Strony

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Od Austina CD Naomi

       Gdy minął kolejny, prawdopodobnie trzeci tydzień, od wyprowadzki z Zimowego Poranka, czułem jak wszystkie moje emocje gasną. Cały ja zostałem przytłumiony samotnością i własną głupotą, a gdy doszły do tego cięższe zlecenia z pracy, wygasłem jak ostatnia zapałka. Na mojej twarzy nie pojawiał się już uśmiech, a w duszy kuło, z dnia na dzień coraz bardziej. Anna, która zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć, teraz rozkładała ręce i nie wiedziała, jak dalej postępować. Postanowiłem nie zawracać głowy moim znajomym i robić to, co robiłem zawsze - praca, siłownia, szkolenia i spacery. Gdy dopiero nadszedł weekend, zalałem się alkoholem tak bardzo, jak było to możliwe. Utopiłem wszelkie negatywne emocje, które z początkiem nowego tygodnia, jeszcze bardziej się nasiliły.
- Austin, nie przesadzasz za bardzo? - spytała Anna, gdy to siedzieliśmy razem na przerwie.
- Z czym? - spytałem wpatrzony w jasny kubek kawy.
- Jak z czym? - przybliżyła się do mnie - Staczasz się, Austin - dodała, na co wzdrygnąłem ramionami - Nie możesz tak żyć, bo..
- Bo co? Codziennie robię to samo, Anna. Jak taki robot. Przychodzę do pracy, podpisuje, łapie ludzi i wracam do pustego domu..
- I może jeszcze mnie będziesz o to obwiniał? - syknęła karcąc mnie wzrokiem.
- Nie, po prostu..
- Po prostu weź się w garść. Jesteś młodym człowiekiem, który może wiele osiągnąć - odparła spokojniejszym już tonem.
- A może ja już osiągnąłem to, co chciałem osiągnąć i chciałbym zakończyć pierwszy rozdział życie z kobietą u boku, którą kocham - podniosłem wzrok na brunetkę - I zacząć z nią kolejny rozdział - dodałem nieco ciszej.
Ten fakt chyba całkowicie uciszył ciemnowłosą, gdyż do końca przerwy siedziała zamyślona z kubkiem kawy w dłoniach. Może to i dobrze, nie miałem jakoś ochoty na rozmowy. Gdy wypiłem ostatni łyk kawy, opuściłem "stołówkę" i udałem się do swojego biura, gdzie kontynuowałem wypełnianie różnych wniosków. W mieście nic się nie działo, przez co my kryminalni mieliśmy bardzo mało roboty, lecz dyrektor uważał to za ciszę przed burzą. Ciszę, która trwała kolejne kilka dni... Gdy wszelkie dokumenty schowałem już do archiwum, a na zegarku dochodziła godzina piąta wieczór, dostaliśmy zgłoszenie o napadzie na bank. Ta informacja postawiła na nogi cały komisariat oraz ściągnięto policjantów, którzy wcześniej skończyli swoją pracę. Przygotowaliśmy się do akcji poprzez ubranie kamizelek kuloodpornych oraz uzupełnieniu amunicji w posiadanej broni. W busie dostaliśmy maski tlenowe, które ponoć mogą się przydać. Na miejsce wezwaliśmy również inne służby specjalne, takie jak straż pożarta czy pogotowie ratunkowe.
Pod bankiem stały tylko dwa auta, a ze środka budynku nie dochodziły żadne krzyki. Zimowa ciemność kompletnie nie pomagała nam w tej sytuacji, przez co musieliśmy wezwać helikopter z pobliskiego lotnika. Grupa antyterrorystów skierowała swoje oddziały do wejść bocznych i gdy tylko minęli ich progi, rozległ się huk broni palnej. Na bieżąco zbierałem informację odnośnie bandytów, rannych oraz cywili, po czym wysyłałem kolejnych ludzi w odpowiednie miejsca. Akcja jednak przybrała zły obrót i z okien oraz drzwi zaczął wydobywać się dym, prawdopodobnie z granatów dymnych. Zostało to potwierdzone przez obecnych w środku policjantów, którzy poprosili o dodatkowe wsparcie. Nie mając większego wyboru, sięgnąłem za maskę oddechową, która ma za zadanie zakryć nos oraz usta, aby gaz nie dostał się do dróg oddechowych. Upewniłem się co do posiadanej broni i wraz z kilkoma innymi policjantami, weszliśmy do środka zadymionego budynku. Ze względu na to, że bandyci stwarzali dla nas duże zagrożenie, każdy z nich został skutecznie postrzelony i nie ważne, czy wyjdzie z tego cało.
   Gdy sytuacja została opanowana, wyprowadziliśmy cywili z budynku i każdego z nich doprowadziliśmy do obecnych na zewnątrz karetek. Po ściągnięciu maski, obleciałem wzrokiem na wozy ratunkowe, gdzie medycy zajmowali się każdym z poszkodowanych. Zwykłe badania polegające na zadawaniu pytań i co niektórym podawanie środków uspokajających. Wtedy moje martwe spojrzenie zatrzymało się na kobiecie, którą miesiąc temu doprowadziłem do totalnego szału. Ponownie nie wiedziałem, jak odpowiednio zareagować, aby jej nie zranić.. Przypomniałem sobie wtedy o tym, że skoro potrafię pracować w policji, to tym bardziej mogę podejść do kobiety i z nią porozmawiać. Zebrałem w sobie resztki pozytywnej energii i skierowałem swoje kroki do karetki, w której siedziała Naomi. Była przykryta folią termiczna i rozmawiała o czymś z lekarzem. Gdy nagle jej spojrzenie uniosło się właśnie na mnie, chciałem zawrócić, lecz wyglądałoby to strasznie słabo. Ona zaś opuściła wzrok i poprawiła na sobie folię.
- Cześć Nao - przywitałem ją pewnym i zarazem spokojnym głosem - Cieszę się.. że nic Ci się nie stało - dodałem chowając ręce w kieszeń kurtki - Słuchaj..
- Przyszedłeś się tłumaczyć? - spojrzała na mnie dość ciętym wzrokiem.
- Chciałbym Ci wszystko wytłumaczyć, naprawdę - kucnąłem naprzeciw niej, gdyż kobieta siedziała na progu karetki - Tylko mi na to pozwól - dodałem półszeptem nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
Gdy jednak Nao wzięła wdech by znów mnie o coś opieprzyć, w budynku nastąpił wybuch, prawdopodobnie jakiegoś gazu, przez co kilku policjantów ugrzęzło w środku. Z radia, którego miałem przypiętego do pasa, rozległ się niewyraźny komunikat.
Utknęliśmy.. *przerwanie* ogień.. *przerwanie* wsparcie *nagła cisza*.
Cicho westchnąłem i czując, że znów coś psuję, ugryzłem się w język, aby nie rzucać mięsem na tą cholerna pracę. Wstałem z przykucu i upewniłem się co do broni w kaburze, chwyciłem za maskę z radiowozu i ruszyłem w kierunku budynku. Nim jednak tam doszedłem, złapała mnie przerażona kobieta.
- Tam utknęła moja córka - powiedziała głośno płacząc i chwyciła mnie za ramiona.
- Wyciągnę stamtąd Pani córkę - zapewniłem ją i oddałem ratownikom, którzy wcześniej podbiegli.
- Uratujcie ją! - dodała nie mogąc powstrzymać żalu.
Ten fakt jeszcze bardziej zmotywował mnie do wejścia w ogień, lecz nie szedłem sam, a razem ze strażaki oraz innymi policjantami, gdyż w tej sytuacji każdy wyszkolony jest potrzebny.
Mając już maskę na twarzy, wkroczyłem do zadymionego budynku i zacząłem poszukiwania wcześniej wspomnianej dziewczynki. Mój słuch skupił się wyłącznie na drobnym głosie, który dochodził z drugiego końca budynku. Niczym zahipnotyzowany dążyłem do źródła dźwięku, skutecznie omijając wszelkie przeszkody i torując sobie ewentualną drogę wyjścia. W pewnym momencie doszło do kolejnego wybuchu, tak bardzo silnego, że cały budynek aż drgnął na fundamentach. Gdy dobiegłem już do małej dziewczynki, która panicznie łapała oddech, okryłem ją swoją kurtką i dałem maskę oddechową, po czym wziąłem na ręce i przytuliłem do swojego torsu chroniąc jej głowę. Tak na oko miała z cześć, może siedem lat. Ograniczałem swój oddech do minimum ze względu na unoszący się dym, lecz pomimo tego, płuca powoli zaczynały domagać się świeżego powietrza. Widziałem, jak reszta mundurowych wyprowadza innych cywilów z budynku, więc skierowałem się w ich kierunku. W sumie była to jedyna droga wyjścia, więc i ja po chwili znalazłem się na świeżym powietrzu. Widząc przerażoną kobietę, która była uspokajana przez ratowników, podszedłem do niej i oddałem dziewczynkę prosto w jej ręce. Szczęście, jakim oby dwie tryskały, był trudny do opisania. Oby dwie miały uśmiech, a nawet łzy radości, a mnie było stać jedynie na lekkie uniesienie kącików ust. Odebrałem od nich kurtkę oraz maskę, które sama mi oddała. Szczerze podziękowała, po czym zajęli się nimi lekarze. Mając już dosyć na dzisiaj, skierowałem się do radiowozu. Rzuciłem do środka kurtkę i rozglądnąłem się po obecnych karetkach, lecz nie zdołałem znaleźć Naomi. Z czasem akcja dobiegła końca.
          Myśl o Naomi nie dała mi żyć i gdy tylko wyszedłem spod prysznicu, ubrałem się w coś, co nie śmierdzi dymem i skierowałem się bawarką pod Zimowy Poranek.  Postawiłem auto trochę dalej od głównego wejścia i mając jeszcze klucze od garażu, wszedłem do środka poprzez drzwi garażowe. Tam udałem się schodkami do góry i zaraz wyszedłem naprzeciw kolejnych schodów, gdzie niezauważony poszedłem w kierunku pokoi. Naomi o dziwo była w środku, więc delikatnie zapukałem w kawałek drewna. Słysząc pozwolenie, uchyliłem ostrożnie drzwi i widząc brunetkę w stercie papierów, która była odwrócona tyłem do mnie, wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
- Przyszedłem porozmawiać - powiedziałem lekko wzdychając, ciemnowłosa zaś odwróciła się do mnie na obrotowym krześle - Tak, wiem.. jestem skończonym dupkiem, nie musisz mi tego powtarzać. Chcę Ci tylko wszystko wyjaśnić - uprzedziłem jej krzyki i narzekania na mnie.
- Mam dużo pracy.. - rzekła odwracając się do kartek.
- Widzę, ale zajmie to dosłownie chwilę - odparłem siadając na drewnianym krześle.
- Miejmy to już z głowy - westchnęła przeglądając nadal jakieś kartki.
- Więc.. skłamałem z tym szkoleniem i wiedziałem, że dowiesz się prawdy. Nie chciałem, żebyś się martwiła, a cała akcja miała skończyć się całkiem inaczej. Zostałem zmuszony do zażycia... stymulanta, przez co później podczas kłótni byłem... agresywny i nie panowałem nad sobą - wyjaśniłem kończąc z lekka łamiącym się głosem - Przepraszam Cię za to wszystko i nie proszę o wybaczenie.. Po prostu bardzo mi na Tobie zależy - dodałem wyrzucając z siebie resztki pozytywnej energii, cicho westchnąłem i wstałem z krzesła, z zamiarem opuszczenia pokoju brunetki.

Naomi? dupek Austin bez uczuć :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz