- Przepierdoliłeś całe nasze pieniądze na jakąś ruderę, ogłaszając ją mianem doskonałego pomysłu na biznes!
- Poprawka, my przepierdoliliśmy. - sprostował, uśmiechając się z niewytłumaczalną satysfakcją - Nie wiem czy pamiętasz, ale sama chciałaś rozwijać tę działalność, a że na moich barkach spoczywać musiały rachunki... Cóż, panienka przy papierkach palcem nawet nie kiwnęła. - dodał, po czym sięgnąwszy po whisky odkręcił ją z zamiarem przelania zawartości butelki do szklanki stojącej na stoliku obok, jednak wewnętrzne, potęgowane każdym kolejnym dniem spędzonym z tym patafianem pragnienie, nie pozwoliło mi na zignorowanie także tej wypowiedzi i nim Leith zdążył cokolwiek zrobić, jednym ruchem ręki strąciłam szklane naczynie z powierzchni stołu, na co mężczyzna momentalnie zerwał się na równe nogi.
- Co Ty wyprawiasz do cholery! - wydarł się, stanąwszy tuż przede mną, ale jego wybuchy od dawna już przestały robić na mnie wrażenie.
Ciemna barwa tęczówek chłopaka przeistoczyła się w soczystą żółć, a spod uniesionych ku górze warg wyłoniły się kły. Podobnie zresztą sytuacja miała się w moim przypadku... Trudno kontrolować emocje w otoczeniu idiotów. W tamtym momencie miałam ochotę mu przyłożyć. I zrobiłabym to. Zrobiłabym, gdyby nie nagły sygnał z kieszeni moich jeansów. Szybko wygrzebałam samsunga i widząc na ekranie nieznany numer, wyminęłam Gabriela, po czym odebrałam połączenie. Albo komuś potwornie nudzi się w życiu, albo stała się jakaś tragedia, o której tylko ja nie wiem, skoro pozwala sobie na telefon o tak wczesnej porze.
Gabriel?