- Kocham cię Margaret. Nie tak jak byś tego chciała, ale kocham i wierzę w to, że kiedy tylko poznam to uczucie to będziemy razem szczęśliwe. - powiedziała całując mnie w policzek, co sprawiło, że zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio, zwłaszcza, iż z całej jej wypowiedzi zakodowałam głównie dwa pierwsze słowa.
Idiotka, idiotka, idiotka, idiotka... Nawet nie wiem ile razy zdążyłam już sobie powtórzyć w łepetynie to jakże proste, idealnie wpasowujące się w moją psychikę słowo. I kto tu ma problem z okazywaniem uczuć? Chyba jednak nie umiem w miłość, w przyjaźń też zresztą nie, przynajmniej nie z Cassie. Swoją drogą, co ona sobie teraz o mnie pomyśli? Znamy się raptem kilka dni, a ja już parę razy zdążyłam sprać w jej obecności dwóch facetów, upić się na imprezie i wyznać jej coś, czego prawdopodobnie nigdy nie chciałaby usłyszeć (a nawet jeśli, to pewnie nie z moich ust). Najgorsze było to, że kompletnie nie wiedziałam jak powinnam się zachować, na ile mogę sobie w jej towarzystwie pozwolić i kim tak naprawdę dla mnie jest? I kim ja jestem dla niej? Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Zawsze wiedziałam co robić, jak reagować i ogółem uchodziłam za tę najbardziej rozgarniętą w towarzystwie, tymczasem przy rudej miałam krótko mówiąc mózg wywrócony do góry nogami (pomijając fakt, iż mózg w ogóle nóg nie ma, a to, że właśnie to zaznaczam świadczy jedynie o tym, iż przestaję już myśleć racjonalnie. Cudownie).
Westchnąwszy cicho objęłam palcami dłonie dziewczyny, przez cały czas nie odrywając wzroku od ciemnej posadzki, która z bliżej nieokreślonych przyczyn zdawała się być teraz najbardziej optymalnym punktem do zaczepienia wzroku. A może to była raczej kwestia tego, że po tym wszystkim co powiedziałam wstyd było mi spojrzeć Cassie w oczy? Przeze mnie nie tylko ma teraz mętlik w głowie, ale i (co gorsza) teraz uważa, że to z nią jest coś nie tak. Naprawię to. Muszę to naprawić.
- Wiesz, że to nieprawda. Nigdy tak nie myśl. Jesteś wspaniałą, bardzo dobrą i wartościową osobą. Po prostu nie spotkałaś jeszcze nikogo właściwego, takiego jak ty. - spojrzałam jej prosto w oczy, przy czym La Mettrie na dłuższą chwilę zamilkła, zapewne zastanawiając się nad sensem tych słów.
W zasadzie to chciałam powiedzieć coś więcej, jednak ruda skutecznie mi to uniemożliwiła, jakby nigdy nic po raz kolejny wtulając się w mój tors, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba naprawdę powinnam zacząć chodzić na jakąś terapię, bo do tego, że gdy to robi zaczynają mięknąć mi nogi, raczej nie będę w stanie przywyknąć. Z drugiej strony ciepło bijące od dziewczyny było naprawdę... Przyjemne. Ejejeje! Dosyć tego, dość! Muszę zachować resztki normalności...
- Swoją drogą... - odsunęła się kawałek, poprawiając opadające na ramię włosy - ... myślałam, że masz trochę inny stosunek do mężczyzn.
- Faceci to debile. Myśl sobie na ich temat co chcesz, ja zdania nie zmienię. - stwierdziłam bez dłuższego namysłu, a na twarzy Cassie wykwitł rozbawiony uśmiech.
Cassie?
588 słów = 5 L
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz