojej bluzki?! Ugh.
Teoretycznie mięliśmy porozmawiać na temat mafii, ale:
   po pierwsze: nie mamy zielonego pojęcia od czego zacząć poszukiwań,
   po drugie: nie wiemy jak wyglądają,
   po trzecie: naszych przyjaciół nie łączy kompletnie nic i ich porwania muszą być przypadkowe, albo po prostu oni byli zamieszani w jakieś brudne sprawy.
W każdym razie w tamtym momencie nie miałam czasu na większe sprzeczki. Toteż zaparzyłam sobie kawę i dodałam solidną porcję mleka. W sumie jakby nie patrzeć to było to mleko z dodatkiem kawy, a nie na odwrót. No cóż... Dzisiaj czekał mnie dłuuugi dzień, zwłaszcza, że chciałam nieco podpytać moich znajomych o złotowłosą i przy okazji spełnić swoje obowiązki w pracy oraz przetłumaczyć kilka dokumentów.
Szybko załatwiłam poranną rutynę, włożyłam brudną bluzkę do pralki i postarałam się wyglądać w miarę jak człowiek.
Wyszedłszy na dwór od razu uderzył mnie silny podmuch wiatru i kropelki deszczu. Lepiej być nie mogło. Starałam się jak najszybciej załatwić wszystkie ważne sprawy i mieć już to z głowy.
Tak więc od rana załatwiłam wszystkie zaległości w firmie, przetłumaczyłam kilka chińskich krzaczków, poszłam do moich osobistych klientów, a na sam koniec odwiedziłam kolejno wszystkie domy moich znajomych i przyjaciół. Każdego wypytywałam o Lisę, lecz każdy odpowiadał mi to samo.
 - Ostatni raz była w swoim domu i to chyba tam warto się wybrać, ale pewnie niedługo wróci nie martw się tym, to tylko Lisa ona sobie zawsze ze wszystkim radzi. - I wybuchali gromkim śmiechem.
W sumie nie był to głupi pomysł. Wszystko to jednak podziałało na moją wyobraźnię do tego stopnia, że sama bałam się tam udać. I takim oto sposobem w mojej głowie pojawił się ten patafian Austin.
*time skip*
- Potrzebuję. Twojej. Pomocy! - Wleciałam do jego pokoju nawet nie pukając i zdyszana oparłam ręce o kolana.
 Ten tylko podniósł wzrok znad telefonu i zmierzył mnie pytającym wzrokiem.
 - Czego potrzebujesz?
 - Ciebie i twojego auta, którym rozjeżdżasz ludzi.
 - Nie rozjeżdżam nim ludzi - Zmarszczył brwi.
 - W każdym razie, chcę żebyś pojechał ze mną do domu mojej przyjaciółki. Tam może być jakaś wskazówka co do tego czy rzeczywiście ją porwali, a sama się boję. - Uspokoiłam się nieco, lecz nadal w moim głosie można było usłyszeć ekscytację.
 - Dobra, pakuj się może rzeczywiście coś znajdziemy. - Westchnął przeciągle. - Jak zamierzamy się tam dostać?
Wtedy wyciągnęłam z kieszeni pęk kluczy i zakręciłam nimi na palcu. Czułam się niczym prawdziwy geniusz obmyślania planu włamania. Dobrze, że kiedyś dała mi te klucze, bo inaczej skończyłaby z wybitym oknem w swoim przytulnym domku.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już na miejscu. W aucie panowała niezręczna cisza przez co trochę się speszyłam i tylko wyglądałam przez okno w poszukiwaniu owych specyficznych masek, których i tak nie zauważyłam.
Szybko otworzyłam drzwi i zaczęły się przeszukiwania. Trochę nam to zajęło, bo dom był w nienaruszonym stanie. Nigdzie nie było żadnych śladów krwi, porwania, żadnych bójek ani martwych ciał. Liczyłam na coś ciekawszego...
Dopiero później zauważyłam na kuchennym stole małą karteczkę ze starannie wyciętymi znakami katakany.
あなたの友人はまだ生きている、あなた自身のより良い世話をしてあまりにも多くのにおいをしないでください。 あなたはすぐにすべてを見つけるでしょう。 私たちはあなたのために非常に面白いゲームを用意しました!
 - Austin!
 - Co?
 - Znalazłam... To... - Przetłumaczyłam sobie w myślach zawartość papierka i poczułam jak momentalnie nogi zaczynają mi się trząść, a po plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz.
 - Dużo mi to mówi. - Prychnął pod nosem wyrzucając zwiniątko do kosza.
 - Wasi znajomi jeszcze żyją... - Powoli przytaczałam tekst. - Nie węszcie za bardzo i uważajcie na siebie, bo tego pożałujecie. Wszystkiego dowiecie się już niedługo. Zapowiada się bardzo ciekawa zabawa. - Zasłoniłam twarz ręką.

Austin? Nie wiedziałam co dać w karteczce cri

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz