Andrew mógł wmawiać sobie co chciał, aczkolwiek przez to, iż od wielu lat spotykałem multum ludzi i to całkowicie od siebie różnych, tak teraz byłem w stanie niekiedy perfekcyjnie rozpoznawać mowę ciała. Ogólnie rzecz biorąc, ciężko było mi akurat ten pojedynczy przypadek rozgryźć, lecz gdy tylko drzwi windy się otworzyły zauważyłem, jak niektóre mięśnie mężczyzny się napinają.
Czyżby się znali? Owy ,,Cameron" (jak pisało na plakietce) był jego nowym pocieszeniem po mnie? A może tylko mi się wydawało i tak naprawdę nic ich nie łączy?
Opcji było wiele, a ja nie lubiłem bawić się w zgadywanki. Moje przekonania potwierdziły się w momencie, w którym czarnowłosy poszedł ,,do łazienki", jak to ujął. Chociaż zapewne nic z łazienką to wspólnego nie miało, chyba że to właśnie tam pragnął zaciągnąć swoją następną ofiarę.
Mama zawsze powtarzała, że to nie ładnie podsłuchiwać rozmów innych osób, a tym bardziej się w nie wtrącać, lecz ciekawość najprościej w świecie ze mną wygrała. Zaledwie po chwili z rękoma w kieszeniach jak najciszej próbowałem udać się za nimi i schować się za jakąś ścianą bądź meblem niezauważony.
- Swoją drogą urocza ta twoja dziwka, pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - Usłyszałem tylko i zaśmiałem się niewesoło na to stwierdzenie.
Pewnie, że byłem uroczy. W końcu jestem Parkiem Jiminem, to mówiło samo za siebie.
Zirytował mnie natomiast fakt, że Andrew postanowił podzielić się naszym seksualnym życiem ze swoim nowym kolegą. Może teraz zapragnął trójkąta? W końcu życie trzeba sobie urozmaicać.
W głosie Andsa, czuć było irytację. Cóż, zazwyczaj dość ciężko było wyprowadzić go z równowagi więc nieco się zdziwiłem.
Do czego wczoraj doszło?- To pytanie nieustannie plątało się w mojej głowie nie dając spokoju.
- Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - Zza ściany widziałem jak chłopak oblizuje łapczywie usta patrząc na czarnowłosego z wyższością.
Od słowa do słowa wyszła z tego mała bijatyka i to właśnie w tym momencie zaprzestałem ukrywania się. Cała ta sytuacja robiła na mnie jakieś tam wrażenie, aczkolwiek mrugnąłem kilka razy po czym znudzonym spojrzeniem ponownie oceniłem to co tam się właściwie działo. Schowałem ręce w kieszeniach i powolnym krokiem udałem się w ich stronę.
- Niestety cenię się bardziej niż myślisz mój drogi. Raczej nie będzie cię stać z pensji recepcjonisty. - Odparłem miękko, jakby nikt przed chwilą mnie nie obraził i śmiał się z tej dziwnej ,,relacji" łączącej mnie z Andym. O ile w ogóle można to było nazwać relacją.
Na dźwięk mojego głosu wyżej wspomniany mężczyzna zamarł na chwilę w bezruchu wciąż znajdując się w parterze ze swoim przeciwnikiem.
- Zostaw go Andy - powiedziałem wciąż w miarę spokojnie, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało.
Kątem oka widziałem jak Cameron spogląda na mnie z dołu z chytrym uśmieszkiem, gdyż czarnowłosy niczym wytresowany piesek zaprzestał swoich działalności. Blondyn był niesamowicie pewny siebie i właśnie to mnie przerażało, gdyż ja potrafiłem jedynie takiego grać. Właśnie dlatego miał przewagę.
- Wstań. - Zażądałem nieznoszącym sprzeciwu tonem. Podobało mi się, iż teraz to ja miałem kontrolę nad mężczyzną, a on poruszał się jak moja marionetka bez krzty sprzeciwu.
Nie powiem, bardzo miłe doświadczenie, biorąc pod uwagę, że to raczej ja jestem tą uległą stroną i zgadzam się na wszystko co powie. Oczywiście absolutnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ byłem z natury niezdecydowanym człowiekiem i po prostu lubiłem, gdy ktoś mówił mi czego ode mnie oczekuje, co mam teraz zrobić, jak się zachować bądź co powiedzieć. Zdecydowanie byłem świetnym aktorem, przy każdym zachowywałem się inaczej grając tak jak chciała reszta. Dzięki temu też idealnie wpasowywałem się w towarzystwo pozwalając innym mnie kontrolować. A kim był prawdziwy Jimin? Czy on w ogóle istniał? Raczej nie... A nawet jeśli to został unicestwiony już dawno temu.
Podszedłem do Camerona z pokerowym wyrazem twarzy czekając aż ten się pozbiera i raczy unieść swoją dupę w górę. Był wyższy, ale tylko trochę, tutaj również miał przewagę. Był lepszy ode mnie pod prawie każdym aspektem, a ja wciąż porównywałem mój marny metr siedemdziesiąt sześć do jego metru osiemdziesiąt. Uwielbiałem się porównywać z innymi by dobić się jeszcze bardziej.
Z jego twarzy wciąż nie znikał ten irytujący uśmiech, a on widocznie nie spodziewał się po mnie żadnego gwałtownego ruchu. Tak więc zrobiłem szybki krok w jego stronę po czym jednym płynnym ruchem przyparłem go do ściany wymierzając jeden, perfekcyjny cios w jego twarz po czym odsunąłem się zanim jego szok minął i byłby w stanie mi oddać. Nie byłem jakoś specjalnie umięśniony, byłem szczupły i dobrze zbudowany co zawdzięczam godzinom spędzonym na sali do ćwiczeń tańcząc coraz to nowe układy, toteż jakąś tam siłę w rękach miałem, chociaż zdecydowanie nie wielką. Miałem jednak nadzieję, że naprawdę go to zabolało.
- Zadzwoń jeśli się wzbogacisz, wtedy możemy porozmawiać o moich usługach. - Teraz to ja posłałem mu zadziorny uśmiech i oddaliłem się czekając aż Andrew postanowi do mnie dołączyć. Pewnym krokiem wyszliśmy z hotelu jakby nigdy nic się nie stało.
- Gdzie teraz? - zapytałem wyciągając z kieszeni niewielkiego elektryka i go włączając.
W końcu trzeba było zaspokajać swoje nałogi, zwłaszcza w stresujących momentach, dlatego też nie mogłem się już dłużej zatrzymywać.
- Do domu rodziców. Zadzwonię po taksówkę. - Westchnął wykręcając odpowiedni numer oraz podając nasze miejsce położenia komuś po drugiej stronie słuchawki. - Wiesz, że chyba mamy sporo do pogadania prawda? - Uniósł jedną brew do góry.
- Wiem. Trzeba doprowadzić naszą sztukę do końca. Później czekam na oklaski na stojąco. - Burknąłem pod nosem.
Zdecydowanie nie byłem teraz w humorze i próbowałem udawać, iż nic mnie nie ruszyło. Zresztą, uwielbiałem udawać kogoś kim nie jestem i zgrywać kogoś pozbawionego uczuć. Pociągnąłem kolejnego bucha czując jak przyjemny smak wręcz rozpływa się w ustach, a następnie daje błogie poczucie moim płucom.
Nim się obejrzałem moim oczom ukazała się typowa dla tych okolic, żółta taksówka. Wsiedliśmy do niej bez słowa i większość drogi przebyliśmy w milczeniu.
- Wiedzą czemu zniknęliśmy? Mamy się jakoś tłumaczyć? Ustalić wspólną wersję czy jak? - zapytałem spokojnie patrząc mu prosto w oczy jak to miałem w zwyczaju.
Andrew?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz