Przekroczywszy bramy wielkiego miasta nie spodziewałam się aż tak pięknych widoków. Wysiadłam na jakimś peronie oddalonym od mojego domu o co najmniej 200 km. Jakimś cudem wypchnęłam moją walizkę z pociągu i zdezorientowana okręciłam się kilka razy wokół własnej osi. Pora zacząć kompletnie nowe życie. Niewinny uśmiech wpełzł na moją twarz, a mój żołądek kilka razy zrobił fikołka. Przyjemne dreszcze przebiegły po moich plecach. Czułam strach, a jednocześnie podekscytowanie. Swoją drogą... Co u licha skłoniło mnie żeby przyjechać tu kompletnie samą bez żadnego znajomego?! Mam nadzieję, że chociaż poznam nowych ludzi, bo nie widzi mi się siedzenie całych dni przed telewizorem. Kilkoro ludzi uśmiechnęło się do mnie przyjaźnie, a jeden z przechodniów zaproponował pomoc w ciągnięciu wielkiego bagażu. Oczywiście odmówiłam kulturalnie i podziękowałam za chęć pomocy. Teraz tylko wystarczy odnaleźć swoje mieszkanie. Szybko włączyłam mapę w telefonie i wyszukałam danego obiektu. Moje oczy rozszerzyły się do rozmiarów wielkich spodków, gdyż byłam na drugim końcu miasta.
- Zapowiada się ciekawa wycieczka. - Mruknęłam do siebie siadając na mojej walizce i obgryzając paznokcia. Ah, te irytujące nawyki...
Mimo poczucia bezsilności moje optymistyczne myśli nie dawały mi spokoju i w głowie cały czas powtarzałam sobie, że zawsze mogło być gorzej.
Pozostało mi tylko ogarnąć najbliższe przystanki autobusowe, ewentualnie dojść pieszo, choć stawiałam bardziej na tę pierwszą opcję.
Pech jednak chciał, iż było już grubo po 21 w nocy, a co za tym idzie wszędzie kręciły się podejrzane typki. Moja lekkomyślność niestety dała o sobie znać i całkowicie uciszyłam podświadomość szepczącą mi z tyłu głowy, że przecież na każdym kroku może czyhać niebezpieczeństwo.
Toteż spokojnie szłam sobie głównym chodnikiem, nieco już opustoszałym, bo wokół kręciło się stosunkowo mało ludzi. Oczywiście wszystko trwało do czasu, gdy ktoś dosłownie wciągnął mnie w jakąś ślepą i ciemną uliczkę. Walizka zakręciła się kilka razy wokół własnej osi i bezceremonialnie upadła na środku chodnika.
Pięknie!
Szarpałam się i próbowałam się wyrwać, lecz chcąc nie chcąc byłam kobietą - o wiele słabszą niż napakowany facet.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko zadziornie i uderzył mnie w policzek. Zabolało. Nie powiem, ciekawie zapowiada się moja przygoda w nowym mieście. Gadał coś pod nosem, lecz zbytnio nie zwracałam na to uwagi zajęta próbami ucieczki. Dopiero gdy na chwilę zabrał swoją obleśną dłoń z moich ust, udało mi się krzyknąć krótkie pomocy. Za co ponownie mnie uderzył. A mama mówiła, żebym zaczęła chodzić na siłownie... Czemu wtedy jej nie posłuchałam?!
Osunęłam się po ścianie, gdy mężczyzna zaczął dotykać rękami mojej talii. Nie mówcie, że w takim momencie urywa mi się film. Ostatnimi siłami starałam się nie zamknąć oczu i to była chyba jedna z moich lepszych decyzji, gdyż ujrzałam bardzo ciekawy widok. A mianowicie czarnowłosą dziewczynę kopiącą faceta w jego czułe miejsce, a następnie tego obleśnego typa zwijającego się z bólu ja betonowym podłożu. Uśmiechnęłam się do siebie nikle, lecz tak jakby nie miałam siły by wstać, ani tym bardziej cokolwiek powiedzieć.
- Hej! wszystko dobrze? - spytała klękając przy mnie i delikatnie klepiąc mój policzek. - Nie zamykaj oczu! Halo! - dodała po chwili.
Zajęło mi trochę czasu nim całkowicie się ocknęłam i z pomocą nowej znajomej podniosłam się na równe nogi. Chociaż w dalszym ciągu czułam się jakby były z waty.
- Dz...Dziękuję. - Wydukałam z chrypą w głosie. - Przepraszam za kłopot, nie chciałam sprawiać problemu.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu - powiedziała pewnie - Co taki ktoś jak ty robi tu o tak późnej porze? - Uniosła jedną brew ku górze.
- Chyba trochę zabłądziłam. - Zaśmiałam się niewesoło - Ale spokojnie, radzę sobie. - podeszłam do walizki i pociągnęłam ją za rączkę. - Z tego co widzę tutaj jest przystanek, więc to już niedaleko.
- Pojechać z tobą? Chyba znam to miasto lepiej niż ty...
- Nie trzeba, naprawdę.
- Nalegam.
- No dobrze, ale wiedz, że mam wobec ciebie dług wdzięczności. - Powiedziałam niepewnie.
Naprawdę nie chciałam sprawiać jej dodatkowych zmartwień.
Tak więc usiadłyśmy na owym przystanku raz po raz gadając, a czasem pogrążając się w ciszy. Dziewczyna wydawała mi się całkiem miła, chociaż nawet nie znałam jej imienia.
Margaret? Odprowadzisz naszą niezdarę do domku? *lenny*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz