Pogładziłem wolną ręką jej rude włosy, i ostrożnie podniosłem się z łóżka.
Po cichu zszedłem na dół po schodach, aby zrobić śniadanie, i herbatę. Na ostatnim schodku spał szop; wygladal tak spokojnie, jakby w duchu cieszył się że utrudnia mi zejście ze schodów na chwiejnych po pobudce krokach. Cóż, zwyczaje zwierząt.
Po wyminięciu Apap'a skierowałem się prosto do kuchni.
***
Postawiłem na stół dwie herbaty malinowo-pomarańczowo-goździkowe, dwa puste talerze, i talerz ze stertą naleśników w kolorze czekolady (które swoją drogą czekoladową barwę miały dzięki kakao, który do nich dodałem). Następnie polożyłem tam też dwa noże i dwa widelce, oraz postawiłem miskę z kakaowym mascarpone, i miskę ze słodzonymi truskawkami. Pachniało wyśmienicie...Usiadłem na jednym z krzeseł, krzyrzujac ręce i opierając sie na stole. Teraz tylko czekac na Gen... Cóż, przynajmniej mam w tle piosenke o nazwie ,,Mefedron je swoją karmę i popija ją wodą".
Po chwili szop przestał jeść, i wskoczyl mi na kolana, domagając się pieszczot. Zająłem się wiec glaskaniem futrzaka, nie przestając wypatrywac Gen.
Po jakimś czasie uslyszałem kroki na schodach, a mym oczom ukazala się rudowłosa dziewczyna. Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę.
Genuś? Wybacz ze takie nudne i tak dlugo czekałaś... ;_; i jeżeli zrobiłam ci smaka na nalesniki tak jak sobie, tez sorka xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz