Ten dzień był do dupy. Tak bardzo chciałabym się teraz gdzieś skryć iść i spędzić trochę czasu w samotności. Ale moje błagania nie zostały spełnione. Do sali przesłuchań wszedł policjant z ciepłą herbatą i postawił ją obok mnie, uśmiechając się delikatnie. Nie potrzebowałam jego współczucia, nienawidziłam tych fałszywych uśmiechów, którymi pewnie obdarował niejedną ofiarę. Ale go odwzajemniłam. Cóż, to właśnie przeze mnie musi zostać po godzinach, a przecież mógłby już być w domu przeklinając swoje życie i cały ten dzień. Upiłam łyk, czując jak ciepła ciecz patrzy mnie w gardło i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się, choć wcale nie miałam tego za złe. Bardzo rzadko zdarzało się by policja w jakikolwiek sposób ingerowała w sprawy cyrku, a dzisiaj dzięki nim pewnie cały cyrk zostanie zamknięty. Ludzie zostaną bez pracy, ale o to się nie martwiłam. Ze swoimi zdolnościami znajdą pracę gdzie indziej.
- Twoja krew nie jest ludzka, prawda? I twój dyrektor o tym wiedział. Tu nie chodzi tylko o to, że bałaś się uciec.
Ale Jack...
W moich oczach pojawiły się łzy, gdy tylko spojrzałam na małe tygrysiątko. Jestem zbyt słaba by żyć. Jak mogę chronić osoby, na których mi zależy, skoro nie mogę uchronić samej siebie? Ten świat jest spaczony i zły.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Teraz się nie uśmiechał. Trzymał dłoń na pistolecie jakby w obawie, że w każdej chwili mogę się na niego rzucić. Nie zaprzeczyłam, nie było sensu. I tak wkrótce się dowiedzą wszystkiego.
- Co jest złego w tym, że chcemy żyć, skoro przyszliśmy na ten świat i tu się wychowaliśmy? Wy tego nie zrozumiecie. Nie jestem wcale gorsza od ciebie. Myślisz, że dlaczego wszystko co i n n e nie chce się ujawnić? Będziecie patrzeć na nas z góry i prawić kazania! Nawet tacy jak ja...Nawet ja...Chce żyć tak samo jak wy! Zawsze tylko mówicie, że wasze życie jest koszmarem. A co mogę powiedzieć ja, kiedy egzystuje jak nieczłowiek od urodzenia?!
Po moich policzkach popłynęły łzy, lecz wtedy usłyszałam jak ktoś woła moje imię i ciepło czyiś dłoni na moich policzkach.
- Tae... - wyszeptałam, patrząc wprost w jego oczy. To naprawdę on. To on zgłosił moje zaginięcie. Ale dlaczego? Przecież dałam tu ten cholerny list! On nie jest taki głupi, pewnie nie uwierzył w ani jedno słowo zawarte w liście.
- Proszę się od niej odsunąć, ona jest niebezpieczna - policjant, złapał go za ramię i odciągnął za siebie, a gdy chciałam wstać by zaprotestować w oka mgnieniu chwycił za pistolet i przystawił mi go do czoła.
- Nie podchodź, k u n d l u .
< Tae?>
Słowa: 422
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz