Strony

piątek, 28 grudnia 2018

Od Andrewa CD Jimina

Z poczuciem satysfakcji wygasiłem wyświetlacz telefonu i odłożyłem go na kawowy stolik, o barwie brudnej bieli. Czy właśnie znalazłem metodę na skośnookiego? Wiedziałem, że to może być ciekawe, ale nie spodziewałem się aż takiego podniecenia. Zabawne jak niewiele potrzeba aby doprowadzić Jimina do szaleństwa. Z jaką łatwością mogę nim manipulować, używać sprośnych tekstów aby wymusić na nim pożądane zachowanie. Z każdą taką akcją jestem bliżej mojego celu - uzależnić go od siebie, stać się jego narkotykiem... Cielesnym narkotykiem. Jeśli mam być szczery to potrafię kochać, ale tylko jego ciało. Kocham jego pełne usta, jędrne pośladki, delikatną skórę, ale nie jego samego. Tylko to jestem w stanie pokochać i tylko na tym opiera się nasza relacja - na ciele. Nie zbudowaliśmy żadnej relacji. Spaliśmy kilka razy ze sobą i kilka obok siebie, a pomimo to i tak się nie lubimy. Nie żeby bardzo mi to przeszkadzało, ale bycie bezuczuciowym chujem niekiedy jest męczące. Nie mam zamiaru się z nim zaprzyjaźniać, ale miło byłoby traktować co najmniej neutralnie osobę, z którą się pieprzę. Ugh! Od kiedy skupiam się na uczuciach i relacjach. Chyba za dużo alkoholu na dziś, powinienem położyć się spać.
time skip
Sobotni ranek nie należał  do wyjątkowych, zresztą tak samo jak i wszystkie inne dni. Festiwal monotonii. Przez noc świat zdążyła okryć puchowa pierzyna w odcieniu bieli, zwana śniegiem, przez co w moim mieszkaniu zapanował chłód, większy niż zazwyczaj, szybko zastąpiony ciepłem kominka. Filiżanka kawy, kilka tostów, trzy papierosy... Jak w każdą sobotę poświęciłem również kilka chwil nieskazitelnie czystemu mieszkaniu i tyle... Miałem wolne. Mogłem oddać się słodkiemu lenistwu. Mogłem, a nie chciałem. Pora roku utrudniała mi prace w ogrodzie, nauka wyjątkowo nie była kusząca, czytanie również nie było dziś zachęcającym zajęciem. W akcie desperacji rozłożyłem się na sofie i włączyłem telewizor, w nadziei, że chociaż tam znajdę upragnione zajęcie. Ostatecznie skończyłem gapiąc się bezmyślnie w ekran, na którym puszczony był jakiś bezsensowny paradokument. No cóż... Zawsze mogłem oglądać program o urządzaniu mieszkań bądź kopulacji gadów, więc wybrałem najmniej bolesną opcję. Nagle rozterki bohaterów przerwał dźwięk sygnalizujący przychodzące połączenie. Na miłość boską! Nic nie kupię, nic nie sprzedam, nie mam chwili, aby porozmawiać o Bogu!
- Tak? - burknąłem wciskając zielony przycisk i odbierając połączenie.
- Andrew? Andrew Purdy? - spytał cichy, kobiecy głos pod drugiej stronie.
- Przy telefonie. O co chodzi?
- Syn Vee i Bruce'a Hudsona? - upewniła się rozmówczyni. Wzdrygnąłem się na dźwięk nazwiska ojca, niemniej jednak potwierdziłem. Myślałem, że temat mojego ojca zakończył się wraz z dniem, w którym zniknął z życia mojej matki.
- Wobec tego ktoś chce z panem rozmawiać. - oznajmiła, jak sądzę przekazując słuchawkę komuś innemu. Co to za głupia gra w podchody?
- Andy? - usłyszałem rozedrgany głos, tym razem męski. - Synku... - dodał po krótkiej chwili milczenia. Zaraz. Synku?!
- Niezwykle udany żart, przez chwilę zacząłem nawet w to wierzyć. - rzuciłem poirytowany, po czym odsunąłem aparat od ucha.
- Posłuchaj mnie. - powiedział mężczyzna, gdy już miałem zakończyć połączenie. Nie odpowiedziałem mu, ale przycisnąłem telefon do ucha. Co tu się dzieje? - Synku, to ja. Chciałbym to wszystko naprawić. Synku wybacz mi.
Synku?! Ścisnąłem telefon w dłoni jeszcze mocniej, co sprawiło, że przez chwilę miałem wrażenie, jakby urządzenie miało rozsypać się w mojej ręce.
- Synku?! - wrzasnąłem. - Gdzie byłeś przez te dwadzieścia pięć lat?! Gdzie byłeś, gdy nie miałem gdzie mieszkać, gdzie byłeś kiedy umierała mama?! A teraz chcesz do naprawiać?! - krzyczałem totalnie nie panując nad emocjami.
- Vee nie żyje? - upewnił się mężczyzna. - Tak mi przykro.
- Tobie jest przykro?! Nie było ci przykro, gdy zostawiłeś ją na pastwę losu! Po co w ogóle się do mnie odzywasz, co? - wrzeszczałem, wyrzucając wszystkie pytania jak z karabinu maszynowego. Odpowiedziało mi milczenie. - Tak myślałem. - warknąłem, po czym zakończyłem połączenie i rzuciłem urządzenie na kanapę. Nie miałem pojęcia co się stało. Opadłem bezwładnie na sofę i ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem co zrobić, jak się zachować, ale wiedziałem, że na pewno nie chcę być teraz sam. Drżącymi dłońmi wziąłem telefon, wystukałem numer Jimina i niepewnie wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Przyjedź. - rzuciłem krótko, gdy tylko usłyszałem, że mężczyzna odebrał, a następnie wziąłem solidny zamach i cisnąłem urządzeniem o podłogę, sprawiając, że rozpadło się ono na kilka mniejszych kawałków.

Jimin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz