Strony

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Lucasa do Lizzie

Biegłem tak szybko jak tylko mogłem sobie na to pozwolić, bo wiedziałem że jeżeli zwolnię to ktoś z Hostis mnie dopadnie, pomimo że niby już mnie nie gonili ja czułem w kościach, że jeszcze spróbują mnie dopaść. Przeszedłem przez ich terytorium, nie miałem tego robić, ale czasem nie ma wyjścia, i trzeba zaryzykować. Poszedłem prosto przed siebie, rozglądając się żeby sprawdzić czy nikt za mną nie idzie czasem, ale uspokoiłem się dopiero kiedy przestałem czuć wrogi zapach. Ścigali mnie przez większy odcinek rzeki, dobrze że w porę skoczyłem do wody i mogłem popłynąć na drugą stronę. Gdyby nie ta granica już zapewne bym nie żył. W głowie miałem teraz tylko jeden, najważniejszy cel: znaleźć moją watahę. Mam nadzieję, że po tym wszystkim jednak mnie poznają. Trochę się zmieniło od tamtej pory kiedy odszedłem z watahy..
- Ciekawe jak się miewa Lizzie.. - pomyślałem głośno kiedy zacząłem sobie układać plan, jak powinienem się zachować jak już ją spotkam. Oby nie okazało się, że opuściła watahę, to by było najsmutniejsze co by tutaj mnie mogło spotkać po powrocie. Jak tak szedłem przez las wreszcie zobaczyłem jakiegoś wilka. Nie wyglądał znajomo i był dużo większy ode mnie przez co odczułem pewien mały respekt, ale się nie wycofałem. Zaraz zaraz! A czy to może być Aron? Tak! To on. Teraz nie miałem już najmniejszych wątpliwości. Zmienił się od tamtego czasu, oczywiście mówiąc w dobrym słowa znaczeniu. Postanowiłem że muszę się z nim przywitać, lecz zanim do niego podszedłem zobaczyłem, że przybiegł ktoś jeszcze. O tak! To była Lizzie! Podbiegłem pełen entuzjazmu żeby się z nimi przywitać.
- Witajcie! - powiedziałem patrząc to na Lizzie to na jej tatę.

Lizzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz