Strony

niedziela, 10 lutego 2019

Od Margaret CD Cassie

Margaret, jesteś skończoną idiotką. Naprawdę sądziłaś, że Cassie mogłaby interesować się kobietami, a tym bardziej tobą? Co mi przez ten cały czas chodziło po głowie, jak złudnymi scenariuszami przyszłości karmiłam swój zdesperowany do granic możliwości umysł...
Zacisnęłam dłonie na twardej powierzchni stołu, sunąc szponami aż do jego krawędzi. Sama nie wiem czemu do oczu znów zaczęły napływać mi łzy.
Nie. Wystarczy już tej rozpaczy. Gdzież się podziała twoja godność, Margaret? Trochę przeginasz. Tak, zdecydowanie przeginasz.
Potrząsnąwszy głową z ciężkim westchnieniem podniosłam się z ławki, wypatrując nadjeżdżającego autobusu. Jakby tego było mało od dobrych paru minut początkowo prawie niezauważalne kropienie przeistoczyło się w istną ulewę, która mimo, iż teoretycznie znajdowałam się pod zadaszeniem, chcąc nie chcąc zdołała dosięgnąć moich butów. Super. Tak, to zdecydowanie nie jest mój dobry dzień. Pokręciłam się chwilę, przeglądając jakieś bzdety w telefonie, by w efekcie znów ulokować się na siedzeniu. Powoli dochodziła (tagg, dochodziła XD) dwunasta, a żadnego środka transportu wciąż nie było i nie zapowiadało się, aby takowy stan rzeczy miał ulec zmianie. Eh, przyznaję, Elmo to cudna mieścina, ale miło byłoby, gdyby choć raz na dobrą godzinę przejechał tą trasą jakiś samochód. Jak tak dalej pójdzie, to do domu dotrę dopiero za parę tygodni, ewentualnie jakiś nieszczęśnik znajdzie szkielet oczekującej na przystanku na autobus.
Swoją drogą, ciekawe co tam u Ca...
Ja pi*rdolę! Dość, dość, dość! Przestań wreszcie o niej myśleć! Tak się nie da, to jest nienormalne!
Wbiłam wzrok w obuwie, uprzednio strzelając się ręką w głowę, jednak i to nie przyniosło oczekiwanego efektu. Miłość czy jak tam to idiotyczne uczucie się nazywa, to jednak beznadziejna sprawa. Trzeba się z tego otrząsnąć i to jak najszybciej. Z racji tego, że szanowny kierowca autobusu najwyraźniej postanowił zrobić sobie dzisiaj wolne, uznałam, iż najlepiej będzie przebyć trasę do domu na własnych nogach, a raczej łapach. Wskoczywszy więc w stare, dobre futerko pomknęłam w leśne gęstwiny, obierając drogę na skróty.

~•~Jakiś czas później~•~

Nieco zmęczona, acz szczęśliwa z powrotu do domu przekroczyłam znajomy próg i praktycznie od razu padłam na kanapę. Krople wody uderzały w szybę, usilnie starając się dostać do wnętrza budynku, a wtórujący im wiatr szumiał delikatnie poruszając gałęziami pobliskich drzew, gdy nieoczekiwanie z mej torebki zaczęła wydobywać się dość irytująca melodyka. Podniósłszy się niechętnie odebrałam połączenie.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z panią Margaret Argent? - w urządzeniu rozległ się niski głos.
- Tak, kto mówi?
- Z tej strony Harrison Wood, dzwonię w sprawie domu, który pani obecnie wynajmuje. Z pewnych przyczyn jestem zmuszony sprzedać ową posiadłość, a tym samym... - w zasadzie to reszty nawet już nie słuchałam. Wszystko było jasne. Straciłam dach nad głową. - ...tak więc - kończył mężczyzna - Ma pani miesiąc na znalezienie nowego miejsca zamieszkania, po tym okresie dom zostanie przekazany nowemu właścicielowi.
- Rozumiem. Dziękuję za wiadomość. - westchnęłam odkładając telefon na stolik.
Najbliższe tygodnie zapowiadają się ciekawie.

Cassie? Pseplasam, że musiałaś tak długo czekać na odpis

462 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz