Strony

czwartek, 24 stycznia 2019

Od Louise CD Esmeraldy

Po skończeniu pracy i dotarciu do domu dosłownie padałam ze zmęczenia. Serio, weź siedź od 12 do 18 w robocie i kończ tłumaczenie jakiejś nudnej książki z portugalskiego na angielski, a potem zaczynaj tłumaczyć tą samą książkę na francuski. Naprawdę, lubię tłumaczyć i kocham czytać, ale ta książka to porażka. Jedna. Wielka. Porażka. A jeszcze lepsze jest to, że po przetłumaczeniu tego gówna na francuski czeka mnie tłumaczenie tego na koreański. Super!

Przekręciłam się z pleców na brzuch i wtuliłam twarz w poduszkę. Po paru sekundach wydałam z siebie wręcz żałobny jęk i zaczęłam walić głową w poduszkę. Moje żale przerwał dopiero odgłos naciskania na klamkę. Zerknęłam w bok, a mym oczom ukazali się Lavanda i Cielo. Psiaki wbiegły do pokoju, wskoczyły na moje łóżko i zaczęły się do mnie łasić. W drzwiach zaś stała Lizzie.

- Hej, wszystko dobrze? - zapytała.
- Świetnie. - uśmiechnęłam się sarkastycznie. - 6 godzin pracy... Skończyłam tłumaczenie gównianej portugalskiej książki na angielski i zaczęłam ją tłumaczyć na francuski. Potem będę musiała to przetłumaczyć jeszcze na koreański.
- No to powiem ci, słabo. - mruknęła, wchodząc do pokoju, i zamykając za sobą drzwi. Usiadła na łóżku obok mnie i psów.
- A jak u ciebie? - zmieniłam temat, przy czym zaczęłam głaskać psiaki.
- Nooo... Byłam dziś tylko na kawie z Riley, potrenowałam z Shakirą i się nią zajęłam, a tak poza tym to siedzę w domu i strasznie się nudzę. Dopiero w poniedziałek idę do pracy.
- Ale ci dobrze kobito... - westchnęłam i położyłam głowę na poduszce.
- Ty przynajmniej możesz czuć satysfakcję ze znajomości ośmiu języków, plus masz co robić, kobito. - uśmiechnęła się, naśladując mój ton głosu.
- Lepiej siedzieć w domu i się nudzić, niż siedzieć sześć godzin na dupie w pracy.
- Ale pomyśl o tym tak, że dostaniesz za to kupę kasy i będziesz mogła od tego odpocząć.
- Co masz na myśli? - spojrzałam na przyjaciółkę i uniosłam brew.
- Pojedź sobie kiedyś na urlop gdzieś za granicę. Odpoczniesz od pracy i w ogóle.
- Ale wiesz, że skoro pojadę sama, to nie będę miała do kogo gęby otworzyć?
- Znajdź sobie faceta albo coś. - zamachała brwiami, a na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- O tyyy! - roześmiałam się i dałam jej lekkiego kuksańca w ramię. - Do tego całą rozmowę zmierzasz!
- Skądże... - zrobiła minę niewiniątka. Po chwili dodała: - A tak serio, to myślę że zasłużyłaś aby mieć kogoś przy sobie.
- Pff, wymyśliła. - dmuchnęłam na pasemko włosów wchodzące mi do oczu, aby je odgarnąć. - Wszystko z czasem. A poza tym to z tobą co pod tym względem, hm?
- Po pierwsze, ze mną nikt nie wytrzyma. Po drugie, nie zasługuję na tak wspaniałe coś, jak posiadanie ukochanego. Po trzecie, ja to nie ty.
- Ej, ej, ej! Nie mów tak nawet! - zerwałam się do siadu. - Przecież jesteś wartościową osobą i nie pomyślałabym nawet, że nie można z tobą wytrzymać. Mną faktycznie nie jesteś, więc tym bardziej zasłużyłaś na kogoś dla siebie. - przytuliłam się do blondynki.
- Dobra, nie mam zamiaru się kłócić. - westchnęła cicho. - Tak właściwie to może skoro obie nie mamy za dobrego humoru, skoczymy ze znajomymi do klubu?
- W sumie dobry pomysł. Tylko kogo niby weźmiemy?
- Lisa, Margaret, Riley, Genevieve i Bruno mają dziś chyba wolny czas. Zadzwonię do nich, przy okazji zapoznasz się lepiej.
- Okeeej.
Po tym, jak Lizzie zadzwoniła do całej piątki i ustaliła godzinę oraz kto przyjeżdża z kim, zaczęłyśmy się szykować. Makijażu nie zrobiła żadna z nas, za to obie wybrałyśmy stosowne kreacje. Zajęło to dość długo, bo jak zwykle musiałyśmy się powygłupiać. Udało mi się namówić Lizzie, także klubu pojechałyśmy moim autem. Nie musiałyśmy też długi czekać na resztę, gdyż Ril i Maggie przyjechały zaraz po nas, a Lisa, Gen i Bruno przyjechali parę minut po nas.
- Sorka że tak długo, ale był korek. - usprawiedliwił się Bruno.
- Spoko, i tak czekamy tylko parę minut. - uspokoiłam go.
Całą siódemką weszliśmy do klubu. Wzięłam sobie mojito do picia i zasiadłam przy barze, natomiast cała reszta wzięła nieco mocniejsze drinki i poszła na parkiet.
- Nie idziesz? - zapytała Lizzie.
- Na razie nie, później dołączę. - uśmiechnęłam się. Może i to był trochę smutny uśmiech, co Liz zauważyła z całą pewnością, ale cóż.
- Okej, niech ci będzie. - dziewczyna skinęła głową, zapewne po prostu bojąc się, że rozmową bardziej mnie przygnębi, i poszła na parkiet.
Odwróciłam wzrok z powrotem na bar. Zauważyłam, że przyszła nowa barmanka na zmianę. Chyba dosłownie nowa, bo nigdy wcześniej jej tu nie widziałam. Miała śniadą skórę, ciemnobrązowe, rozpuszczone włosy, sięgające na oko do biustu i ciemne oczy. Niemal od razu wyczułam, że jest wilkołakiem. Tak, takiej woni nie da się pomylić z żadną inną.
Nie wyglądała też na złą osobę... Może w najbliższym czasie dołączy do naszej watahy? A może już dołączyła? A może jest już w jakiejś innej watasze?
- Coś podać? - odezwała się, widząc że wypiłam już całą zawartość mojej szklanki.
- Mojito, poproszę. - uśmiechnęłam się i wyłożyłam pieniądze na blat. Barmanka zabrała się za robienie mi drinka.

802 słowa

Esmeralda? Sorki za jakość, jeszcze spróbuję się rozkręcić heh xD 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz